Komary odlatujš na zimę do
Holandii?
Telepromotor czyli promotor wirtualny
Wirtualny kontakt ze studentem
Podróże sentymentalne bliskie i
dalekie
Ekologia jezior w Friedrichswalde
Współpraca z Wydawnictwem Naukowym PWN
Zbieranie mieci i konferencyjne sukcesy
Pomost wymiany między wschodem a zachodem
Poszukiwania badziewia w Bieszczadach
Częć owadów z mojej kolekcji jest włanie w
Muzeum Mazowieckim w Płocku stanowiš częć wystawy Zanim powstał Płock i nawišzujš
do zmian przyrody pod wpływem działalnoci człowieka.
A na wystawie byłem, widziałem. Chciałoby się
co podobnego zrobić w Olsztynie. Nie znajduje tylko zainteresowania
Muzeum
Przyrodniczym UWM. Zbiory mamy piękne. Ale brakuje zainteresowania. Szkoda. Bo
to nie tylko popularyzacja i edukacja.
Po nowym roku wrócę do swoich badań nad
zmianami entomofauny w szczególnoci Trichoptera wraz ze zmianami
krajobrazu. Współpraca z historykami i archeologami jest mi niezbędna.
Przekształcenia północnego Mazowsze sš głębsze i silniejsze niż okolic
Olsztyna. Porównanie obu regionów to dwie kartki z kalendarza czasu. Dla
opracowania dobrych metod monitoringu i bioindykacji potrzebna jest dobra
teoria i próba rekonstrukcji zmian rodowiska oraz zmian fauny.
Nauczanie w formie projektu
daje chyba dobre rezultaty. Rok się kończy, więc można kusić się na
podsumowania. Efektem pracy z magistrantami i studentami w kole naukowym
jest:
31 publikacji, w tym 11 naukowych
15 autorów tych publikacji
2 obozy letnie
Czynny udział w 5 konferencjach naukowych
4 przedsięwzięcia
(w
Ornecie,
Dzień Ziemi, Lato z Gazetš,
Wieczór magii i ziół)
i kilka spotkań seminaryjnych
Sporo pracy ale i sporo
radoci. I ja się wielu rzeczy przy okazji nauczyłem, narodziło się kilka
ciekawych pomysłów. A ja ciesze się z licznych sukcesów moich studentów.
Napiszę po amerykańsku jestem z Was dumny!
Internet zbliża. Skraca odległoć. Można być razem mimo dystansu fizycznego. Ania i Michał w dalekiej Holandii o ciekawych rzeczach piszš.
P.S. Powinien być Pan szalenie dumny z Michała!
Wprowadził w naszym akademiku segregację mieci! Umiecił specjalny karton na
makulaturę w kuchni, wydębił skšd dodatkowe wiaderko na odpady organiczne,
szklane rzeczy sš ustawiane w jednym miejscu, a puszki zbierane do jednej
reklamówki! A co najważniejsze nikt się nie sprzeciwił, wręcz odwrotnie! :)
Zbieramy także butelki po piwie i zanosimy do sklepu gdzie oddajš nam za nie
pienišżki :) Które odkładamy na jaki zbożny cel
(...)
6
grudnia
Re: Gatunki inwazyjne
Witam
Panie Profesorze,
bardzo
dziękujemy za informacje :) Sš wystarczajšce, resztę
znajdziemy w Internecie. Na razie sobie chorujemy (wcinamy czosnek, cytryny i
miód tyle, że ten ostatni to taki pozór, bo to sztuczne holenderskie badziewie
- nie ma to jak nasz polski miodzik....ech), ale za to popracujemy trochę w
domu.
(
)
Subject:
Wieczór magii i ziół
Panie Profesorze, włanie przeczytalimy tekst Anety o współpracy
naszego Koła z Zespołem Szkół Specjalnych przy Wojewódzkim Zespole Lecznictwa
Psychiatrycznego. Okropnie żałujemy, że nie moglimy uczestniczyć w tym
projekcie :(, Ale mamy nadzieję załapać się na następne :)
Sam pomysł bardzo nam się podobał, tylko chcielibymy zobaczyć więcej zdjęć.
Tekst też jest wietny! Musimy koniecznie pogratulować Anecie :)
(kurcze, konkurencja ronie ;) ) , reszta uczestników też spisała się na
medal - proszę ich pozdrowić i pogratulować im w naszym imieniu :)
(
)
12
grudnia
(
)
U nas nic jeno nauka na horyzoncie! Ciężko się skupić, ech... Nawet
robinie obiadu wydaje się stratš czasu (pewnie dlatego
nasze zamrażarki pękajš w szwach od mrożonej pizzy). Pogoda rewelacja, zero
niegu, Holendrzy (co nas przyprawia o zawał) chodzš bez czapek , rękawiczek i
szalików - to ja się nie dziwię, że u nich nie ma czego takiego jak
Rutinoscorbin.
Na razie nie pada za to mamy inwazję komarów. Dzisiaj podczas kolacji doszlimy do wniosku, że te komary to jak
bociany emigrujš z Polski do cieplejszych krajów.
Uczymy się także innych języków :) a zwłaszcza jak
powiedzieć "czeć" i "smacznego", zresztš fajnie usłyszeć
to w swoim języku od kogo spoza Polski. W weekend mielimy tu podwójne
urodziny (masa ludzi, przeważnie obcych; dużo przygotowań jeszcze więcej
sprzštania) polsko-hiszpańskie. Umówiłymy się tak, że Polki zapiewajš po
hiszpańsku "sto lat" , a hiszpanki po polsku. Jubilaci byli bardzo
wzruszeni i bardzo nam dziękowali :)
Hiszpanie majš bardzo miesznš wymowę polskiego. Razem z jeszcze
jednš Polkš uczymy dwie Hiszpanki polskiego (zwłaszcza jak poderwać polskiego
chłopaka "jeste olniewajšco przystojny"- majš z tym pewne problemy,
ale nie jest le). Nie wiedzieć czemu panowie uczš obcokrajowców samych
niecenzuralnych słów, przykro słuchać.
Acha, zapomniałam, że chcielimy się czym pochwalić :) ! Otóż ,
sukces na emigracji też cieszy (jeli nie bardziej)! Nasz projekt (mój, Michał
i jednej Czeszki) zajšł trzecie miejsce na 10! Tym bardziej, że decyzję
podejmowała cała grupa i prowadzšcy. Projekt dotyczył reintrodukcji raka
szlachetnego i bardzo się wszystkim spodobał, nam też zresztš :) No cóż mamy
nadzieję, że to nie koniec a zaledwie poczštek naszych sukcesów tutaj :)
Pozdrawiamy serdecznie!
Ania
i Michał
Dołšczamy
kilka zdjęć z przyjęcia oraz kilka ciekawych skutków tutejszych przymrozków :)
Na andrzejkowy wieczór magii wyruszyłam z lekkim strachem w
oczach. Ale nie magia i czarownice z ziołami były powodem moich obaw. Wybrałam
się w roli nauczyciela-edukatora do bardzo trudnego i wymagajšcego odbiorcy
uczniów przebywajšcych w Szpitalu Psychiatrycznym. Na dodatek nauka miała być
zabawš. Czy potraficie wyobrazić sobie takie połšczenie? Czy student podoła
takim wyzwaniom?
Uczestniczyłam
w tym roku w nietypowych Andrzejkach, zorganizowanych w Zespole Szkół
Specjalnych przy Wojewódzkim Zespole Lecznictwa Psychiatrycznego (młodzież w
czasie długiej kuracji nie może być pozbawiona edukacji).
Wieczór magii i ziół to kulminacyjny moment nieco
dłuższego projektu edukacyjnego. Główna organizatorka projektu - pani Grażyna
Borys - zaproponowała współpracę w tym projekcie studentom UWM ze
Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Ekologów. W projekcie aktywnie
uczestniczyli: Karolina Barszcz, Ewa
Dani, Andrzej Markiewicz, Aneta Pepławska i Wioletta Wolak. Już przed 30 listopada Karolina Barszcz i Ewa Dani
poprowadziły dwie lekcje dotyczšce tematyki ziół. Natomiast uczniowie przez
kilka tygodni pracowali nad wykonaniem obrazów ziół technikš zwanš batikiem.
Jest to bardzo pracochłonne zajęcie i o dziwo terapeutyczne wycisza i
uspokaja samych twórców.
Było to
duże, pedagogiczne wyzwanie dla nas, gdyż sš to uczniowie szkoły specjalnej,
często stwarzajšcy problemy wychowawcze. Obawialimy się trochę czy będziemy
potrafili nawišzać z tymi dziećmi dobry kontakt i właciwie do nich podejć.
Pani Grażyna Borys opowiedziała nam
trochę o swoich podopiecznych i dodała otuchy stwierdzeniem, że na pewno
atmosfera będzie bardzo miła. Podczas takich akcji dzieci głęboko się angażujš
i doceniajš włożony dla nich wysiłek.
Wieczór
przepełniony magiš, bajkowymi symbolami, zapachem ziół i domowych przetworów
miał posłużyć wychowankom placówki do podsumowania wiadomoci z botaniki,
języka polskiego i plastyki. Nauka w subtelny sposób została połšczona ze
wspaniałš zabawš. Uczniom przedstawiano właciwoci i działanie wielu znanych
ziół, a także sama młodzież analizowała różne ciekawostki dotyczšce
wykorzystania ziół przez człowieka. Edukacja polisensoryczna, czyli poznanie
wielozmysłowe skuteczniej dociera do uczniów niż podawanie tylko suchych
faktów. Dlatego włanie pedagodzy włšczyli do nauki zapachy, smakowanie
herbatek ziołowych, kolorowe, malowane ilustracje, pokazy leków ziołowych,
kosmetyków, elementy bani (Czerwony Kapturek, czarodziej), dwięki i muzykę.
Dzieci, podzielone na grupy, poszukiwały okrelonych informacji, odwiedzajšc
poszczególne kramy-stoiska: medyczny, kosmetyczny, kulinarny i magiczny.
Ciekawostki dotyczšce ziół przedstawiał Czerwony Kapturek, a dodatkowo można
było obejrzeć galerię obrazów namalowanych przez wychowanków szkoły oraz
zielnik z zasuszonymi rolinami. Na koniec liderzy grup przedstawili rezultaty
swoich poszukiwań (ciekawostki dotyczšce kwiatów, korzeni, lici i owoców).
Tego dnia
zaskoczyło mnie przede wszystkim podejcie pedagogów. Nie zauważyłam,
spotykanej bardzo często w szkołach, bariery nauczyciel - uczeń. Tu każdy uczył
się, poznawał, bawił. Studenci również. Dodatkowo kadra przebrała się w stroje
teatralne w zależnoci od roli jakš każdy miał do odegrania. Za czarodzieja
przebrał się zaproszony aktor, ale właciwie nie tylko on tego wieczoru
prezentował swój zawodowy fach. Momentami czułam się jak na przedstawieniu w
teatrze dla dzieci, gdzie aktor zabawiajšc małych widzów przekazuje im
okrelone informacje. Zabawa była nauka i jednoczenie nauka zabawš.
Dzieciom
najbardziej podobała się atrapa wybuchu wulkanu, który przygotowali studenci
biologii, po odpowiednim przeszkoleniu przez dr S. Krawczuka. Przy zgaszonym
wietle, iskierki wyskakujšce z ulepionego z gliny wulkanu, wywoływały na
twarzach wychowanków szkoły zachwyt podziwu. Entuzjazm wzbudzał również
czarodziej, dzięki któremu wieczór powięcony ziołom przybrał jeszcze bardziej
magiczny charakter.
Dla nas,
studentów, było to bardzo interesujšce dowiadczenie. Szczególnie dla tych
osób, które mylš w przyszłoci o współpracy z różnymi placówkami owiaty oraz
kontaktem z dziećmi. Większoć osób bioršcych udział w tym przedsięwzięciu
kończy Kurs Pedagogiczny, więc praca w szkole jest im dobrze znana. Ja również
odbyłam już praktyki w gimnazjum i z przykrociš muszę stwierdzić, że w takich
ciekawych zajęciach nie uczestniczyłam. Zapewne wynika to z czasochłonnoci
tego typu akcji i braku chętnych ršk do pracy.
Koordynowanie
projektu ze strony Koła sprawiło mi wiele satysfakcji. Od samego poczštku
mogłam obserwować jak rodzš się pomysły i co zrobić żeby mogły zostać
zrealizowane. Już same znalezienie osób gotowych do powięcenia swojego czasu
dla innych było dla mnie wyzwaniem, ale udało się.
Na
zakończenie całej imprezy wychowanków szkoły obdarowalimy upominkami (m.in.
cukierkami z logo Uniwersytetu, z Biura Informacji i Promocji Uczelni).
Studenci oraz zaproszony gocinnie dr hab. Stanisław Czachorowski prof. UWM
otrzymali pamištkowe obrazy wykonane przez dzieci. Współpraca między UWM a
Zespołem Szkół Specjalnych rozpoczęła się pomylnie i mamy nadzieję, że na
Wieczorze magii i ziół się ona nie skończy. Mylę, że studenci nie tylko z
naszego koła naukowego chętnie włšczš się do podobnych akcji w szkołach
regionu.
Na
zakończenie chciałabym zaapelować do osób zainteresowanych udziałem w podobnych
akcjach, studentów i pedagogów - szukajmy się nawzajem a na pewno będziemy
mogli sprawdzić się podczas kolejnej tego typu konfrontacji z dziećmi. My
oferujemy swój entuzjazm, pomysły i ręce do pracy.
Aneta Pepławska
Studencko-Doktoranckie Koło Naukowe
Ekologów
I ja tam byłem, zdjęcia
robiłem
J (S.Cz.). Wieczór andrzejkowy to jeden z efektów
wyjazdu do Ornety (zobacz więcej).
Zaliczenie zajęć może mieć różny
charakter, można odpytywać, można pisać
albo można co zrobić. Nauczanie przez
projekt wraz z e-lerningiem chyba jest dobrym pomysłem. 12 listopada 2005 r.
socjolodzy zorganizowali akcję w Olsztynku, w której wzięło ponad 150 osób. Nie
spodziewałem się tak dużego efektu, udziału tak wielu osób, zainteresowania
mediów (telewizja, radio, prasa), jak i szczodroci sponsorów.
Mam nadzieję, że w innych grupach,
na ochronie rodowiska też się uda.
Sam się tego nie spodziewałem, że moje kształcenie na odległoć tak bardzo i tak szybko nabierać będzie rumieńców. Dwójka magistrantów jest za granicš, na studiach: Marcin Krejckant w Niemczech, Michał Skrzypczak w Holandii. Do tego dochodzi pomoc studentom z koła naukowego. Ania Krysiak jest w Holandii, natomiast Paulina Kalinowska niebawem wybierze się do Finlandii. Co prawda daleka za porednictwem Internetu współpraca przy pisaniu publikacji to dla mnie nie nowoć. Ale kierowanie pracš magisterskš to i owszem. Uczę się zupełnie nowych rzeczy i nowego stylu pracy. Promotor i tutor na odległoć czyli telepromotor J (zob. także felieton)
Marcin pisze:
Friday, October 14, 2005 7:00 PM
(
) No ale coz, czas na konkrety...Rozlokowalem
sie dosc wygodnie, ale niestety tylko do konca listopada (mieszkam z Nadine i
Unn). Zaczynam coraz lepiej mowic po niemiecku, ale rzecz jasna, daleko mi
jeszcze do perfekcji (na razie zaczynam rozumiec co sie do mnie mowi, pod
warunkiem ze mowia w miare wolno). Moi Mitbewohner (wspolmieszkancy) sa bardzo
mili i niezwykle pomocni. Na razie od tygodnia borykam sie tylko z papierkowa
robota. Jestem juz oficjalnie studentem, a w srode bylem w urzedzie
imigracyjnym, wiec moge siedziec w Reichu dluzej niz 3 miesiace!
Niestety nie obylo sie bez problemow. Juz w
Polsce mialem problem z moim porozumieniem o przedmiotach (brakowalo mi
podpisow strony niemieckiej). Po przyjezdzie okazalo sie ze oni nadal tego nie
zrobili, wiec oddali mi pisemko i powiedzieli, ze wszystko mam zalatwic
sam. Co sie okazalo, pani odpowiedzalna za kontakty ze studentami, w tym
takze tymi zagranicznymi, jest na urolopie, podobnie jak moj koordynator
Erasmusa na wydziale, ktorym mam studiowac! Krotko mowiac jestem w kropce, bo
nie ma narazie osoby ktora wyrazila by zgode na moje studiowanie w Rostocku. W
uniwersyteckim urzedzie dla obcokrajowcow powiedziano mi zebym normalnie zaczal
chodzic na zajecia, a jak
Do internetu niestety nie mam stalego dostepu,
wiec maile bede sprawdzal z raz na tydzien (jak sie da). Rostock jest mniej
wiecej jak Olsztyn, jednak komunikacji miejskiej niewiele uzywam, bowiem
najszybszym i najwygodniejszym srodkiem transportu jest rower. Mialem szczescie
i panna za ktora tu mieszkam pozyczyla mi swoj rower, wiec daje sobie rade.
Narazie ciagle wszedzie chodze z mapa w reku, wiec wygladam jak rasowy turysta!
Na tym semestrze jest okolo setki zagraniczniakow, w tym oczywiscie najwiecej
ludzi z Polski. Dzis np. poznalem 2 Chinki (na imie maja Cing Miau i Szen Szye!
Fajnie, nie?! Pisze jak sie wymawia, bo nie mam pojecia jak to napisac po
chinsku:-). Poza tym poznalem fajnego Brazylijczyka, Ormianina, troche Rosjan,
Japonke, o Polakach i Niemcach nie wspomne. W poniedzialek zaczynam zajecia,
wiec potem jeszcze napisze, co i jak. W sobote mamy impreze integracyjna
(Erasmusa). W zalaczniku sa foty mojego mieszkania. Pozdrawiam i do nastepnego maila
ş
Ps: przepraszam, ze bez polskich liter, ale niestety tutejsze kompy nie znaja
czegos takiego jak nasze litery. Poza tym dobija mnie niemiecka klawiatura,
ktora ma pozamieniane literki i znakiĽK
Thursday, October 27,
2005 1:42 PM
witam Panie Profesorze
co do tych Chironomidae to dziękuję za kontakty, ale nie wiem czy jeszcze z
nich skorzystam, bowiem na oznaczanie 27 prob (w kazdej conajmniej
kilkadziesiat larw) krzykneli sobie 3 dni czasu-jednym slowem-niewykonalne.nie
wiem czy kogos znajda do tej roboty, czy nie. ale nie trace nadziei, bo na
choryzoncie rysuje mi sie troszke latwiejsza praca-segregacja prob. to juz moge
i bez kluczy robic:-). co do tych Panskich chruscikow, to oczywiscie moglbym
sie nad nimi zastanowic, bo wiedzy nigdy za duzo. Dodatkowo w styczniu mam
przedstawic referat na temat chruscikow. w dniach 4-6 listopad mam wypad
terenowy i mamy pobierac proby z jakichs zbiornikow wodnych. mnie przypadly w
udziale (ponikad przez Pana chrusciki).mialbym do Pana prosbe-otoz czy nie zna
Pan moze jakichs niezlych stron internetowych, lub ksiazek przynajmniej po
angielsku ktore bylyby dla mnie pomocne??? z gory pieknie dziekuje.
prof. Porebski pytal mnie czy nie moglbym przedstawic na
jednym z seminariow doktoranckich moich badan dotyczacych pracy magisterskiej.
w sumie sie zgodzilem, bo czemu by nie. najlepiej by bylo po niemiecku, ale nad
tym to ja sie jeszcze zastanawiam. mam lekka treme bo bedzie Porebski i kilku
innych profesorow, a ja tu taki magistrant... co wiecej z wiesci
akadmickich...? no coz... zaczely mi sie zajecia! nie jest zle, wykladowcy
naprawde ok (przynajmniej narazie). wczoraj mialem pierwsze terenowki z
przedmiotu "uzytkowanie i ochrona wod" bylismy w miejscowej
oczyszczalni sciekow i poznawalismy od kuchni jak i gdzie sie to wszystko
odbywa. bylo naprawde ciekawie (no, moze z wyjatkiem zapachu, ale to
nieuniknione). w piatek jedziemy do jakiegos miasteczka na wschod od Rostocku i
mamy ogladac jak wygladaja i jak sie buduje zapory i inne konstrukcje majace na
celu ochrone wybrzeza przed falami i przyplywami.zajecia sa z prof. Ulf'em
Karlsen. naprawde mily czlowiek, nawet wczoraj tlumaczyl specjalnie dla mnie
wiekszosc rzeczy.
ok, bede powoli
konczyl, ale obiecuje sie jeszcze odezwac... pozdrowienia przekaze i popytam o
te styczniowe seminarium w Polsce. pozdrawiam i do nastepnego razu.
Na szczęcie wszystkie formalnoci sš już załatwione. Nie tylko w Polsce uczymy się nowej formuły studiowania, w jednej, wspólnej Europie. Standardy i procedury sš stopniowo ujednolicane. Mylę, że z czasem będzie coraz łatwiej. I coraz więcej studentów będzie wyjeżdżało na semestr lub więcej na inne, europejskie uniwersytety. Do roli telepromotora trzeba się będzie coraz bardziej przyzwyczajać i przygotowywać.
Amia z Michałem też sš już na miejscu. Ich dowiadczenia i pierwsze spostrzeżenia:
Sunday, October 30, 2005 3:52 PM
Subject: Greatings from Wageningen!
> Witamy Panie Profesorze!
Zaczęła się nasza wielka przygoda. Jeszcze w sumie nie dotarło do nas, że
jestemy w obcym kraju, sami. Chociaż nie do końca, bo poza nami jest tu 10
Polaków (!). Mamy szczęcie, bo pogoda jest przepiękna. Prawdziwa złota jesień
pełna słońca i ciepła. Nie tylko tego fizycznego, ale też tego płynšcego z
Holendrów. Wszyscy sš mili i umiechnięci. Nieważne czy to ekspedientka w
sklepie, pracownik poczty czy rowerzysta któremu się weszło pod koła. Nikt
nikomu nie "odburkuje", nie krzyczy. Szkoda, że u nas niektórzy
pracownicy nie potrafiš zachować takiego optymizmu. To co daje się też zauważyć
od razu, to ogromna życzliwoć dla krajan i dla obcokrajowców. Było kilka
sytuacji, że stalimy np. z bagażami koło planu miasta - podchodzili do nas
Holendrzy i pytali czy mogš nam pomóc. Z poczštku bylimy bardzo zdziwieni, ale
szybko ochłonęlimy i wiedzielimy, że możemy ich bez problemu pytać o drogę.
Kolejnš rzeczš, która nas uderzyła to ogrom i wszechobecnoć rowerów. Rowerzyci
sš tu tak samo ważnym elementem ruchu drogowego jak samochody, których jest
niewiele. Na dwóch kółkach jeżdżš wszyscy od studentów zaczynajšc, poprzez
panów w garniturach, panie w rednim wieku, a na "statecznych"
babciach kończšc. Strój do jazdy również jest dowolny. Nikogo nie dziwi widok
wystrojonej w spódnicę dziewczyny czy babci w apaszce i eleganckim płaszczyku.
Jest to tutaj podstawowy rodek lokomocji bez którego ciężko się obejć. Sami
się o tym przekonalimy, bo do tej pory jestemy bez rowerów, ale wiemy na
pewno, że je zakupimy. Mieszkamy w "International building" koło
holenderskich akademików, które różniš się nieco wyglšdem od naszego. Warunki
sš niezłe, pokoje sš 2 osobowe. Kuchnia i łazienki sš wspólne, ale nie ma
żadnych kolejek (nie żeby nikt się nie mył, po prostu każdy ma inny rozkład
dnia :) ). Akademik ma tylko dwa piętra więc nikt się nie nabiega po schodach.
Wszyscy zazwyczaj spotykajš się w kuchni, która jest jednoczenie salš
telewizyjnš. Cały czas unoszš się tam jakie zapachy. Rano ciężko tam kogo
spotkać ponieważ każdy jada o innej porze - Polacy i Francuzi jedzš wczenie,
natomiast Hiszpanie jedzš jako jedni z ostatnich. Wszyscy się już zdšżyli
dobrze poznać, bo sš tu razem od poczštku wrzenia. Mamy jednak nadzieję szybko
nadrobić zaległoci. Od jutra zaczynamy zajęcia. Mamy tylko dwa przedmioty,
które kończš się egzaminem za 7 tygodni. Jestemy pełni nadziei i optymizmu.
Będzie dobrze. Pozdrawiamy Pana oraz całš grupę.
> Ania i Michał
Saturday, November 05, 2005 11:50 PM
Panie Profesorze!
Zaczšłem wpisywać dane do tabeli i
nasunęły mi się następujšce pytania:
- jeli jest więcej niż jedno stanowisko o nazwie "rów melioracyjny"
to czy mogę (i czy powinienem) je w jaki sposób rozróżnić (np. dodajšc w
nawiasie numer stanowiska)?
- nie wiem kiedy co jest rozlewiskiem, a kiedy
zbiornikiem okresowym - wszystkie, na których były pobierane próby powstawały w
wyniku nagromadzenia się wody rzece lub rowach melioracyjnych
- ostatnia sprawa: w rubryce "Razem" powinna się
znaleć liczba chrucików wynikajšca z sumy: larw z domkami oraz
"sparowanych" z pustych domów i larw? Pozostałe -puste- domki
powinienem spisać w kolumnie "Domki", czy nie tak?
Pozdrawiam, Michał
Saturday, November
05, 2005 11:25 PM
Subject: Poradnik magistranta pobierajšcego próby wodne
Panie Profesorze, cišgle nie mamy z Aniš odpowiedzi od
Pana :(
W zwišzku z moim przewiadczeniem o tym, że warto dzielić się z innymi swoim
(nawet ubogim) dowiadczeniem wychodzę do Pana z propozycjš wręczania każdemu
wieżo upieczonemu magistrantowi "Poradnika magistranta pobierajšcego
próby wodne". Pozwoli to być może uniknšć im kilku błędów, troszkę
podniesie jakoć badań i zaoszczędzić trochę czasu, który będš mogli
przeznaczyć na odkrywanie innych rzeczy. Taki poradnik winien być wręczany
przed pierwszym wyjciem w teren. Jeli uważa Pan, że co takiego ma sens, to
miało proszę z tego korzystać i dopisywać swoje uwagi.
Nad skryptem mylę od dłuższego czasu. Jak widać trzeba będzie szybciej zabrać się do pracy. Na rzezie propozycje Michała umieszczę na swojej stronie ku pożytkowi innych magistrantów. Jest to dla mnie w pewnym sensie ewaluacja. Mam możliwoć lepiej zobaczyć siebie z drugiej strony, z perspektywy studenta.
I muszę chyba pomyleć nad jakim FAQ dla magistrantów, z odpowiedziami na najczęciej zadawane pytania J.
Nowy rok akademicki
już niebawem. Do inauguracji jeszcze parę dni, ale przygotowywanie zajęć w
pełnym toku. W tym roku chciałbym poszerzyć kontakt ze studentem, wykorzystujšc
Internet. Sam na sobie chciałbym sprawdzić nowe technologie i zrobić kolejny
krok w edukacji na odległoć. Do niniejszej strony www, jako uzupełnienie
założyłem swojego
bloga. Próbuję
także podyskutować ze studentami na studenckim
forum dyskusyjnym,
w założonym dziale
dyskusje naukowe.
Zaproponowałem dwa tematy, jeden dotyczy włanie kontaktu profesor-student,
drugi dyskusji o nowym podręczniku biologiczne
podstawy ochrony przyrody. Czas pokaże czy ten eksperyment przyniesie
jakie rezultaty.
Zanosi się więc na
to, ze ten rok akademicki będzie także dla mnie rokiem intensywnej nauki. Sam
na sobie dowiadczam, że nowe czasy to przede wszystkim kształcenie ustawiczne.
Trochę się trzeba wpatrzyć, by dostrzec but. Taki biały adidas. Długo w lesie leżał, aż go mech obrósł. W niedzielne południe 18 wrzenia wybrałem się na Sprzštanie wiata. Tym razem było to osiedle Redykajny. Kilka worków mieci zebranych i posegregowanych. Ale tego uroczego bucika zostawiłem. Przecież nie będę mchu obuwia pozbawiał J.
Od 20 sierpnia, wraz ze studentami z Koła Naukowego
Ekologów, przebywałem w powiecie ełckim.
Badalimy zasoby rodowiska przyrodniczego wzdłuż 3 najciekawszych szlaków
rowerowych i jednego wodnego. Po trasach rowerowych poruszalimy się
pieszo
(dowożono nas mikrobusami w wyznaczone miejsca). Zrobilimy całe mnóstwo zdjęć,
spotkalimy trochę ciekawych owadów, zinwentaryzowalimy kilka interesujšcych
procesów ekologicznych. Była okazja odwieżyć sobie język rosyjski. W badaniach
uczestniczyli studenci z Uniwersytetu w Kaliningradzie, Uniwersytetu
Gdańskiego, Uniwersytetu Białostockiego oraz Wyższej Szkoły Zarzšdzania i
Finansów (w sumie około 70 osób). Rzekę Ełk poznalimy od strony kajaków. Górny
odcinek przepiękny!
Krajobraz rolniczy z wieloma ladami przekształceń antropogenicznych,
ale może włanie dlatego przyrodniczo ciekawy. Na porzucone uprawne pola
wchodzš biocenozy wczesnosukcesyjne. To unikalny i przemijajšcy moment. Za lat
15-20 wyronie las i zniknš te siedliska wraz z owadami.
W krajobrazie odcisnęła się zarówno historia ludzi jak
i przyrody. Dawniejsze lady osadnictwa zacierane sš przez przyrodę lub nowš
zabudowę. Migracje i wysiedlenia pozostawiły lad. Ale migracje dotyczš także
wiata przyrody. Te niezwykle ciekawe naturalne eksperymenty warto dokładniej
zbadać.
Spotkalimy na przemierzanych drogach sporo ciekawych
zwierzšt. Z owadów wymienić należy rohatyńca. Niezwykle urokliwe okazały się
przydrożne wierzby, lipy, jesiony i dęby. W budkach lęgowych w lesie zamiast
ptaków spotkalimy szerszenieJ. I zapach wioski: zapach słomy, czasem obornika,
zapach koni i bydła. To już coraz bardziej unikalny widok. Coraz więcej
turystycznej zabudowy, równo wystrzyżonych trawników na angielskš modę. Mam
nadzieję, że wspólnie przygotujemy ciekawe opisy do tych tras przyrodniczych
pod roboczym hasłem ladami przekształceń antropogenicznych od pradziejów do
współczesnoci.
Najbardziej z takich wyjazdów cenię sobie bezporedni
kontakt ze studentami. Jest okazja lepiej się poznać i wypatrzeć entomologiczne
talenty. Czeka nas dalsza praca i przygotowanie sprawozdań, referatów. Już
niedługo pracowity rok akademicki.
A na rowerowych szlakach spotkalimy także TVP3
(krótka relacja ukazała się na antenie pod koniec sierpnia). Teksty studenckie
mam nadzieję, że ukażš się niebawem w naszej uniwersyteckiej prasie.
Powyższš fotografię wykonał Michał Skrzypczak.
Dyplomik-zawiadczenie, jaki otrzymali wszyscy
uczestnicy obozu. Przyda się jako uzupełnienie życiorysu. Coraz bardziej
przychylam się do poglšdu, że kształcenie na uniwersytecie to także pomoc w
budowaniu biografii studentów.
To już czwarty raz spotkalimy się w gronie Czachorowskich i przyjaciół. Tym razem z okazji 700-lecia erygowania parafii w Gozdowie i pierwszej pisanej wzmianki o Czachorowie. Była to podróż historyczna i refleksyjna. Jeden dzień w gronie bliższej i dalszej rodziny oraz kilka dni spacerów nad Wisłš i dolinš Skrwy. W głowie zrodziły się kolejne pomysły i nowy kontakt z Muzeum w Płocku. Może uda się połšczyć wiedzę przyrodniczš z wiedzš archeologicznš i historycznš? I przyroda i historia to doskonała pożywka do refleksyjnych rozmylań, także nad wpływem antropopresji na przyrodę A tym refleksjom sprzyja przełomowa czterdziestka sporo się już zrobiło, ale czy to wszystko ma sens? Poszukuję więc coraz to nowych wyzwań, często sięgajšc wstecz...
Sporo w głowie myli i refleksji. Chciałoby się wyjechać na dłużej na wiejskie bezludzie, aby to wszystko spisać i utrwalić. Pospiech życia miejskiego nie sprzyja powstawaniu ksišżek
Sentymenty skłoniły mnie do wycieczki do dawnej Barcji, do mojej wsi dzieciństwa, do Silgin. Nie byłem tam już 18 lat (a regularne wizyty urwały się blisko 25 lat temu). Sporo się zmieniło. wiat jakby się skurczył. Kiedy wielka rzeka z zamkami gliny, teraz maleńki strumyczek. Kiedy wielka łška, teraz niewielki skrawek zieleni, kiedy wielka puszcza z szałasami z tataraku, teraz maleńkie zadrzewienie. Ale to włanie tu, wsłuchany w wileńskie opowieci dziadka Branickiego i chodzšc z wujkiem po lasach, miedzach i łakach, zrodziły się moje zainteresowania przyrodnicze.
Sięgajšc pamięciš w przeszłoć zastanawiałem się i nad historiš tego fragmentu Ziemi. Silginy to wie rycerska powstała gdzie w XIV wieku. Trochę młodsza od mojego rodowego Czachorowa. Silginy (Zelginy) tak jak i okolice naznaczone piętnem historii, głównie przesiedleńców. Jakżeżby chciało się trochę na takiej dalekiej prowincji pojudymować Zrobić co sensownego. Może byłoby to życie znacznie wartociowsze niż to w murach uniwersyteckich? W każdym razie jest to dla mnie refleksja: jak uczyć studentów, aby potrafili wrócić do swych wiosek i miasteczek, z wiedza i siłš potrafišcš odmienić oblicze tej ziemi. Jakżesz mam zachęcać do powrotu, gdy sam nie powróciłem? Jakżesz mam zapalać, samemu nie płonšć?
Sporo w Silginach, Krelikejmach, Skandawie, Lwowcu, Kętrzynie, Korszach zmieniło się na lepsze. Już nie tylko same ruiny i pijšcy pod sklepami. Widać ożywczy rozwój. I wspaniałš przyrodę (ach te wiekowe przydrożne aleje lip, jesionów i dębów!). A skoro z tamtych stron studiujš młodzi ludzie na UWM (i nie tylko), to może wspólnie udałoby się cos dobrego dla tej przyrody zrobić?
Przynajmniej spróbuję. Winien jestem to tej ziemi, tym ludziom, tej wybrukowanej drodze i tym drzewom przydrożnym. Jeli nie ja, to kto? Jeli nie teraz, to kiedy? Mam już pomysł, trzeba tylko znaleć pomocników i dopracować szczegóły. Być może postawienie z ruin jednego pałacu (w Silginach), wybudowanie jednej oczyszczalni korzeniowej i zorganizowanie recyklingu w sšsiedztwie bocianów, jaskółek i bobrów da więcej satysfakcji niż kolejna publikacja?
Może i Ty chcesz się przyłšczyć? Razem będzie nam raniej. Bo przecież każdy ma swoje Czachorowo i swoje Silginy. Pięć lat temu, w czasie wakacyjnych wędrówek wpadłem na pomysł zorganizowania zjazdu rodzinnego w celu poszukiwania korzeni. Udało się całkiem dobrze. I trwa. Trwa co więcej niż tylko spotkania rodzinne, ale o tym może napisze w innym miejscu
Zastanawiajšc się nad sensem życia, tego indywidualnego i tego zbiorowego coraz częciej wybieram się na sentymentalne wycieczki. Może kolejna będzie w 2007 będzie zjazd magistrów rocznika 1987 (biologia na WSP w Olsztynie). Drogie koleżanki i koledzy, wybierzmy się razem w taka refleksyjna podróż.
Dzięki
gocinnoci i staraniom dr Thomasa
Pitscha i dr Ursuli Karlowski z
Uniwersytetu w Rostocku oraz wsparciu finansowemu DAAD wraz z grupš polskich
studentów miałem przyjemnoć przyrodniczego zwiedzania Meklemburgii
(Meklenbug-Vorpommern). Wraz z 15 studentami biologii wyjechałem na zajęcia w
ramach przedmiotu ekologia jezior, ale zrealizowalimy znacznie bogatszy
program. Oficjalnie studentów niemieckich było 13, ale na krótko pojawiali się
także zaprzyjanieni inni studenci.
Po długiej podróży pocišgiem dotarlimy
do Rostocku. Gospodarze przyjęli nas bardzo serdecznie. Najpierw spotkanie w
Katedrze Botaniki, skromny posiłek dla strudzonych ciał, potem oficjalne
spotkanie. Dyrektor Instytutu Biologii prof.
Hendrik Schubert przedstawił wydział i problematykę badawcza biologów. Prof. Stefan Porembski opowiedział o
badaniach nad rolinnociš tropikalnš, rolinnociš drobnych zbiorników wodnych
i zaprosił do dalszej współpracy. Potem była mała wycieczka po miecie
(przewodnikiem była Annika) i wyjazd
na pobliskš plażę morskš. A wieczorem integracyjny grill. Nocowalimy w domach
studentów, co dało możliwoć głębszego poznania studenckiego stylu życia.
Następnego dnia
wyruszylimy do Friedrichswalde, gdzie mielimy bazę noclegowa i tymczasowa
stację naukowš. Gospodarze zabrali ze sobš niezbędny sprzęt badawczy jak i
bogaty specjalistyczny księgozbiór.
Prace
terenowe prowadzilimy w kilku grupach tematycznych, uwzględniajšc abiotycznš
charakterystykę jeziora, rolinnoć wodnš, rolinnoć lšdowš, bezkręgowce wodne
i lšdowe. Okazało się, że znalelimy się w parku krajobrazowym Naturpark
Sternberger Seenland, utworzonym zaledwie trzy miesišce wczeniej (25 lutego
2005 r.). Zajmuje on powierzchnię ponad 53 tys. ha, w tym wody zajmujš 7%, a
tereny cile chronione 2,5%. O przyrodzie parku opowiedział nam pan
Brandt z tegoż parku.
Prace
badawcze uzupełniane były wycieczkami doskonale uzupełniajšcymi wiedzę o
przyrodzie i zróżnicowanej antropopresji na przestrzeni dziejów. Odwiedzilimy
park archeologiczno-przyrodniczy w Kritzow (oprowadzała nas Sylvia), ekologiczno-technologiczny
park dydaktyczno-naukowy (Bionik) w Nieklitz, skansen archeologiczny w Groß
Raden, park dzikiej przyrody w Güstrow. Wiele rozwišzań dydaktycznych było
wręcz oszałamiajšcych i wartych naladowania. Jednodniowy spływ kajakowy
rodkowym odcinkiem rzeki Warnow był pełen odkryć jak i nieoczekiwanych
przygód. Odcinki bystrzyn ródlenych bardzo przypominały faunistycznie górna
Łyne, za odcinki ródłškowe o leniwym nurcie rzekę Łynę poniżej Dobrego
Miasta. Odwiedzilimy także Ministerstwo rodowiska (Umweltministerium
Meklemburg-Vorpommern), gdzie dr Jürgen
Mathesm i pani J. Korczyński
przedstawili program inwentaryzacji i monitoringu jezior Meklemburgii.
Zwiedzilimy także Schwerin, Sternberg, Neukloster. O przygodach dużo by
opowiadać.
Wieczory
urozmaicane były ogniskami, grillami, wspólnymi zabawami (np. więtojańskie
puszczanie wianków), grami dydaktycznymi (zapamiętywanie imion, współpraca w
grupie) oraz zawodami w jedzeniu czekolady. Zrobilimy wiele ciekawych zdjęć (zobacz więcej zdjęć) oraz
nakręcilimy kilka zabawnych krótkich filmików. Pokażemy je na
jesienno-zimowych zebraniach koła naukowego.
Badania
w kilku grupach, zakończone sprawozdaniami, wygłoszonymi w formie prezentacji
multimedialnych.
Wygłoszone
referaty:
Uczestnicy wyprawy
grupa niemiecka:
Dr Thomas Pitsch, dr Ursula Karlowsk, Christine Kern, Kristin Haynert, Janine
Dzialek, Friederike Möbius, Franziska Gladis, Bernd Warg, Julia Große, Matthias
Schmid, Unn Klare, Anja Zeißler, Nadine Wissig, Kerstin Suckow, Wiebke Hamp,
Konrad Nickschick, Felix Weber.
grupa Polska: dr
hab. Stanisław Czachorowski prof. UWM, Michał Hałas, Ewelina Jasionek, Tomasz
Jędra, Karolina Jurołajć, Paulina Kalinowska, Sebastian Kaszkiel, Kamila
Karpow, Marcin Krejckant, Anna Krysiak, Magdalena Kosztowny, Magdalena
Madalińska, Michał Markowski, Ewelina Rakiej, Michał Skrzypczak, Ewelina
Sosnowska.
Cišg dalszy
nastšpi. I to już niedługo!
Dwie sprawy zwišzane z wiedzš
przykuwajš mojš uwagę w ostatnim czasie. Pierwsza to coraz częciej pojawiajšce
się informacje o przenoszeniu do Polski laboratoriów różnych firm. Polacy sš
dobrze wykształceni, kreatywni. Tak samo dobrzy jak specjalici z Europy
Zachodniej, ale jednoczenie godzšcy się na niższe pensje. Wysiłek Polaków
ostatnich 15 lat skierowany na własnš edukację przynosi rezultaty. Obecnie mamy
5 razy więcej studentów przy miej więcej takich samych nakładach z budżetu na
kształcenie wyższe (ale dużym wkładem sš prywatne pienišdze studiujšcych
zaocznie i na uczelniach niepaństwowych). Już nie tylko najlepsi emigrujš za
chlebem, ale Polska traktowana jest jako zagłębie surowcowe gospodarki
opartej na wiedzy.
Drugim faktem sš badania
ostatnich lat nad ludzkš inteligencjš i sukcesem zawodowym. Przez wiele lat
gloryfikowalimy zdolnoci intelektualne mierzone testem IQ. Okazało się
jednak, że szkolni prymusi i osoby z wysokim IQ wcale statystycznie nie odnoszš
większych sukcesów zawodowych. Nie samymi wiadomociami człowiek żyje. Okazało się,
że bardzo ważna jest także inteligencja emocjonalna. O sukcesie życiowym
decyduje również zdolnoć pracy w grupie, umiejętnoć nawišzywania kontaktów i
radzenia sobie z problemami.
Jak więc kształcić naszych studentów? I czego i uczyć? Czy nasi prymusi będš także prymusami w życiu zawodowym, czy będš ludmi szczęliwymi? Jest to pytanie o misję uniwersytetu i strategiczne cele kształcenia. W tym miejscu przypomina mi się pewna bajka.
Bajka z morałem
Było to dawno, dawno temu. Pewien zdolny chłopak zgłosił się do
kowala na naukę, tego trudnego acz popłatnego zajęcia. Przez kilka lat uczył
się pilnie pod czujnym okiem swojego mistrza. Nauczył się biegle wywijać
młotem, wykuwać podkowy, lemiesze, miecze, i zbroje. Zdobywszy te umiejętnoci
ruszył w wiat szukać pracy. Pokazujšc swoje wyroby, szybko znalazł pracę w
pobliskim zamku. Zaprowadzono go do zamkowej, dobrze wyposażonej
kuni. I dostał zlecenie. Jednakże po kilku dniach młodego kowala przepędzono
precz. Okazało się, że nauczył się wielu różnych rzeczy, ale zabrakło mu
najważniejszego: nie nauczył się rozpalać kowalskiego paleniska
Stracił pięć
lat na naukę a został bezrobotnym.
Jak i czego uczyć studentów?
A czy nasi
studenci, opuszczajšcy mury UWM w Olsztynie, nie sš aby takimi niedouczonymi
kowalami? Cóż po wielkiej wiedzy w głowie, kiedy nie wiadomo jak jš zastosować?
Nasz region łaknie młodych kadr, młodych i profesjonalnych Judymów i Siłaczek,
którzy nie tylko znajdš pracę, ale stworzš miejsca pracy dla innych. Czy UWM
jest (lub ma szansę być) tryskajšcym ródełkiem takiego włanie potencjału
intelektualnego, gaszšcego pragnienie wymierajšcej prowincji i potencjału
zwabiajšcego inwestorów zagranicznych?
Niektórych
umiejętnoci nie sposób nauczyć się tylko słuchajšc wykładów. Najpełniejsza
nauka, to nauka przez działanie. Czy biologowi wystarczy głęboka wiedza o
bakteriach, rolinach, genach, owadach czy ekosystemach? A co z umiejętnociš
współpracy w grupie, umiejętnociš organizacji i kierowania pracš zespołu, a co
z własnš autoprezentacjš i poszukiwaniem funduszy na realizację projektów?
Poza
przedmiotem autoprezentacja studenci Wydziału Biologii majš możliwoć
zastosowania w praktyce swoich umiejętnoci w czasie różnorodnych praktyk, w
kołach naukowych (tych jest wyjštkowo dużo) oraz organizacjach pozarzšdowych.
Doskonałš okazjš był również udział w spotkaniach Z uniwersytetem na Ty,
organizowanych przez prof. Leszka
Szarzyńskiego i Urzšd Miasta i Gminy
w Ornecie. W cišgu niespełna 3 tygodni wspólnie ze studentami stworzylimy
program spotkania ph. Rycerze, smoki i czarownice czyli przyroda Ornety od
redniowiecza do współczesnoci. Realizacja odbyła się 7 czerwca. Było to
znakomita okazja do promocji uniwersytetu, uniwersytetu trafiajšcego pod
strzechy.
Dla mnie jednak ciekawszy jest
aspekt edukacyjny. W podsumowaniu orneckiego spotkania prof. L. Szarzyński nazwał mnie lokomotywš programu. Ale cóż warta
lokomotywa bez wagoników czyli studentów?
Zamierajšca czy ożywajšca prowincja?
W naszym
regionie jest wiele miejscowoci, które potrzebujš nowych pomysłów, inspiracji
na własnš promocję i aktywizację lokalnych społecznoci. Młodzież nie powinna
uciekać w wiat, szukajšc czego dla siebie. Uniwersytet nie powinien jedynie
zasysać najzdolniejszych, eksportujšc ich dalej za granicę. Misjš
Uniwersytetu jest intelektualne zasilanie owej prowincji. To jest drugi
powód, dla którego inicjatywę prof. L.
Szarzyńskiego przyjšłem z uznaniem i zachęciłem do włšczenia się studentów
biologii.
Studenci ze
Studencko-Doktoranckiego Koła Naukowego Ekologów brali już udział w
różnorodnych projektach i przedsięwzięciach. Ale nauki nigdy doć, tym
bardziej, że cišgle przychodzš nowi. Im też warto stworzyć dogodnš okazję do
nauki przez działanie oraz przybliżyć do potencjalnego pracodawcy. Spotkanie w Ornecie
umożliwiło współpracę także z Kołem Naukowym Mikrobiologów, studentami z
Wydziału Kształtowania rodowiska i Rolnictwa oraz Wydziału Nauk Społecznych i
Sztuki... jak również z młodymi dziennikarza z Radia UWM-FM.
Towarzyszyło
nam Radio Olsztyn.
Festyn naukowy?
Nasz region
żyje z turystyki. Brakuje jednak jeszcze wystarczajšcej i bardzo atrakcyjnej
oferty turystycznej. Orneta tak jak i reszta regionu poprzez zabytki może
nawišzywać do redniowiecza. Przyrodnik może zadać pytanie: jak wtedy ludzie
żyli, jaka wtedy była przyroda? Czy redniowieczni rycerze, mieszczanie i
chłopi słuchali takich samych ptaków, oglšdali takie same jak dzi gatunki
rolin i zwierzšt? Przyroda od tego czasu mniej lub bardziej się zmieniła. Tym
zajmujš się botanicy, zoolodzy, ekolodzy. Żeby móc opowiadać o lokalnej
przyrodzie, atrakcjach i ciekawostkach
trzeba wiedzieć co żyje wokół nas.
Potrzebna jest więc inwentaryzacja przyrodnicza. Lokalnym samorzšdom w zdobyciu
tej wiedzy pomóc może UWM w Olsztynie.
W klimat
redniowiecza wprowadzili muzykš studenci z Wydziału Nauk Społecznych i Sztuki.
O rycerzach opowiadał Witold Szczepański,
biolog a po godzinach członek olsztyńskiego bractwa rycerskiego. Przy
wsparciu swojej damy serca opowiadajšcej o księżniczkach i czarownicach, a przy
okazji o agroturystyce. Nie obyło się też bez konkursów zręcznociowy dla
uczniów.
W herbie
Ornety jest smok. Ważki to owady wodne powszechnie znane. Ich angielska nazwa
to dragonfly - latajšce smoki (lub smoko-muchy)! Sš więc wokół nas żyjšce
współczenie smoki. Nie porywajš już księżniczek, ale sš równie ciekawe i
intrygujšce. Studenci nie tylko opowiadali o wiecie owadów i ich bajkowych
nazwach, ale również demonstrowali owady żywe i w zasuszone w gablotach. To
przycišgnęło uwagę nie tylko najmłodszych.
Podobno w
okolicach Ornety spalono na stosie ostatniš czarownicę z Warmii. Z czarownicami
kojarzš się zioła, mikstury i trucizny. To dobry pretekst aby o powiedzieć o
leczniczych właciwociach ziół. O innych, niewidocznych gołym okiem
szkodnikach opowiedzieli studenci z Koła Naukowego Mikrobiologów, serwujšc
prawdziwy jogurt i różne gatunki sera, a na szalkach pokazujšc różne szczepy
bakterii.
Współczesnym problemem naszego
regionu sš rosnšce góry mieci. Do współczesnego stylu życia niezbędnš jest
umiejętnoć i przyzwyczajenie do recyklingu i selektywnej zbiórki odpadów. W
wielu miastach jest to już codziennociš. Co można zrobić dla najbliższej okolicy,
aby była czysta i atrakcyjna turystycznie? Można na przykład posprzštać dzikie
zakštki przyrody. Czy stara butelka nadaje się tylko na wyrzucenie do lasu?
Nie, można wykorzystać jš jako surowiec malarski i zrobić ozdobę. W czasie
spotkania studenci nie tylko opowiedzieli o recyklingu i reusingu (powtórne
użycie), ale poprowadzili warsztaty malarskie, pod czujnym i wprawnym okiem p. Grażyny Borys z Zespołu Szkól We
wzornictwie dominowały oczywicie roliny i owady.
Wiedzy atrakcyjna
turystycznie
A po co to wszystko? Aby pokazać, jak
wiedza zdobyta na uniwersytecie, może być zamieniona na praktycznš ofertę
turystycznš. Być może już niedługo turyci przyjeżdżać będš do Ornety posłuchać
i oglšdać rycerzy w czasie walk, uczestniczyć w sabacie czarownic, poradzić się
w sprawie ziół na wštrobę, miłoć i na psa urok ( a może samodzielnie pozbierać
w pełni księżyca?). W końcu można będzie podglšdać przyrodę z żywymi smokami
włšcznie. Czy można podglšdać witeziankę dziewicę? Można, bo to nazwa jednego gatunku
ważki. Na koniec kupić sobie co na pamištkę z lokalnego rękodzieła: gliniane
garnki, malowane butelki ze redniowiecznš zawartociš (kwas chlebowy, piwo
domowe, miód pitny czy sok z malin albo cudowna mikstura na kurzajki).
Stworzenie sytuacji edukacyjnej
Studenci
mieli okazję poznać swoje możliwoci. Kilkakrotnie musieli improwizować. Mylę,
że teraz odważš się na kolejne już większe wyzwania bo wiedzš, że poradzš
sobie w trudnych i stresowych sytuacjach. Niektórzy po raz pierwszy stanęli
przed reporterskim mikrofonem i trema paraliżowała. Następnym razem z pewnociš
będzie łatwiej. Tej wiedzy nie zdobyliby na żadnych, nawet wielogodzinnych
wykładach. Bo można wiele mówić o miłoci, ale kto nigdy nie kochał i nie był
kochany i tak nie będzie rozumiał tego słowa...
Wielogodzinny
wysiłek studentów opłacał się (choć z tego nie będzie żadnego zaliczenia ani
oceny). Już na drugi dzień pojawiły się pierwsze oferty. Intelektualny ferment
uniwersytetu trafi pod kolejne prowincjonalne strzechy.
Nic
tak nie cieszy nauczyciela jak sukcesy jego studentów. Dumny jestem ze swoich
wagoników.
Przy
okazji dziękuję swoim wagonikom z
Koła Naukowego Ekologów: Anie Krysiak, Michałowi Skrzypczakowi, Paulinie Kalinowskiej,
Małgorzacie Veith, Marcinowi Krejckantowi, Witoldowi Szczepańskiemu, Iwonie
Mórawskiej, Karolinie Jurołajć, Piotrowi Leniańskiemu, Andrzejowi
Markiewiczowi, Martynie Kowalskiej, Arturowi Tańskiemu, dzielnym posiłkom z
Koła Naukowego Mikrobiologów: Alicji
Narkiewicz, Paulinie Walentynowicz, Ewie Skrzypkowskiej, studentom muzyki: Ewelinie Piekarskiej, Joannie Wilgat,
Pawłowi Raczyńskiemu i Aleksandrze
Wasilewskiej, oraz pani Grażynie
Borys za malarskie wsparcie.
Cišg
dalszy nastšpi, czego przykładem jest ten mail:
Panie
Profesorze!
Rozmawialimy dzisiaj z paniš Annš Rzepeckš z Gazety Olsztyńskiej.
Przedstawilimy nasze Koło i działania w Ornecie. Potem zadzwoniła do nas i
spytała się, czy nasze Koło nie zorganizowałoby występu z cyklu "Lato z
Gazetš"(?). Można byłoby zrobić replay z Ornety. Prosiła o szybkš
odpowied. Dostępne terminy to: 5,7,12,14 lipca. Szczególnie sš zainteresowani
sortowaniem mieci -rozmawiałem z niš o tym.
Michał
Nawišzana współpraca z Wydawnictwem Naukowym PWN (http://www.pwn.pl/), powoli rozkręca się. Wczeniej studenci z Koła Naukowego Ekologów (www.uwm.edu.pl/kneko) uzyskali możliwoć kupowania ksišżek u wydawcy ze zniżkš. Teraz pani Joanna Kaczyńska-Walczak reprezentant przedmiotowy, nauki matematyczno-przyrodnicze przekazała studentom z Koła Naukowego Ekologów pierwsze dwie ksišzki do recenzji. Sš to:
Opinie studentów ukazywać się będš na stronie koła jak i na studenckim forum dyskusyjnym (http://student.man.olsztyn.pl/forum/), w dziale dyskusje naukowe. Potem także na stronie PWN-u. W ten sposób studenci będš współtworzyć wyglšd i zawartoć ukazujšcych się podręczników. Wydawnictwo zainteresowane jest tym, jak podręczniki akademickie odbierane sš przez najbardziej zainteresowanych, czyli studentów. Czy czytelne sš ilustracje, czy forma jest funkcjonalna (z punktu widzenia studenta biologii), w jakim stopniu przydatne jest sš zajęć i do jakich przedmiotów. A może podręczniki powinny być chudsze (kilka cieńszych zamiast jednej kobyły?). Co w podręcznikach powinno się znaleć. Opinie takie Wydawnictwo wykorzysta w negocjacjach z kolejnymi autorami.
Liczę, że studenci zdobędš nowe umiejętnoci, zarówno w pisaniu recenzji, jak i będzie to swoisty staż w dużej firmie. Sšdzę, że najlepsza nauka jest nauka przez działanie i uczestnictwo.
Natomiast jesieniš lub zimš wspólnie z Wydawnictwem Naukowym PWN zaprosimy na wykład i spotkanie autorskie prof. Januarego Weinera. Przy okazji zorganizujemy kiermasz taniej ksišzki. Będzie taniej niż ksero!
Niebawem otrzymamy kolejne podręczniki do wnikliwego zrecenzowania, nie tylko z ekologii. Po gruntownym przestudiowaniu wszystkie przekazane ksišzki trafiać będš na bookcrossingowš półkę w czytelni Wydziału Biologii. Będš służyły kolejnym studentom.
Studenci na bieżšco korzystaja z
aneksu
http://aneksy.pwn.pl/biologia/
do słownika terminów biologicznych. Sprawdzajšc przydatnoć i kompletnoć zawartych
haseł. Słownik terminów
biologicznych zawiera 11
115 haseł. Sš to krótkie definicje pojęć i terminów odnoszšcych się do
szeroko rozumianej biologii. Zakres tematyczny obejmuje zarówno dyscypliny
biologiczne, jak i inne, wywodzšce się z biologii (np. nauki
rolnicze), zwišzane z niš bšd wykorzystujšce jej dorobek (np. geologia).
Hasła dotyczš strukturalnych, funkcjonalnych, ewolucyjnych i ekologicznych
aspektów życia od jego podstaw molekularnych po społeczeństwa ludzkie,
posługujšce się wiedzš biologicznš w najrozmaitszych zastosowaniach (np.
w medycynie czy w biotechnologii).
A co w internetowym aneksie można wyczytać o chrucikach?
CHRUCIKI, Trichoptera, rzšd
owadów; obejmuje ok. 7 tys.
gat., w Polsce ok. 270 gat.; majš 2 pary skrzydeł okrytych łuskami lub
włoskami, przednie znacznie węższe od tylnych; narzšdy gębowe larw gryzšce,
dorosłych w większoci liżšco-ssšce, u niektórych gat. egzotycznych
ssšce (gębowe narzšdy owadów);
oczy duże, często obecne też przyoczka; z reguły jajorodne (1 gat.
jajożyworodny); przechodzš
przeobrażenie
zupełne; larwy z nielicznymi wyjštkami żyjš w wodach słodkich, często
w domkach zbud. np. z ziaren piasku, muszelek, kamyków i różnych
częci rolin, zlepionych wydzielinš gruczołów przędnych; poczwarka jest wolna
i pływa w wodzie, a ostatnie linienie przechodzi na powierzchni
wody. Dorosłe chruciki latajš w pobliżu wody, zwykle wieczorem i w
nocy. Występujš prawie na całym wiecie. Larwy i poczwarki chrucików sš
pożywieniem wielu gat. ryb.
Jak widać nie wszystkie informacje sš aktualne. Opisanych jest więcej gatunków (ponad 11 tys.), w Polsce tez w ostatnim czasie wykazano obecnoć kolejnych. Liczę, że internetowa współpraca zwiększy tempo aktualizacji danych encyklopedycznych.
Cieszš mnie sukcesy moich
studentów. Obok dyplom jaki zdobyli: Paulina Kalinowska i Marcin Krejckant na
ostatnim seminarium.
Więcej
o dokonaniach członków Koła naukowego. O ostatniej akcji sprzštania dzikich
zakštków przyrody w ramach Dnia Ziemi ukazało się kilka artykułów na łamach
prasy lokalnej (zobacz
raport) . A teraz studenci przygotowujš prezentację w Ornecie (będzie 7
czerwca br, w ramach cyklu spotkań Z uniwersytetem na Ty, organizowanych
przez prof. Leszka Szarzyńskiego).
Miło się czyta także korespondencje z daleka. Tak na
przykład pisze Elżbieta Brulińska z dalekiej (?) Anglii:
Hinduskie wesele w Anglii, czyli jak to na
saksach studenckich bywa
May 04, 2005 11:27
Ponieważ Anglicy majš mało wišt i zazdroszczš
Europie wolnych dni, ogłaszajš bank holiday days... dzięki temu ostatni
poniedziałek był wolny w całej Anglii. A gdzieniegdzie luda robili sobie
również wolny pištek. Tak było i tu... i włanie ten długi weekend spędziłam
wraz z owš rodzinkš na południu Anglii w Coventry u pewnej zaprzyjanionej
indyjskiej rodzinki...
Pogoda była piękna. Ale to nie wszystko.
Przedpołudniowš i częć popołudniowš spędzałam grajšc w nogę z chłopcami(moja
drużyna zawsze była ta zwycięska ). A teraz do sedna, cała podróż była
fantastyczna, dodatkowš atrakcjš trwajšcš 3 dni i głównym powodem naszej wizyty
było wesele. Było to tradycyjne indyjskie wesele, dosyć skromne według ich
tradycji, ale z Indii przyjechało tylko kolo 50 osób, a częć rodziny była na
innych weselach... Ogółem przybyłych było nieco ponad 450 osób... Tradycyjne
wesele znaczy aranżowane. Młodzi często nawet się nie znajš lub widza się raz
lub dwa przed lubem.
Jest wiele obrzędów, zajmujšcych 2 dni oraz
dzień zalubin, czyli 3 dzień. Podstawowa zasada to osobna zabawa mężczyzn i
kobiet, osobne pokoje lub osobne stoły.
PRZEDDZIEŃ
Malowanie hennš dłoni, przedramion i stóp
kobiet, panny młodej i jej krewniaczek.
DZIEN PIERWSZY
Męska częć pije, tańczy jeli chce itp.
Kobiety siedzš, czasem wstajš i donoszš jedzenie tym pierwszym, mogš piewać
tradycyjne pieni. Młode, nowoczeniejsze pokolenie kobiet siedzi w osobnym
pokoju na górze i popija wódeczkę z colš - oczywicie bezalkoholowš :) (a
wszystko nielegalnie). Potem matka młodej pokazuje kobietom prezenty dla
rodziny młodego i całš wyprawkę dla młodej...wszystko na łšczna sumę około 3, 4
wesel, walizy sukien, koszul, walizka ze złotš biżuteriš dla młodych i jego
rodzinki...
DZIEN DRUGI
Obejmuje częć oficjalnš, pożegnanie z córka i
kuzynkš, nacieranie ršk, prezentacja kolejnych prezentów dla rodziny młodego,
tym razem od wujków młodej. Podejrzewam, że żeby wydšć córkę za mšż, zbierajš
kasę od momentu narodzin. Ale za to warto stworzyć przytulnš fabrykę chłopców i
potem już tylko żyć...
Częć nieoficjalna to wieczór... Tu był to
pub-restauracja, zdjęcia rodzinne - okolo2,5 godziny. Osobne stoły dla obu
płci. Mężczyni pija i jedzš, kobiety donoszš jedzenie i rozmawiajš, potem
tance. Ja siedziałam przy angielsko-polsko-indyjskim stoliku więc były obie
płcie. My mogłymy pić pod warunkiem, że mężczyni nam przynosili trunki i że
piłymy tylko przy stole...
DZIEN TRZECI
Około 3 godziny porannych zdjęć rodzinnych,
zalubiny w namiocie pod przewodnictwem guru, z dwoma rundami zbierania datków
na potrzeby wspólnoty i guru oraz datki dla młodych z pamištkowym zdjęciem
obejmujšcym zarówno ludzi jak i pienišdze. Tego dnia byłam ubrana w pożyczonš
tradycyjnš suknię indyjskš. Potem wielka restauracja i wyżera. Oczywicie cały
czas tradycyjne potrawy indyjskie z dużš ilociš curry i cukru. Fantastyczny
był kurczak. Wszystkiemu towarzyszyła tradycyjna muzyka, grana przez młodych
indyjskich chłopców.
Za dużo informacji jeszcze kršży mi po głowie.
Najważniejsze jest to, że w dzień zalubin młodzi wyjeżdżajš do domu młodego i
spędzajš podróż oraz pierwsza noc w towarzystwie przyzwoitki. Tydzień lub dwa
wakacji, a potem młodzi mieszkajš u rodziców młodego i młoda jest tam służšcš,
kucharkš, sprzštaczkš i tak kilka lat... zapomniałam dodać, że dziewczyna,
która brała lub skończyła prawo, ale przez jaki czas ze względów tradycyjnych
nie podejmie pracy...
Większoć dziewczšt nie ma szans nawet ić na
studia, bo najczęciej około 20 zostajš żonami.
OGOLNIE BYLO FANTASTYCZNIE, ALE CHYBA CIESZE
SIE, ZE POLSKA TRADYCJA JEST ODROBINKE INNA:)
goršco pozdrawiam
Ela
Dnia 31 marca, Rada Wydziału Biologii UWM w Olsztynie nadała tytuł doktora biologii Lechowi Pietrzakowi. Tytuł rozprawy Wpływ krajobrazu zurbanizowanego na kształtowanie się zgrupowań larw chrucików (Trichoptera) na przykładzie Olsztyna i Złocieńca, promotor dr hab. Stanisław Czachorowski prof. UWM, recenzenci: prof. dr hab. Aleh Aleksandrovich (Olsztyn), prof. dr hab. Andrzej Giziński (Toruń).
Pełen teks pracy (pobierz plik PDF, 8 MB)
Najbardziej cieszš mnie sukcesy moich studentów. W najnowszym numerze Wiadomoci Uniwersyteckich nr 2, luty, (69) ukazały się dwa teksty. Pierwszy autorstwa Anny Krysiak i Michała Skrzypczaka jest relacjš ze styczniowego, międzynarodowego zebrania koła naukowego, drugi jest autorstwa Małgorzaty Veith dotyczy poszukiwania chrucików w Bieszczadach. W drugim przypadku redakcja trochę pozmieniała układ, ale i tak jest dobrze. Pierwotna wersja bardziej mi się podobała.
Ciekawe korespondencje z dalekiej i mronej Finlandii przesyła Magda Madaliński (zobacz więcej). Natomiast hiszpańskie, fotograficzne zilustrowanie korespondencji pani Magdy można obejrzeć na stronie http://community.webshots.com/user/pedrote82.
Seminarium na temat przyrody Olsztyna i urbicenoz odbyło się co prawda
pod koniec
ubiegłego roku, ale warto o nim
przypomnieć. Prace nad monografiš trwajš. Zdjęciach z seminarium jak i bieżšce
informacje umieszczone sš na stronie
www.uwm.edu.pl/urbi. Jeszcze jedna strona.
Ale przecież w jednym miejscu nie da się wszystkiego zmiecić.
Jest o czym myleć, jest o czym pisać. I mam nadzieję ze za rok o tej
porze będzie można już pisać o gotowej monografii. Nowy semestr się zaczyna, za
oknami zima. No ale wiosnš znowu chruciki przylecš
J. A póki co pióro w dłoń
to
znaczy, klawiatura pod paluchy!
Na styczniowej Radzie Wydziału Biologii
oficjalnie na emeryturę przeszedł prof. dr hab. Zbigniew Jabłonowski (na
zdjęciu w rodku, z lewej J.M. Rektor prof. dr hab. Ryszard Górecki,
a z prawej dziekan Wydziału Biologii prof. dr hab. Czesław Hołdyński). Wręczono także indeksy studentom studiów
doktoranckich (wród nich była także doktoranta z naszej katedry Justyna
Wiater).
Profesora Z. Jabłonowskiego
doskonale pamiętam z okresu moich studiów. Na pierwszym roku były wykłady z
podstaw biologii (potem także inne przedmioty). Spodobało mi się jego
filozofowanie i uogólnianie biologiczne inspirowało do studiowania, dawało
perspektywę do głębszego studiowania. Myli profesora czasem bardzo szybko
biegły, a słowa nie nadšżały, dlatego czasem zdarzały się skróty mylowe.
Najdłuższš zbitkę jakš pamiętam to ten tego na ten. Profesor swoje wykłady
okraszał dowcipami, a najchętniej dowcipami z podtekstem erotycznym. Na
przykład poliznšć się można, byle nie upać, co wiedzš szczególnie panie.
Liczę, że jako nestor długo
pozostanie aktywny. I spisze swoje wspomnienia z jakże bardzo ciekawych czasów,
zarówno dla ART, WSP jak i poczštków Uniwersytetu. Dla profesora być może się
skończyło pobieranie pensji, ale z całš pewnociš nie skończyła się aktywnoć
naukowa i akademicka.
Mój
uniwersytet konsekwentnie przyjmuje rolę pomostu wymiany między wschodem a
zachodem Europy. Taka strategia cieszy mnie, jak i pomysł na specyfikę w
regionie. W poniedziałek 17 stycznia uczestniczyłem w naszym Centrum
Kongresowym w konferencji otwierajšcej Regionalne Centrum Informacji dla
Naukowców przy UMW w Olsztynie. Mój prowincjonalny i ulubiony Olsztyn pojawił
się na mapie Polskiej Sieci Centrów Informacji dla Naukowców (www.eracareers-poland.gov.pl/olsztyn).
Wyjazdy zagraniczne nie sš łatwe, zawsze wišżš się ze stresami, wysiłkiem, ale
i póniejsza satysfakcjš. Sam doskonale to pamiętam, a przykładem niech będš
dwie korespondencje,
mojej
magistrantki, która chciała postudiować w Finlandii i
studentki z Niemiec, która
przyjechała na krótki staż do Olsztyna. Być może dzięki wsparciu Centrum
łatwiej będzie mi wysyłać studentów już nie tylko na konferencje, ale i w
większym stopniu ułatwić staże w Olsztynie. Jak pomost, to pomost. Warto jest
dołożyć swoje trzy grosze. Wsłuchujšc się we wrażenia wyjazdowe mylę, że może
warto pomyleć o fundacji wypożyczajšcej, np. laptopy studentom wyjeżdżajšcym
na studia zagraniczne. Samemu też trzeba będzie sprawdzić i nauczyć się tego i
owego (trudno zapalać innych, nie płonšc samemu).
Magdalena Madalińska (na zdjęciu przy
porannej kawie, obóz w Drozdowie, 2004 r.), w swoich pierwszych
korespondencjach ze Skandynawii pisze:
Hyvää huomenta!!
pozdrowienia z Finlandii. Przepraszam za brak małych i
wielkich liter i błędy ale jestem tak zmęczona że pozwolę sobie tak pisać.
niegu jest dużo, uniwerek ładny ale nic poza tym. Uczę się tygodniowo po 20
godzin fińskiego. Zajęcia właciwe zaczynajš się w następny poniedziałek.
Słońce wstaje o
7 stycznia
Dzień dobry z Joensuu.
Jak na razie to nie widziałam Mikołaja, ale mieszkajšcy tu
starsi ludzie wyglšdajš jak sam Mikołaj. Reniferów też nie ma. Może jak pojadę
do Laponii to spotkam. Nigdy nie sšdziłam ze będę uczyła się fińskiego w tak
szybkim tempie. Dzisiaj mam 5 godzin tego języka i jutro 6. Tak poza tym to nic
się nie zmieniło. nieg leży nadal i na dodatek zaczyna robić się bardzo zimno.
Pa pa!
11 stycznia
Kolejne pozdrowienia z Finlandii!!!!
Zaczęłam zajęcia. Najgorsze jest to ze trzeba samemu sobie
wybierać na które chce się chodzić. Troszkę skomplikowane to jest ze względu na
odbywanie się zajęć o tej samej godzinie. Trzeba się zdecydować na które chce
się chodzić a na które nie. W dodatku zrobili tak ze wszystkie ciekawe przedmioty
odbywajš się w tym samym czasie. Co do prowadzšcych to też mam różne odczucia.
Niektórzy mówiš wolno i wyranie a niektórych to zrozumieć nie można. Ich
angielski jest z akcentem fińskim - okropne! Najlepsza jest nauka języka
fińskiego po angielsku. Dużo się uczę ale i tak jak jestem w sklepie to nie
rozumiem co do mnie mówiš i o czym ludzie rozmawiajš. przejdę teraz do opisu
uczelni Uczelnia zbudowana jest z cegieł i nie ma tynków, nawet w rodku i
bardzo zimno tu jest. Nasza jest elegancka, ale zdaje się ze juz o tym pisałam.
Wczoraj mielimy wycieczkę po wydziale i jest ogromny. Tyle labiryntów że można
się zgubić. Jedno co zauważyłam to profesorowie nie zajmujš się tak jak u nas
rożnymi rzeczami. Tutaj nawet kilku jest od tego samego. Generalnie to
zauważalny jest tu brak organizacji. Na lekcje można się spóniać (kwadrans
akademicki), wyjć tez można kiedy się ma ochotę. Znalazłam kobietę która
interesuje się ważkami. Spytam się jej czy porozmawia o Trichoptera. Mylałam
ze tutaj się czego nauczę, ale tu uczš tylko o drzewach. To ja uciekłam żeby
dendrologii nie mieć teraz, a tu jeszcze więcej na ten temat. Najbardziej to mi
laptopa brakuje w pokoju i umiechu. Nie potrafię się cieszyć. Jestem jaka
zrezygnowana i egzaminy w języku angielskim mnie przerażajš. A, zapomniałam
napisać, że tutaj na korytarzach to stojš takie budki, boksy w których zdaje
się egzaminy przez internet. Ma się na to 2 godziny, lecš pytania i się pisze.
najlepsze jednak z tego jest to że sš kamerowane. Póniej profesor oglšda film
z takiego egzaminu i sprawdza czy nikt nie cišgał. Włanie chyba kto teraz
tam pisze, bo słychać jak na klawiaturze stuka. To na tyle. Trochę się
rozpisałam.
Pozdrowienia dla grupy seminaryjnej.
18 stycznia
Minęły juz dwa tygodnie
i może teraz zaczęło się co zmieniać. Zapowiada się na lepsze. Studenci
zaczynajš się zżywać ze sobš. Wspólnie jedzimy na łyżwach. Przed akademikiem
mamy trzy ogromne lodowiska, wiec żal byłoby nie skorzystać. Student Union
zaczęła organizować dla nas wycieczki. Za dwa tygodnie wyjeżdżamy do parku Koli
na dwa dni na narty. Zapowiada się też wycieczka do Kuopio na skoki z udziałem
Małysza. Jak z tego nie skorzystać, gdy czeka na to 20 polskich studentów. W
marcu jedziemy do więtego Mikołaja. Wspomnę mu o naszej grupie
seminaryjnej - może w przyszłym roku
załapiemy się na lepszy prezent.
Organizowana jest
także wycieczka do St.Petersburga i Moskwy ale nie na kieszeń polskich
studentów (338euro).To ponad cały miesišc życia tutaj. Muszę kończyć bo przerwa
dobiega do końca i zajęcia czekajš. Napiszę póniej. Pa pa
20 stycznia
Przepraszam, że
długo nie odpisywałam, ale byłam bardzo zajęta. Rozpoczęło się wiele kursów.
Już chyba mogę napisać, że przyzwyczaiłam się do pobytu tutaj w Joensuu. W
zeszłš sobotę odbyło się zapoznawcze party. Niestety powrót do domu był
koszmarnie długi, bo aż 40 minut. Jednak wieczór tak szybko się nie
skończył, ponieważ party przeniosło się do nas do akademika. Z
językiem angielskim jest lepiej. Już bardziej płynnie mówię i nie
zastanawiam się co powiedzieć. Już chyba nawet myli się po angielsku.
Co do studentów z
innych państw to nawišzały się wspaniale przyjanie. Rozmawiamy o wszystkim.
Razem jedzimy na łyżwach i rowerach. Jazda na rowerach bywa niebezpieczna.
Ludzie majš wypadki jadšc samochodem z dobrymi oponami, a co dopiero na
rozwalonych, starych rowerach z cieniutkimi oponkami i na dodatek bez hamulców,
bo takie też się zdarzajš.
Na razie tyle. Postaram się częciej pisać.
Natomiast Nadine
Wissig (na zdjęciu w czasie wygłaszania referatu,
II
Dzień Chrucika 2004) tak opisuje swoje wrażenia z Olsztyna:
My
stay from the 18 of November till the 20 of January at the
Concerning
my scientific experiences. At the Department of Ecology and Envoronmental Protection
I did some determination of samples of Trichoptera of
in 1989
Cyrnus insolutus (McLachlan, 1864), Erotesis baltica
(McLachlan, 1877),
Glyphotaelius pellucidus (Retzius, 1783),
Grammotaulius sp. juv., Holocentropus dubius (Rambur, 1842), Limnephilus
flavicornis (Fabricius, 1787), Limnephilus marmoratus (Curtis,
1834),
Limnephilus rhombicus (Linneaus, 1758), Limnephilus stigma (Curtis,
1834),
Phryganea bipunctata (Retzius, 1783)
in 2003
Anabolia sp., Athripsodes sp., Cyrnus flavidus
(McLachlan, 1878), Ecnomus tenellus (Rambur, 1842), Leptocerus tineiformis (Curtis,
1834),
Limnephilus stigma/Limnephilus politus (McLachlan, 1865), Limnephilus
flavicornis/Limnephilus marmoratus, Limnephilus fuscicornis (Rambur,
1842),
Mystacides azurea (Linnaeus, 1758), Mystacides longicornis (Linnaeus,
1758),
Phryganea bipunctata, Ylodes simulans (Tieder, 1929)
in 2004
Anabolia sp. (laevis?), Athripsodes aterrimus (Stephens,
1836),
Cyrnus crenaticornis (Kolenati, 1859), Leptocerus tineiformis, Limnephilus borealis (Zetterstedt,
1840)/Grammotaulius
nigropunctatus (Retzius, 1783), Limnephilus
fuscicornis, Limnephilus marmoratus, Limnephilus rhombicus, Limnephilus sp.
(flavicornis/rhombicus), Limnephilus sp. (marmoratus, stigma, flavicornis),
Limnephilus sigma, Limnephilus subcentralis (Brauer, 1857), Oecetis furva (Rambur, 1842)
Beside I was working on Odonata from the
Finally I have to say that I enjoyed my stay.
I am glad to come here, to become friends and to broaden my knowledge in any
kind, even to learn few Polish. Well at least I tried to.
I want to thank Prof. S. Czachorowski
who gave me the possibility to do this work experience by providing me with
binocular, computer, material, information and advice.
Nadine Wissig
15 stycznia odbyło się pierwsze w 2005 roku spotkanie Koła Naukowego Ekologów. Tym razem było międzynarodowo. Z tego względu referaty i dyskusja toczyły się w języku angielskim. W spotkaniu wzięło udział także dwoje Hiszpanów, Włoch (studenci przyjechali w ramach programu Erasmus-Socrates) i Nadine Wissig z Niemiec. Marcin Krejckant opowiedział o już 30-letniej historii Koła, Nadine Wissig o ważkach, Paulina Kalinowska o motylach, Anna Krysiak o chrzšszczach wodnych a Michał Skrzypczak o chrucikach. Obiekty badań biologów zainteresowały przedstawicieli innych nauk. Będzie więc kontynuacja, tym razem już w terenie. Już wiosnš wspólnie wybierzemy się na badania terenowe i wycieczki przyrodnicze także międzynarodowe.
Opowiedzieć humanicie o swoim przedmiocie badań magisterskich nie jest łatwo. Trzeba się chyba wybrać aż w Bieszczady. A o swoim edukowaniu chrucikowym pisze moja magistrantka, Małgorzata Veith (na zdjęciu w czasie seminarium trichopterologicznego 11 grudnia 2004) tak:
Bieszczadzki epizod czyli jak
szukałam Takiego Badziewia...
Odkšd pamiętam, mówiono mi, że góry najpiękniejsze sš jesieniš w
Bieszczadach bywałam tylko zimš.
Postanowiłam to zmienić (jeli ostatnie dwa tygodnie sierpnia można
uznać za poczštek jesieni...). Wyjazd był doć spontaniczny. W rozmowie padło
hasło i kilka dni póniej stawiłymy się z Magdš (studentkš romanistyki UG)
spakowane na dworcu głównym w Olsztynie. W planie 13 dni w Bieszczadach
poprzedzone przez 17 godzin jazdy pocišgiem.
Wczeniej jednak spotkanie z promotorem: Pani Małgosiu, może pani
co z tych gór przywiezie? I tak wyposażenie mojego plecaka wzbogaciło się o 4
probówki z alkoholem. Wštpiłam, że co czyli chruciki z tego wyjazdu
przywiozę kto by miał czas by tego szukać? Jeszcze do niedawna o Trichoptera
wiedziałam tylko tyle, co powiedzieli mi znajomi wędkarze kłódki to dobra
przynęta.
Nie zawiodłymy się Bieszczady jak zawsze urzekły nas przestrzeniš i na dodatek kolory powoli nabierały odcieni
jesieni. Pogoda jak na zamówienie: wietrznie a zarazem słonecznie (jeliby
pominšć burze na powitanie i pożegnanie nas).
Przed nami dwa tygodnie w Bieszczadach, noclegi pod namiotem -
przemieszczanie się ze wszystkim co z sobš zabrałymy, z tego też powodu bagaż
ograniczyłymy do niezbędnego minimum. Co wieczór po kolacji otwierałymy mapę
i planowałymy następny dzień: gdzie idziemy, gdzie się zatrzymamy na noc.
Bardzo malowniczym i miłym miejscem na dłuższy postój okazała się Bacówka pod
Małš Rawkš. Z niej wyruszałymy na szlak i do niej wracałymy przez kilka dni.
Nawišzane na szlaku kontakty zaowocowały ciekawymi znajomociami.
Pewnego wieczoru
Magda zadaje pytanie, czym ja właciwie będę się zajmowała w pracy
magisterskiej? Próbuję wytłumaczyć co to sš chruciki. Z pomocš spieszy mi
gospodarz schroniska - Michał. Nasze wysiłki jednak idš na marne... niestety to
nie tak samo oczywiste jak motyw okna i przemijania we francuskiej literaturze
XX wieku. Zrezygnowana obiecuję, że jak już jakiego tutaj znajdę - Magda
będzie mogła go do woli oglšdać w probówce. Udajemy się do namiotu. Planujemy
następny dzień. Zapowiada się najcięższa trasa całego wyjazdu: Mała Rawka
Ustrzyki Górne Widełki Bukowe Berdo Tarnica Szeroki Wierch znowu
Ustrzyki Górne, Mała Rawka.
Wyruszamy wczesnym rankiem by
zdšżyć przed tłumami kolonii na szlaku. Zmęczenie i nie wyspanie rekompensujš
widoki: kolory, przestrzeń a także napotkani ludzie. Po całym dniu na trasie wróciłymy
potwornie zmęczone. Ciepła herbata i czekolada okazały się po raz kolejny czym
niezastšpionym. Michał mieje się, że dzielne dziewczyny jestemy Czy kto
nam za to płaci?
Rano pierwsze kroki
uwiadamiajš nas, że jednak wczoraj przeceniłymy siły, dały o sobie znać dawne
kontuzje... Nie ma sensu wyruszać w góry. Ale jak tu jednak siedzieć w miejscu
w taki czas? Piękna pogoda i takie tereny... w plecaku natrafiam na probówki.
Za polanš na której rozbiłymy namiot szumi potok. To jest ten dzień idziemy
na chrucikowe łowy. Dojcie do potoku jest ciężkie, strome i kamieniste.
Lodowata woda jest przyjemnociš w tak upalny dzień w dolinie nie wieje tak
jak na połoninach.. Szukam chwilę między kamieniami. Kładę na dłoni chudš,
długš rurkę z piasku z larwš w rodku i pokazuję z dumš Magdzie. Ona przyglšda
się chwilkę po czym mówi niepewnie: To o takie badziewie chodziło? Pękam ze miechu. Jednak moment nie minšł, a
i Magda kuca nad kamykami i szuka. W takiej pozie budzimy zainteresowanie i
rozbawienie mijajšcych nas turystów. Zmieniamy miejsce poszukiwań inny potok
dalej od miejsca naszego noclegu. Historia się powtarza. Mijajšce nas dzieci
kucajš przy nas i ledzš nasze ruchy, dopóki rodzice ich nie zawołajš.
Wieczorem pytamy się Michała
jak nazywajš się potoki nad którymi byłymy bo na mapach nic nie jest napisane
na ten temat. Rozbawiony odpowiada większoć potoków to potoki bystre.
Następnego dnia po raz kolejny udajemy się na Połoninę Caryńskš tym razem z
Michałem chce nam pokazać kolejny bystry potok, bo jak to on uzasadnił:
powinien nam się podobać i może co tam znajdziemy.
Owocem tych przechadzek i
pluskania się w bieszczadzkich potokach jest zbiór z trzech potoków: dwóch
Bystrych i jednego małego dopływu Rzeczycy. A efektem łowów probówki
wypełnione chrucikami i domkami, znalazłymy miedzy innymi: Chaetopteryx sp.,
Potamophylax nigricornis, Sericostoma sp., Odonatoceum albicorne, Wormaldia
occipitalis.
Tak wyglšdały nasze ostatnie
dni pobytu w Bieszczadach. Co z tego wyniknie? Cóż ... postaram się w przyszłym
roku zawitać w Bieszczady, przywieć co jeszcze a kto wie może co z tego
jeszcze będzie...Przekonałam się, że może czasem warto zabrać z sobš jakš
probówkę - na wszelki wypadek?
Małgorzata Veith
IV rok biologii, Wydział
Biologii
Czym skorupka za młodu nasišknie, tym na staroć tršci. Nowy rok zastał mnie przy pędzlu. Malowanie na szkle okazuje się dobrym remedium na zabiegany tryb życia. Na dodatek malowanie to można nazwać przyjaznym rodowisku jako że surowiec malarski pochodzi z odzysku. To takie jedno z trzech U (użyj tego jeszcze raz).
Z naturalnych przyczyn przeważajš motywy entomologiczne, hydrobiologiczne i botaniczne.
Zobacz więcej butelek malowanych
Starsze wiadomoci (z lat ubiegłych)