O Manifeście Wiary 

Marzec 2019

         Nie ulega wątpliwości, że żyjemy w czasach zamętu dotyczącego naszej wiary. Nie jest to wcale większy zamęt, niż ten w V w., gdy św. Augustyn musiał patrzeć na niszczenie dotychczas kwitnącego Kościoła w północnej Afryce. I nie jest on większy, niż był w XVI w., gdy Kościół w Europie na fali Reformacji został rozdarty niemalże na strzępy. Zamęt ten nie jest też większy od tego w czasach władzy komunistycznej, gdy otwarte wyznawanie wiary stanowiło akt odwagi cywilnej. Dzisiejszy zamęt nie jest większy, niż ten z przeszłości, ale jest nasz i trzeba sobie z nim poradzić, tak jak radziły sobie z nim pokolenia wierzących, które nas poprzedziły. Nasz czas zamętu charakteryzuje się zachwianiem pewności wiary, na której można było dotychczas oprzeć swoją duchową egzystencję. Podejście relatywistyczne, według którego wszyscy mają rację, chociaż zajmowane stanowiska diametralnie od siebie odbiegają, powoduje utratę orientacji i duchowy niepokój. Elementem tego zamętu jest stawianie pod znakiem zapytania nie tylko kwestii drugorzędnych dotyczących wiary, ale także fundamentalnych prawd, które dotychczas uchodziły za wyznaczniki katolickiej tożsamości. 

         Trudno się dziwić, że w takiej sytuacji wielu chrześcijan zwraca się ku tym, którzy nie tylko uchodzą za autorytety w zakresie wiedzy teologicznej, ale także są znani jako głęboko wierzący i wierni Chrystusowej Prawdzie pasterze i mistrzowie. Do takich osób należy niewątpliwie kard. Gerhard Ludwig Müller, który w latach 2012-2017 pełnił funkcję Prefekta Kongregacji Nauki Wiary – instancji w Kościele katolickim odpowiedzialnej za prawowierność. Kard. Müller należy do tych hierarchów kościelnych, którzy aktywnie uczestniczą w toczącej się wewnątrz Kościoła katolickiego debacie. Wyrazem tej aktywności jest „Manifest wiary” – rodzaj wyznania wiary, który kardynał opublikował na początku lutego 2019 r. Kard. Müller sam wyjaśnia powód, dla którego zdecydował się na ten niecodzienny i spektakularny krok.  Jest nim „sytuacja rozszerzającego się zamieszania w nauczaniu wiary”, a także skierowana do niego prośba wielu wiernych i pasterzy „o złożenie publicznego świadectwa Prawdzie Objawienia”. „Manifest wiary” nie jest bowiem wyrazem prywatnych przekonań kardynała, ale zestawem odniesień do Katechizmu Kościoła Katolickiego, dotyczących podstawowych prawd wiary katolickiej. Dopiero teraz, po dwudziestu sześciu latach od czasu publikacji Katechizmu, można docenić dalekosiężne spojrzenie Jana Pawła II, bez którego determinacji idea sformułowania nowego Katechizmu Kościoła Katolickiego na pewno nie zostałaby zrealizowana. Od czasu jego publikacji stanowi on punkt odniesienia dla wierzących w podstawowych kwestiach wiary. Czterostronicowy tekst „Manifestu wiary” Kard. Müllera zawiera odniesienia do ponad czterdziestu punktów katechizmu dotyczących zarówno wiary w Trójcę i rozumienia Kościoła, porządku moralnego i sakramentalnego, jak też nadziei życia wiecznego. 

         Nie brakuje krytyków, którzy zarzucają Kard. Müllerowi wzniecanie niepokoju w Kościele oraz koncentrowanie się jedynie na pewnych prawdach, a przez to zbytnie ich akcentowanie, a pomijanie całego szeregu innych. Warto jednak postawić pytanie bardziej zasadnicze: Czy wierzący katolicy mają w ogóle w sytuacji zamętu sięgać „w tył”, do schematów ustalonych w przeszłości, czy też nie powinni raczej patrzeć „naprzód” i poszukiwać właściwych odpowiedzi na wyzwania teraźniejszości i przyszłości? Nie bez powodu wyrażenia „w tył” i „naprzód” zostały w tym pytaniu wzięte w cudzysłów, gdyż w dziedzinie wiary trzeba dokonać ich weryfikacji. Chrześcijanin jest z jednej strony niejako „z natury konserwatywny”, co oznacza, że swoją tożsamość opiera na Bożym Objawieniu, którego historycznym wyrazem jest Pismo święte oraz doświadczenie jego odczytywania i życia nim przez pokolenia wierzących, wyrażone w Tradycji i nauczaniu Kościoła. Wierzący wie, że bez tego światła nie odnajdzie właściwej drogi, pozwalającej zmierzyć się z wyzwaniami teraźniejszości i prowadzącej ku pomyślnej przyszłości. Chrześcijanin zachowuje się zatem jak wioślarz, który po to, by wydobyć wystarczająco dużo siły ze swoich ramion, musi siedzieć tyłem do kierunku, w jakim płynie łódź. I chociaż co jakiś czas się odwraca, patrząc, czy na jego drodze nie ma przeszkód, to jednak właściwy kierunek zachowuje wpatrując się w ustalony wcześniej punkt na widnokręgu, z którego wyruszył. 

         Oczywiście takie „z natury konserwatywne” podejście nie oznacza, że można „zakonserwować” wczorajszy świat i przenieść go wraz z jego odpowiedziami na wyzwania przeszłości do czasów dzisiejszych. Taki konserwatyzm byłby żałosny i szkodliwy. Oznacza ono natomiast, że poszukując odpowiedzi na wyzwania teraźniejszości, nie wolno utracić swojej tożsamości. Będzie to możliwe wtedy, gdy fundamentalne prawdy wiary, które były zachowywane w Kościele przez dwadzieścia wieków, pozostaną punktami orientacyjnymi także dzisiaj. Jest to konserwatyzm w najlepszym znaczeniu tego słowa: conservareoznacza zachować od zepsucia rzeczy wartościowe, nie wyprzedać po zaniżonych cenach rzeczy najwartościowszych, ocalić prawdy, które się sprawdziły. Rzeczy drugorzędne mogą i muszą ulec modyfikacji. Warto w tym kontekście przypomnieć jedną z dawnych maksym, która pozostaje aktualna także w obliczu współczesnego zamętu: In necessariis unitas, in dubiis libertas, in omnibus caritas  (W rzeczach koniecznych – jedność, w sprawach wątpliwych – wolność, we wszystkim – miłość).


Marian Machinek MSF