Sierpień 2019
Przejawy czynnej agresji wobec uczestników marszu równości w Białymstoku stanowią dla wielu komentatorów potwierdzenie, że mniejszości seksualne są w Polsce prześladowane. Nie ulega oczywiście najmniejszej wątpliwości, że każda czynna napaść na drugiego człowieka, z jakiegokolwiek powodu i w imię jakichkolwiek, nawet ważkich celów i wartości, zasługuje na zdecydowane potępienie. Pobicie czy znieważanie kogokolwiek, kto myśli i odczuwa inaczej, jest niedopuszczalne, a z chrześcijańskiego punktu widzenia jest po prostu poważnym grzechem przeciwko miłości bliźniego. Tylko czy wyprowadzane z tych wydarzeń wnioski są prawdziwe i czy można mówić o nienawiści i prześladowaniu w Polsce osób spod znaku LGBT?
Najpierw trzeba wskazać na kompletne zachwianie proporcji. Czy doprawdy marginalne ekscesy mogą być traktowane jako przejaw nienawiści obejmującej większość społeczeństwa? Taka właśnie interpretacja jest częścią taktyki środowisk LGBT, których wzmożona aktywność w roku wyborczym nie może nie zostać zauważona. Najbardziej irytujące w całej tej sprawie jest utożsamianie każdego, kto sprzeciwia się programowi tego środowiska, z postawą nienawiści. Łatka nienawistnika zostaje przypięta już nie tylko poszczególnym ludziom, ale także partiom, środowiskom czy nawet większości społeczeństwa, a wiec wszystkim tym, którzy nie chcą brać udziału w marszach równości i nie popierają podnoszonych tam postulatów. Najmniejszy przejaw agresji czynnej lub słownej wobec przedstawicielom środowiska LGBT staje się natychmiast tematem medialnym w kraju i poza Polską, nierzadko opatrzony komentarzem, że Polska jest w Europie (wraz z Węgrami) najbardziej homofobicznym krajem.
Odcinając się zdecydowanie od czynnej agresji wobec kogokolwiek, także wobec przedstawicieli mniejszości seksualnych, wierzący chrześcijanin, dla którego jasne stanowisko Biblii w tej kwestii jest autorytatywne, nie może jednak dać się zapędzić w kozi róg i powinien jasno sformułować argumenty, które każą mu sprzeciwiać się ideologii związanej ze środowiskiem LGBT.
Akronim ten oznacza po prostu grupę lobbystyczną o międzynarodowym zasięgu, mającą do dyspozycji ogromne fundusze i cieszącą się poparciem liberalnych elit politycznych i liberalnych mediów. Jej przedstawiciele deklarują, że walczą o równe prawa dla gejów, lesbijek oraz osób bi- i transseksualnych, w tym przede wszystkim o prawo do zawarcia małżeństwa, które przecież jest jednym z podstawowych praw człowieka. Już w tym miejscu mamy do czynienia z istotną manipulacją, którą trzeba nazwać po imieniu. Prawa do zawarcia małżeństwa gejom lesbijkom i osobom inaczej-seksualnym nikt nie odbiera. Tak, każdy gej i każda lesbijka mają prawo do zawarcia małżeństwa, bo ma je każdy człowiek! Prawo takie mają, ale wcale nie chcą z niego korzystać, gdyż nie chcą zawrzeć trwałego związku między mężczyzną i kobietą, a taki właśnie związek jest małżeństwem. Zamiast tego chcą by ich jednopłciowym związkom nadać rangę małżeństw, a więc chcą prawnej i społecznej redefinicji małżeństwa. Dążą po prostu do zmiany całej struktury życia społecznego, zmierzającej ostatecznie w kierunku stworzenia całkowicie odmiennego społeczeństwa.
Taki postulat jest programem politycznym, z którym można, a z chrześcijańskiego punktu widzenia nawet trzeba się nie zgadzać. I nie wolno dać sobie wmówić, że brak zgody na czyjś program polityczny miałby być oznaką nienawiści do osoby, która go popiera. Absurdem jest zarzucanie wierzącym nienawiści jedynie dlatego, że zdecydowanie odrzucają niezgodny z Ewangelią program polityczny środowisk LGBT.
Powtarzanie takiego zarzutu jest, jak się o tym znowu można było przekonać, częścią kampanii lobbingowej tego środowiska. Celem jest przekonanie szerokich kręgów społeczeństwa, że nie tylko nie wypada sprzeciwiać się promowaniu związków jednopłciowych, gdyż byłoby to znakiem zaściankowości i zacofania wobec postępu społecznego, ale że taki sprzeciw jest wyrazem nienawiści, a przecież nienawiść jest czymś odrażającym. Jeżeli uda się to społeczeństwu wmówić, wtedy szybko stanie się możliwe przeprowadzenie zmian prawnych i systemowych, gdyż szerokie kręgi opinii publicznej, także kościelnej, zamilkną i nie będą miały odwagi jasno wyrazić swojego sprzeciwu.
Szacunek dla drugiego człowieka nie musi jednak wcale oznaczać popierania (także milczącego) jego politycznych przekonań i postulatów. Otwarte wyrażanie sprzeciwu wobec czyichś politycznych postulatów nie jest też w żadnym wypadku przejawem nienawiści. W tym wypadku jest po prostu sprzeciwem wobec destrukcji fundamentu, na których opiera się nasza cywilizacja. Tym fundamentem jest silna rodzina oparta na trwałym małżeństwie, a więc związku jednego mężczyzny z jedną kobietą. Nota bene, dającym do myślenia znakiem czasu jest fakt, że tę podstawową prawdę trzeba aż tak wyraźnie wyrażać i powtarzać.
Marian Machinek MSF