Bitwa Warszawska 2019

Kwiecień 2019

Właściwie nie powinno się używać tego określenia do jakiegokolwiek innego wydarzenia, skoro bitwa pod Warszawą z roku 1920, znana także jako Cud nad Wisłą, stanowi tak istotny punkt zwrotny w dwudziestowiecznej historii Polski i całej Europy. Mimo to najnowsza bitwa o Warszawę, zainicjowana podpisaniem przez nowego prezydenta Stolicy – Rafała Trzaskowskiego deklaracji „Warszawska Polityka na Rzecz Społeczności LGBT+”, może okazać się forpocztą wyzwania dla Polski, porównywalnego w skutkach z tym sprzed niespełna stu lat.

Kto czyta deklarację warszawską, nie może się oprzeć wrażeniu, że najbardziej palącym problemem społecznym Stolicy są masowe prześladowania gejów, lesbijek oraz osób trans-, bi- oraz inaczej-seksualnych, mające rzekomo miejsce w każdej dziedzinie życia publicznego, począwszy od szkół, poprzez zakłady pracy, aż do organizacji sportowych. W tych i wszystkich innych dziedzinach życia ma zostać stworzona sieć mechanizmów prawnych oraz instytucji i osób, które będą reagowały na każdy przejaw homofobii i transfobii. Z dotychczasowej dyskusji medialnej należy wyprowadzić wniosek, że te dwa pojęcia oznaczają każdy przejaw krytyki wobec idei płci kulturowej (gender) oraz zachowań w jej kontekście promowanych. Jak można wywnioskować z deklaracji, nowe władze Warszawy są zdania, że dyskusja na ten temat się definitywnie skończyła i pora przejść do czynu. Od teraz każdy kontrahent współpracujący ze Stolicą, który nie będzie gotów zgodzić się na zawartą w umowie z miastem tzw. „klauzulę antydyskryminacyjną”, będzie musiał się liczyć z sankcjami; każdy uczeń krytykujący związki jednopłciowe będzie musiał liczyć się z tym, że zostanie zgłoszony do powołanego w jego szkole tzw. „latarnika”, czyli aktywisty, wypatrującego oznak homofobii; z drugiej strony każdy, kto stworzy klub sportowy dla gejów i lesbijek może liczyć za wsparcie włodarzy stolicy; każdy też zwolennik LGBT, który w jakiejś warszawskiej galerii zaprezentuje jakąś (np. obsceniczną lub wulgarną) instalację, może liczyć na pełne poparcie władz w imię pełnej wolności sztuki – by wymienić tylko kilka z punktów deklaracji.

Najpoważniejszy sprzeciw wzbudził jednak zawarty w deklaracji postulat wprowadzenia w każdej warszawskiej szkole zajęć z edukacji seksualnej, których program ma być zgodny z wytycznymi i standardami Światowej Organizacji Zdrowia. Ta z pozoru niewiele znacząca wzmianka zawiera rzeczywiście eksplozywny potencjał. Otóż wspomniane standardy WHO to wydany w 2010 roku dokument zatytułowany Standardy Edukacji Seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją i zdrowiem. W zawartych w tym dokumencie tzw. matrycach, opisujących cele edukacji seksualnej w zakresie wiedzy, umiejętności i postaw dzieci i młodzieży, znajduje się m.in. następujący zapis dla dzieci w wieku 0-4 lat: „Radość i przyjemność z dotykania własnego ciała, masturbacja w okresie wczesnego dzieciństwa”. Ten sam zapis pojawia się w matrycach dla dzieci w wieku 4-6 lat. Dzieci w wieku 6-9 mają być zaznajamiane ze środkami antykoncepcyjnymi, natomiast dzieciom w wieku 9-12 lat ma być prezentowana lista tzw. praw seksualnych sformułowana przez International Planned Parenthood Federation(Międzynarodową Federację Planowanego Rodzicielstwa) – największą proaborcyjną organizację na świecie. Niemalże od najwcześniejszego dzieciństwa mają też być prezentowane dzieciom kwestie dotyczące równości różnych orientacji seksualnych i opartych na nich związkach. Nie ulega wątpliwości, że wytyczne WHO są programem wczesnej seksualizacji dzieci, którego celem jest wychowanie nowego pokolenia ludzi w pełni akceptujących roszczenia społeczności LGBT. Nie sposób oprzeć się w tym miejscu gorzkiej refleksji: gdyby którykolwiek z tych tematów został podjęty w rozmowie z dziećmi przez jakiegokolwiek katolickiego księdza, bez wątpienia musiałby się liczyć z zarzutem pedofilii i ponieść za to odpowiedzialność karną. W warszawskiej deklaracji takie podejście ma się stać natomiast obowiązującą normą i nie tylko nie jest już wtedy pedofilią, ale jest wyrazem nowoczesnej i otwartej na różnorodność edukacji.

Trudno się dziwić, że w Warszawie budzi się sprzeciw wobec tej toksycznej dla umysłów dzieci agendzie. Sprzeciw wobec warszawskiej deklaracji to nie tylko odruch zdrowego rozsądku, ale także niezbędny odruch samoobrony wobec ekspansji mającego cechy totalitarne podejścia, w ramach którego tożsamość płciowa i aktywność seksualna stają się osią życia osobistego i społecznego i zasługują na szczególny szacunek, jeżeli tylko jest to tożsamość i aktywność „nieheteronormatywna”, czyli inna, niż normalna relacja między mężczyzną i kobietą. Sprzeciw taki dotyczy także próby naruszania konstytucyjnego prawa rodziców do decydowania o sposobie edukacji seksualnej swoich dzieci.

Podpisanie deklaracji warszawskiej przez nowego prezydenta Warszawy ma jednak także jedną pozytywną stronę: oznacza zdjęcie masek i pokazanie w całej rozciągłości programu nie tylko środowisk LGBT, ale także sympatyzujących z nimi partii politycznych. Taka klarowność może być kluczowa w kontekście zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego oraz jesiennych wyborów parlamentarnych w kraju. Każdy, komu zależy na dobru małżeństwa i rodziny i kto nie chce się kiedyś obudzić w genderowym raju, powinien dobrze się zastanowić, w którym miejscu postawi swój krzyżyk na karcie wyborczej.

Marian Machinek MSF