Lipiec 2020
Każdorazowe kampanie przedwyborcze wzbudzają emocje, które, jak wiosenne burze, z wielką gwałtownością przetaczają się przez media i debatę społeczną. Sytuacja mogłaby więc zostać uznana za typową, ale mimo to poziom emocji, jaki osiągnęła debata publiczna w związku ze stanowiskiem kandydatów w wyborach prezydenckich 2020 wobec społeczności LGBT, może zaskakiwać. Wszyscy, którzy w ostatnich miesiącach odważyli się krytycznie ocenić roszczenia społeczności LGBT – od arcybiskupa Marka Jędraszewskiego, poprzez posła Jacka Żalka, aż po prezydenta Andrzeja Dudę – zostali oskarżeni o odmawianie człowieczeństwa gejom lesbijkom, bi- i transseksualistom. Powodem były użyte przez nich wyrażenia typu: „LGBT to nie ludzie, a ideologia”. Reakcją na tego rodzaju wypowiedzi była fala oburzenia i zarzut „odczłowieczenia”, jakby ich autorzy rzeczywiście chcieli zanegować człowieczeństwo gejów czy lesbijek. Do głosów oburzenia dołączyły nawet gremia naukowe, np. Komitet ds. Bioetyki przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, który opublikował specjalne stanowisko w tej sprawie, przestrzegając przed „dehumanizacją osób LGBT”. Można oczywiście zadać krytyczne pytanie, czy dobór słów w wypowiedziach krytyków LGBT był odpowiedni, a przede wszystkim przemyślany i zrozumiały dla odbiorców, tak samo jednak można krytycznie zapytać, czy pozwolono wypowiadającym się w ten sposób wyjaśnić, co mieli na myśli.
Niezależnie od stanowiska wobec roszczeń środowisk LGBT, warto jednak dostrzec jedną dosyć istotną cechę tej najnowszej odsłony debaty publicznej. Nie jest ona już żadną miarą debatą merytoryczną, ale stała się formą manipulacji medialnej, obliczonej na wzbudzanie skrajnych emocji. Manipulacja ta wiąże się z czymś, co bywa określane jako tworzenie „tożsamości grupowej”. Polega ona na tak ścisłej identyfikacji pojedynczej osoby z jakąś społecznością czy ideą, że każda negatywna opinia na temat tejże społeczności czy idei, staje się osobistą zniewagą dla pojedynczej osoby. W tym wypadku wyraża się ona w zbitce słownej „osoby LGBT” lub też w autodeklaracji „Jestem LGBT”. Gdyby chcieć rozumieć takie wyrażenia dosłownie, to nie mają ona żadnego sensu. Trudno zakładać, że pojedyncza osoba jest jednocześnie gejem, lesbijką, osobą biseksualną oraz transgenderową, z całym wachlarzem płci kulturowych.
Absurdalność wyrażenia „osoba LGBT” widać jeszcze wyraźniej wtedy, gdy odniesie się je do innych społeczności. Jaka byłaby reakcja, gdyby ktoś np. zadeklarował: „Jestem Kościół katolicki” i dlatego każda krytyka Kościoła katolickiego, jego dogmatów, wierzeń i postulatów społecznych, jest bezpośrednim atakiem w moją godność osobistą i wyrazem nienawiści do mnie. Nikt o zdrowych zmysłach nie zaakceptowałby takiej argumentacji! Nikt nie jest „osobą Kościół katolicki”, tylko członkiem wspólnoty wiary o nazwie Kościół katolicki lub po prostu katolikiem. Krytyka Kościoła, jego struktur i jego nauki może być rzeczowa i uzasadniona lub niesprawiedliwa i krzywdząca, może też być zrodzona z życzliwości i troski lub też z wrogości i nienawiści, ale nigdy nie oznacza automatycznie nienawiści do poszczególnych katolików. Dlaczego w ten sam sposób nie wolno wypowiadać się o środowisku LGBT? LGBT to przecież społeczność, środowisko, grupa lobbystyczna o światowym zasięgu, a jednocześnie określona wizja ludzkiej natury, ze szczególnym uwzględnieniem ludzkiej seksualności. Ze względu na swoją całościową wizję świata, agresywną propagandę i sposób działania tej społeczności z wykorzystaniem organizacji międzynarodowych, akronim LGBT może być przyporządkowany określonej ideologii. Wobec roszczeń kulturowych i prawnych tego środowiska wolno zgłaszać poważne zastrzeżenia wobec tej ideologii, szczególnie wobec prób redefinicji małżeństwa i adopcji dzieci w ramach związków jednopłciowych oraz projektów wychowania seksualnego według założeń genderystycznych. Taka krytyka nie oznacza nienawiści. Szacunek wobec kogokolwiek nie musi przecież oznaczać obowiązkowego podzielania jego poglądów i politycznych roszczeń wobec państwa i społeczeństwa. Można szanować człowieka, a jednocześnie zdecydowanie nie podzielać jego poglądów i wyrażać publicznie opinie, które im się sprzeciwiają.
Nietrudno dostrzec, że odsądzanie od czci i wiary każdego, kto ośmieli się krytykować społeczność LGBT, ma na celu doprowadzenie do sytuacji zastraszenia, tak by w przestrzeni publicznej wszelkie głosy krytyczne umilkły, a społeczność LGBT mogła doprowadzić do pełnej implementacji swoich postulatów, nie tylko na płaszczyźnie prawa, ale także kultury i moralności.
Na takie manipulacje medialne związane z tłumieniem wolności wypowiedzi i wolności sumienia nie ma i nie może być zgody.
Marian Machinek MSF