28 Lutego 2023

Aktualności


Czy drzwi uczelni są szeroko otwarte dla kobiet? Dr. hab. Marcina Chełminiaka, prof. UWM z Instytutu Nauk Politycznych na Wydziale Nauk Społecznych, pytamy o wyniki badań nad obecnością kobiet w polskiej nauce.

Kobiet w Polsce jest mniej więcej tyle samo, co mężczyzn. Czy tak samo jest w nauce?

Z dostępnych mi danych wynika, że mężczyzn w polskiej nauce jest trochę więcej niż kobiet. Mówimy tu o liczbie kobiet zatrudnionych na polskich uczelniach. Ale już wśród studentów widać wyraźną przewagę kobiet – jest ich około 60 proc.

Jak ten procentowy udział kobiet w nauce polskiej ma się do proporcji na świecie?

Nie stanowimy pod tym względem żadnej osobliwości. Na całym świecie kobiety stanowią średnio ok. 30–40 proc. naukowców. Podobne proporcje między płciami w nauce, jak u nas, występują w Portugalii, Hiszpanii, Włoszech czy w Wielkiej Brytanii. Mniej jest kobiet w nauce np. w Niemczech i Francji czy w Czechach. Ciekawym faktem może być równowaga płci w takich krajach jak Argentyna i Brazylia. Rekord chyba należy do Wenezueli, w której odsetek kobiet w nauce sięga 61 proc.!

Z pewnością udział kobiet wygląda różnie w różnych dyscyplinach nauki.

Istotnie. Sfeminizowane w znacznym stopniu są nauki humanistyczne i społeczne. Typowymi przykładami są pedagogika i filologie. Patrząc na sprawę w perspektywie historycznej, trzeba zauważyć, że kobiety od zawsze były obecne w nauce, np. już starożytności, chociaż oczywiście w stopniu marginalnym. Dopiero na przełomie XIX i XX w. uniwersytety zaczęły szerzej się dla nich otwierać i od tego czasu notujemy ciągły wzrost ich udziału w nauce.

Jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi o stanowiska kierownicze w administracji sfery naukowej?

W Polsce, podobnie jak w większości państw świata, im wyższe stanowiska, tym wyraźniejsza dominacja mężczyzn.

A gdy chodzi o stopnie i tytuły naukowe?

Największy odsetek kobiet w Polsce jest wśród doktorów. Wśród doktorów habilitowanych kobiet jest ok. 30 proc. mniej niż mężczyzn, a już wśród profesorów tytularnych aż ok. 70 proc. to mężczyźni.

Jaka jest tego przyczyna?

Dotarłem do wyników wielu ciekawych badań na ten temat, m.in. prowadzonych przez Narodowe Centrum Nauki. Przeprowadziło ono ankietę wśród polskich naukowczyń na temat równouprawnienia płci w nauce. Wyniki różnych badań pokazują, że kobiety m.in. z powodu ciąży, urodzenia i wychowywania dziecka „wypadają” z naukowego obiegu, mniej publikują, nie biorą udziału w grantach. To jedna z głównych przyczyn, z powodu których ich reprezentacja w nauce nie jest adekwatna do ich procentowego udziału. Macierzyństwo czasami więc spowalnia ich awans i naukowy, i zawodowy, bo częściej też same rezygnują z wyższych stanowisk. Kobiety ankietowane przez NCN skarżyły się ponadto, że na tych samych stanowiskach otrzymują niższe wynagrodzenia, że w dyskusjach naukowych są lekceważone, dyskryminowane z powodu wieku, traktowane protekcjonalnie. Zdarza się, że mężczyźni używają wobec nich zwrotów typu: laleczko, skarbie. Kobiety podkreślają też, że – w sytuacjach formalnych – mężczyźni rzadziej zwracają się do nich, używając tytułów naukowych. 

Rozmawiał Lech Kryszałowicz

Dr hab. Marcin Chełminiak prof. UWM jest prodziekanem Wydziału Nauk Społecznych. Badania na temat obecności kobiet w polityce i nauce prowadził na podstawie własnych analiz oraz danych podawanych przez instytuty analityczne, think--tanki, organizacje międzynarodowe takie jak ONZ czy UE.

 

 

 

 

fot. freepik

Rodzaj artykułu