Luty 2020
W dniu poświęconym osobom konsekrowanym, jakim jest corocznie 2 lutego – święto Ofiarowania Pańskiego, mała dziewczynka, po powrocie z kościoła, pyta mamę: „A co to znaczy, że niektórzy ludzie są konserwowani?”. Mama odpowiada: „No bo Pan Bóg chce, by się nie zepsuli”. W tej anegdocie zawarte jest ziarno prawdy, które odnosi się nie tylko do osób konsekrowanych, ale też do całego Kościoła. Każdy uczeń Chrystusa ma być solą dla ziemi i światłem dla świata i będzie mógł pełnić tę rolę tylko jako niezepsuty, pachnący świeżością Ewangelii. Ale osoby oddane Bogu przez śluby zakonne mają mieć to zadanie wpisane w każdy ich oddech i każdy krok.
Osoby konsekrowane były w Kościele, rzec by można, od zawsze, chociaż w analizach historycznych początki życia mniszego wiązane bywają z tzw. ojcami pustyni i takimi postaciami z przełomu III i IV w., jak Pachomiusz Starszy czy Antoni Wielki, a później także Benedykt z Nursji. Z pozoru wydaje się, że życie konsekrowane w swoich rozlicznych formach, jakie powstawały, zamierały i odżywały na nowo na przełomie stuleci, toczyło się zawsze jakby w cieniu głównego kościelnego nurtu, kościelnej polityki, jakby na drugim planie. Jednak baczne spojrzenie na historię Kościoła pokazuje, że każda poważna reforma Kościoła rozpoczynała się zawsze od reformy i ożywienia życia zakonnego, ale też każdy kryzys w Kościele rozpoczynał się od osłabienia i rozkładu tego życia.
Osoby konsekrowane to ludzie dotknięci jakimś świętym niepokojem, który nie bierze się z lęku przed apokaliptyczną katastrofą, ale z fascynacji Ewangelią. Są to ludzie „poderwani” do wyruszenia w drogę przez słowo Jezusa, które nie pozwala im na taki sposób przeżywania codzienności, który przez ogromną większość wierzących jest uważany za właściwy i normalny. Bóg chce mieć ludzi, którzy nie tylko głoszą, ale też pokazują Ewangelię swoim życiem. Bóg chce mieć ludzi, którzy uczynią swoim najważniejszym zadaniem tę czujność, do której Jezus wielokrotnie wzywał swoich uczniów. Duchowa czujność jest w Biblii określona dwoma czasownikami. Pierwszy z nich to blepō. Słowo to oznacza po prostu „patrzeć”, ale także „mieć oczy otwarte, być uważnym”. Drugi czasownik to grēgoreō, co oznacza „być czujnym, nie spać”. Osoby konsekrowane są właśnie po to, by z uwagą, miłością i modlitwą towarzyszyły dziejom ludzkości i stanowiły dla niej nieustanne przypomnienie o Tym, który jest najważniejszy.
Jeżeli ludzie konsekrowani żyją zgodnie z tym, co postanowili, gdy składali swoje śluby zakonne, wtedy oczywiście nieuchronnie pojawia się ostry konflikt z tym, co nie jest Boże, a co w Biblii jest określone po prostu jako „świat”. Chodzi nie o świat jako taki, który przecież zaraz po stworzeniu został przez samego Stwórcę określony jako dobry. Chodzi o to, co w odniesieniu człowieka do innych i środowiska nie jest Boże, bo zostało sformatowane według zupełnie innej, złej miary. W sytuacji tego nieuchronnego konfliktu sprawdza się to, co Jezus powiedział o swoich uczniach, modląc się do swojego Ojca w niebie”: Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata […] Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata (J 17, 14-15). Jakże często jednak osoby konsekrowane są boleśnie konfrontowane z tym, że granica między Bożym a nie-Bożym światem nie przebiega gdzieś na zewnątrz nich, ale wiedzie dokładnie poprzez ich serca i umysły. Noszą one w sobie jeszcze wiele z nie-Bożego świata, któremu w porywie pierwszej miłości wypowiedziały posłuszeństwo. Boleśnie doświadczają, że w świecie duchowym także istnieje coś w rodzaju „grawitacji”, która ściąga w dół, ku temu, co przyziemne; że u korzenia wielu motywacji istnieje niezwykle mocna sprężyna egoizmu; pychy i próżności, nierzadko głęboko ukryta, która naznacza i plami nawet najświętsze zamierzenia, plany, czyny i słowa. Noszą swój skarb w naczyniach glinianych, aby mogło się pokazać, że to, co naprawdę czyni ich solą dla ziemi i światłem dla świata, nie jest jedynie efektem ich wysiłków i zaangażowania, ale owocem działania Bożej łaski.
Nieraz w historii i współczesności chrześcijanie musieli znosić zło, które przyszło z najbardziej niespodziewanej strony, właśnie od tych, którzy mieli być żywymi znakami Ewangelii. Ileż jednak razy klasztory okazywały się także „miastami ucieczki”, oazami życia, przywracającymi równowagę i radość zagubionym, poranionym i zdesperowanym ludziom. Życie konsekrowane to szczególny sposób bycia chrześcijaninem. Trzeba prosić Boga, by w świecie zamętu, w którym wszystko wydaje się relatywne i w którym nie ma już żadnych niezmiennych punktów odniesienia, otwierał serca i umysły wielu młodych na to ciche, ale stanowcze zaproszenie Pana: „Chodź za Mną”…
Marian Machinek MSF