×

JANUSZ POŁOM Tam, gdzie pachnie żywicą

 

 

Zdjęcie drogi prowadzącej do lasu zrobiłem z okna mojego pokoju-pracowni. Jest to najspokojniejsze miejsce w całym domu, sprzyja skupieniu i kontemplacji. Dobrze się tu pracuje... Zza biurka, przez okno, widzę ogród, drzewa stojące wzdłuż granicy posesji, łąki sąsiada, a dalej, na horyzoncie ciemniejącą ścianę lasu. Zimą, gdy pojawia się szadź, pasmo lasu skrzy się srebrzystą bielą. Droga do lasu przechodzi obok mojego domu. Latem, gdy jest sucho, lub zimą, gdy przymarznie, jeżdżę nią do tzw. „szesnastki", szosy biegnącej od wschodniej granicy aż za Wisłę w pobliżu Grudziądza. W dzieciństwie i młodości tą drogą chodziłem z Ojcem na polowania. To dzięki Ojcu - myśliwemu - poznałem las.

Gdy otrzymałem w prezencie aparat fotograficzny, właśnie las stał się dla mnie jednym z głównych tematów, motywów, które fotografowałem w młodości. Patrząc na otaczające mnie drzewa, uczyłem się światła przenikającego przez konary, rytmów, w jakie formowały się pnie starodrzewu, zachwycałem się bajkowością leśnego strumienia płynącego w wąwozie. Zimą, zwłaszcza w pochmurne dni, fascynowała mnie graficzność ciemnych pni na tle śnieżnej bieli. Pogodne dni lśniły odbitym od śniegu światłem słońca wychodzącym zza drzew i świecącym wprost w oczy. No i te przepiękne płatki śnieżnego puchu strącanego podmuchem wiatru, skrzące się jak diamenty w ostrym słońcu... Już wtedy zdałem sobie sprawę, że fotografowanie Natury, „mojego lasu" jest zadaniem niezmiernie trudnym... Że jest to piękno nie do przekazania. Las nauczył mnie wsłuchiwać się w ciszę, a patrząc na wieloletnie sosny i świerki - odczuwać czas i wsłuchiwać się w rytm wyznaczany przez naturę. Niekiedy, idąc wzdłuż wąwozu, na dnie którego płynął strumień, słuchając jego „szemrania" odczuwałem wszechobecność Boga w Naturze i w jakiś sposób stawałem się panteistą...

„Pejzaż młodości" przywitał mnie, gdy po wielu latach, w 2001 roku, powróciłem do rodzinnego domu. „Wizyta w lesie" była jedną z pierwszych, jakie odbyłem. Poszedłem przywitać się z drzewami, strumieniem, poczuć miękkość mchu pod stopami. Pierwsze wrażenie było takie, że w borze niewiele się zmieniło. Te same piękne, strzeliste sosny i świerki, mroczne mateczniki. Tylko zmurszałych, przewróconych przez wiatr lub schorowanych pni starych drzew namnożyło się w wąwozie... Ale strumień szemrał jak dawniej... Po pewnym czasie coś jednak mnie zaniepokoiło - nowe leśne drogi!!! Nie wiedziałem dokąd prowadzą i dlaczego tyle ich jest. Wkrótce wszystko miało się wyjaśnić...

Otoczony ponownie Naturą postanowiłem zrealizować serię zdjęć z lasu. Tak jak go emocjonalnie odczuwam. Nie zależało mi na pokazaniu jego realnego piękna i starałem się unikać mimetyczności. Wiedziałem, że realistyczne fotografowanie piękna natury nie odzwierciedli stanów, jakie odczuwam, gdy kontempluję jej urodę. Zależało mi bardziej na przedstawieniu jej ulotnych widoków, niewytłumaczalnej tajemniczości... Interesowała mnie również zamknięta, drzemiąca w strzelistych pniach energia, która przy podmuchu wiatru zmieniała sosny w rozkołysane, podobne do łanów zboża, płynące fale. Odgłos trzeszczących pni słychać wówczas w całym lesie. Z kolei w bezwietrzne zimowe dni, w środku lasu panuje absolutny bezruch i niczym niezmącona cisza. Te moje odczucia starałem się zobrazować. Zrealizowałem kilka takich prac, z czego trzy techniką emulsji na płótnie. Zatytułowałem je „Gesty na lesie". W trakcie realizacji tego projektu, gdy fotografowałem w lesie, zaczęło do mnie dochodzić wycie motorowych pił. Miały one wyjątkowo nieprzyjemny, natrętny dźwięk. Stałem się świadkiem, jak pod ich „razami" zaczęły znikać całe połacie drzewostanów. Na części ogołoconych przestrzeni powstaje, zaprojektowany na wyrost, węzeł drogowy, reszta wyrębów powstaje dla pieniędzy - by pozyskać surowiec dla przemysłu. Długie, dorodne pnie z leśnych ostępów, niegdyś niedostępnych, wywożone są z lasu lorami. Masowość, skala zjawiska wzbudza mój sprzeciw. Czuję bezsilny gniew. Odnoszę wrażenie, że pasmo lasu, które fotografowałem we wszystkich porach roku, to samo, które obserwuję z okna domu, staje się coraz bardziej ażurowe i coraz trudniej zasłania wielką, spustoszoną przestrzeń, że coraz wyraźniej słyszę odgłosy samochodów jadących „szesnastką". Połacie wyciętego lasu to przygnębiający widok.

Moje cztery prace, które miały przedstawiać przeżywane przeze mnie piękno leśnych form, uduchowienie, mrok i tajemniczość boru „przywdziałem" w czarny woal i nazwałem „pejzażem żałobnym". Postanowiłem pokazać, że tracimy światy, które nas inspirowały, że zabiera się nam prawo do życia w pięknie pejzażu. Że odchodzą światy, które nas uwznioślały i uszlachetniały i że nie ma konieczności, która by ten proces usprawiedliwiła. Od jazgotu pił i huku padających pni z lasu uciekają w panice i na oślep, nie wiadomo dokąd, zwierzęta, a także leśnice, laskowce, bugaje, szyszymory. Smętek zgubił drogę do piekła.

Tę nieco apokaliptyczną wizję starałem się przedstawić w trzech prezentowanych filmach : „Taki piękny lot", „Elegia" i „Na skraju".

Nie jestem katastrofistą ani zacietrzewionym „greenpeace'owcem". Uważam jednak, że nie wszystko trzeba zmieniać i za wszelką cenę. I nie przekonają mnie leśnicy argumentując, że zadrzewiają zręby. Te drzewka, które sadzą, nigdy nie dorosną do wieku ściętych poprzedników. Wcześniej padną ofiarą drzewnego przemysłu.

Prezentowana wystawa jest pożegnaniem otaczającego mnie (jeszcze) świata... Chwilą refleksji.

Janusz Połom

 

[gallery id=127 mode=galleria speed=normal]