Maj 2019
W kontekście toczącej się debaty na temat pedofilii, skoncentrowanej jednostronnie na kwestii pedofilii w Kościele, papież-senior Benedykt zdecydował się na krok, którego nikt się chyba nie spodziewał. Napisał esej, którego niemiecka (zapewne oryginalna) wersja została opublikowana (jak zaznaczono, za zgodą papieża Franciszka) w bawarskim periodyku dla księży „Klerusblatt”. Jest to bardzo ważny tekst. Jego autor nie szczędzi surowej krytyki postaw osób duchownych, nie tylko sprawców, ale także kościelnych decydentów, których bezczynność sprawiła, że przypadki molestowania seksualnego nieletnich nie były traktowane z całą surowością, na jaką zasługiwały. Benedykt jednak nie pozostaje na tej cząstkowej diagnozie, lecz umiejscawia kwestię pedofilii w Kościele w szerokim kontekście tendencji społecznych i politycznych w powojennej historii zachodniego świata.
Papież-senior przypomina niewygodną prawdę, że rewolucja seksualna roku 1968 doprowadziła do wytworzenia swoistej normatywnej próżni, będącej skutkiem zanegowania wszelkich dotychczasowych norm w zakresie ludzkiej seksualności. Nie pozostało to bez wpływu na kondycję psychoseksualną kandydatów do kapłaństwa, jak też odpowiedzialnych za ich formację w tamtych latach. Szokująco brzmią słowa Benedykta, w których przywołuje on przykładowe fakty i zachowania, takie jak istnienie homoseksualnych grup w seminariach duchownych czy też eksperymenty biskupów i moderatorów, którzy w miejsce klasycznej katolickiej moralności zaczęli tworzyć własną jej wersję. Do „fizjonomii” rewolucji seksualnej, jaka rozpoczęła się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku należało także traktowanie pedofilii jako zachowania tolerowanego, czy wręcz nawet dopuszczalnego.
Esej Benedykta zawiera dłuższy passus, dotyczący rewolucyjnych zmian, jakie dokonały się w teologii moralnej, który wymagałby szerszego omówienia. W tym miejscu jednak ograniczmy się do stwierdzenia faktu, że trwający do dziś kryzys moralny tamtego czasu mógł wyrządzić tak wielkie spustoszenie w Kościele i społeczeństwie także z powodu kierunku, jaki przybrała posoborowa reforma teologii moralnej. Konieczność jej odnowy nie ulegała w dobie soborowej żadnej wątpliwości, gdyż dotychczasowe zbyt kazuistyczno-prawne nachylenie teologii moralnej stanowiło jej niebezpieczne zawężenie. Zaproponowane i upowszechnione zmiany sprawiły jednak, że stała się ona niezdolna do udzielenia odpowiedzi na konkretne bieżące pytania, a dostarczała jedynie ogólnych rad, pozostawiając konkretne odpowiedzi indywidualnym rozstrzygnięciom jednostki. W dosyć daleko idącym uproszczeniu można stwierdzić, że zanegowano istnienie moralnej granicy, która byłaby niezależna od wszelkich kalkulacji strat i zysków. Doprowadziło to do zanegowania niepodważalnego dotychczas przekonania, że istnieją czyny, które są moralnie złe same w sobie, niezależnie od jakiejkolwiek sytuacji i okoliczności czy też intencji osoby działającej. Wszystko, również w dziedzinie płciowości, zostało zrelatywizowane. Na drugi plan zeszło to, co zdaniem Benedykta jest w moralności chrześcijańskiej najistotniejsze i co stanowi o jej tożsamości: związek zasad moralnych z wiarą, szczególnie z obrazem Boga. Bez tego związku wspólnoty chrześcijańskie przestały być przestrzeniami życiowymi, w których podzielane są i przekazywane następnym pokoleniom wspólne przekonania moralne.
W swoim eseju Benedykt zwraca uwagę jeszcze na jedną kwestię. Realnym niebezpieczeństwem w obecnej sytuacji jest to, że przypadki pedofilii w Kościele spowodują niechęć i dystans do wspólnoty Kościoła, a nawet pragnienie stworzenia jakiegoś nowego Kościoła, który w wyobrażeniu protagonistów takiej idei byłby wolny od wszelkich nadużyć. Z właściwą sobie przenikliwością Benedykt stwierdza, że idea Kościoła zbudowanego jedynie według ludzkich pomysłów, miar i wzorców jest w rzeczywistości propozycją szatańską i ma na celu osłabienia siły i rozmontowanie więzi, jakie łączą ze sobą wierzących.
Tekst papieża-seniora stanowi istotne uzupełnienie diagnozy, jaka dominuje w magisterialnych, również papieskich, wypowiedziach ostatnich lat, w których pedofilia bywa wiązana z klerykalizmem i nadużyciem władzy. Nie ulega oczywiście wątpliwości, że zjawisko pedofilii – czy to w Kościele czy też poza nim – zawsze bazuje na nadużyciu władzy rodzicielskiej lub wychowawczej. Władza ta jest rezultatem przewagi, jaką daje wiek i życiowe doświadczenie sprawców, bądź też płynie z relacji zaufania, jaka zazwyczaj łączy sprawców i ofiary. Nie ulega też wątpliwości, że grzechowi pedofilii może towarzyszyć poczucie bezkarności związane ze statusem kapłana w społeczeństwie bądź też związane ze słabością przełożonych i odpowiedzialnych. Jednak to nie jest wyczerpująca diagnoza. Nagromadzenie czynów pedofilskich jest jednym z zatrutych owoców nachalnej seksualizacji społeczeństw, jaka miała miejsce w ostatnich dekadach oraz rozmycia wszelkich norm moralnych, uznanych za opresyjne i krępujące wolność. Szczególnie odrażająca forma tych czynów, jaką stanowią grzechy osób duchownych, jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Pedofilia w Kościele jest ujawniana i szeroko komentowana. I trzeba stwierdzić, że jest to niezbędny, chociaż bolesny etap oczyszczenia wspólnoty wierzących z tego odrażającego zła. Szokujące rozmiary pedofilii, jaka ma miejsce poza Kościołem, czeka jeszcze na swoje ujawnienie i adekwatną ocenę.
Marian Machinek MSF