06 Września 2023

Aktualności


W Polsce trwa gorący politycznie czas. Prowadzona jest kampania przed wyborami parlamentarnymi oraz przygotowania do referendum, które odbędzie się tego samego dnia. O tym, jak odnaleźć się w tej kakofonii obietnic i wzajemnych oskarżeń, mówi dr hab. Maciej Hartliński z Katedry Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie UWM.  

Śledzi pan z zainteresowaniem to, co dzieje się podczas obecnej kampanii wyborczej w Polsce?  

Tak, oczywiście. Zaletą bycia politologiem jest to, że nigdy nie brakuje informacji do śledzenia oraz materiału do badań. Politologia jest dziedziną nauki, w której wszystko bardzo dynamicznie się zmienia. Polska jest ciekawym przypadkiem pod tym względem, że niezbyt często zdarzają się tak długie okresy rządów jednej partii. Najpierw przez dłuższy czas u władzy była Platforma Obywatelska, a teraz drugą kadencję z rzędu rządzi Prawo i Sprawiedliwość. To odmiana w stosunku do tego, z czym mieliśmy do czynienia w latach dziewięćdziesiątych. Świadczy to o stabilności sceny partyjnej, bo w zasadzie można powiedzieć, że od 2001 roku, kiedy PO i PiS weszły do Sejmu, zdominowały polską scenę polityczną.  

Czym charakteryzuje się kampania wyborcza prowadzona latem, podczas wakacji?  

Kampanie prowadzone latem nie są w Polsce wielką nowością, ponieważ wybory najczęściej odbywają się jesienią. Oczywiście sztaby wyborcze poszczególnych partii rozpisują plany na poszczególne miesiące kampanii i wiedzą, że latem jest tzw. sezon ogórkowy, w którym dzieje się niewiele, a co za tym idzie jest również mniejsze zainteresowanie kampanią wyborczą. Ludzie odpoczywają i rzadziej zaglądają do mediów. Z badań wynika, że należy skoncentrować siły na ostatniej prostej kampanii, bo to właśnie wtedy dzieje się najwięcej. Głównego uderzenia możemy spodziewać się we wrześniu, a zatem to, co najciekawsze i najostrzejsze, jeszcze przed nami. Należy obserwować to z uwagą i jednocześnie z odpowiednią dozą krytycyzmu. Z jednej strony zdajemy sobie przecież sprawę, że politycy najczęściej obiecują nam gruszki na wierzbie, ale z drugiej paradoksalnie wolimy partie, które coś nam obiecują, niż te, które mówią, że aby do czegoś w życiu dojść, trzeba ciężko i systematycznie pracować.  

Czy ta kampania przed wyborami parlamentarnymi 15 października br. przebiega tradycyjnie czy jest coś, co ją wyróżnia w stosunku do poprzednich?  

Nowością jest oczywiście próba zsynchronizowania referendum z wyborami. To jest coś, co do tej pory nie miało miejsca – zwłaszcza że jest to referendum, które poprzez swoje pytania kreuje pewne podziały – kogo bardziej popieramy, a kogo mniej. To nie jest tak, jak było w poprzednich referendach, gdzie mieliśmy do czynienia z ogólnymi pytaniami, np. o Konstytucję czy wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. W tym referendum zostanie zaznaczona linia podziałów politycznych i społecznych. To jest nowością i na to warto zwrócić uwagę. Cztery lata temu brałem udział w międzynarodowym projekcie badawczym dotyczącym tego, jak partie polityczne wykorzystują referendum do swoich celów politycznych. Biorąc pod uwagę przykład Polski, to mogę powiedzieć, że wszyscy, którzy próbowali tego rozwiązania dotychczas – przegrywali. Zarówno prezydenci, którzy zarządzali referenda, jak i ugrupowania polityczne, które były ich inicjatorami, w kolejnych wyborach nie wygrywały. Zobaczymy, czy to się zmieni, czy może tendencja się utrzyma.  

Te podziały, które kreują politycy nie są dobrą rzeczą, prawda? 

W polityce dzielenie jest oczywistością – myślę, że nie można stwierdzić, że jest dobre albo złe. Ideą systemu demokratycznego jest to, aby obywatele mogli wypowiadać się, jaką opcję polityczną preferują. Rządy opierające się na jednej myśli politycznej słusznie minęły. Mnogość systemu partyjnego polega na zróżnicowanej ofercie politycznej. Możemy się dziwić, że są podziały, że politycy się kłócą, ale to jest de facto istota demokracji, że mniejsze czy większe ugrupowania mają różne wizje rządzenia. 

Czy Polacy lubią referenda?  

Przypadek Polski pokazuje, że istotna jest idea referendum oraz zadane pytania. Ostatni przykład referendum z 2015 roku, które zarządził ówczesny prezydent Bronisław Komorowski, było bardzo nieudane, bo wzięło w nim udział zaledwie kilka procent uprawnionych do głosowania. Chciał wzmocnić w ten sposób swoją pozycję polityczną, ale to się nie udało. Teraz PiS także chce się podbudować przez organizację referendum, aby pokazać, że Polacy popierają wprowadzone przez nich rozwiązania. Różnica w stosunku do 2015 roku jest taka, że odbędzie się ono tego samego dnia, co może zadziałać na korzyść organizatorów. Gdyby było zaplanowane na inny dzień, a więc wiązało się z koniecznością ponownego wyjścia z domu na głosowanie, to myślę, że skończyłoby się podobną porażką.   

Jak powinniśmy odczytywać publikowane w trakcie kampanii sondaże?  

Sondaże pokazują przede wszystkim pewne trendy. Sondaż nie jest przewidywaniem, jaki będzie wynik wyborów – jeśli przeprowadzamy go w środę, to jest to stan na środę, a więc już w momencie publikowania jesteśmy o tydzień opóźnieni. W takich badaniach przyjmuje się, że margines błędu wynosi 1-2 punkty procentowe. Od momentu opublikowania sondażu do wyborów może wydarzyć się wiele – np. wyskoczyć coś w kampanii. Proszę zwrócić uwagę na to, że jest spora liczba osób niezdecydowanych, które podejmą decyzję w ostatnich dniach albo dopiero nad urną wyborczą.  

Ta kampania jest ostrzejsza niż inne?  

W przypadku tego, o co pani pyta można zwrócić uwagę na dwie rzeczy – po pierwsze nastąpiła personalizacja polityki, czyli zamiast czytania grubych ksiąg programów partyjnych spoglądamy na poszczególnych polityków i to, co mają do powiedzenia. Poza tym dostrzegalne są wzajemne ataki i rywalizacja między konkretnymi osobami. Język rzeczywiście jest daleki od parlamentarnego, ale w sumie to w parlamencie już od dawna nie mówi się ładną i kulturalną polszczyzną, więc mam wątpliwości, czy to powiedzenie wciąż jest aktualne.    

Liderzy polityczni są charyzmatyczni?  

Myślę, że są przywódcy charyzmatyczni, ale oczywiście charyzma zależy od percepcji danej osoby. Jeśli zapytamy zwolennika Donalda Tuska, czy jest charyzmatyczny, to z pewnością odpowie, że tak. Tak samo Jarosława Kaczyńskiego, Szymona Hołowni i innych. Jeśli ktoś mówi, że nie ma charyzmatycznych przywódców, to znaczy, że on takich przywódców nie widzi w swoim rozumieniu, czyli nie spotkał polityka, który porwałby go ideą, myślą i wizją przyszłości. W dzisiejszych czasach bardzo trudno będzie o taką sytuację, żeby większa część społeczeństwa uznała, że jakaś postać jest wiodąca. Nastąpiła zbyt duża polaryzacja, aby większa część społeczeństwa odbierała jakiegoś polityka jako postać wiodącą.  

Czy rola przywódcy politycznego wzmocniła się czy osłabiła w dzisiejszych czasach?  

W związku ze wspomnianym przeze mnie zjawiskiem personalizacji w polityce rola przywódcy jest silna. Dzisiaj osoba, która jest twarzą danej partii jest jednocześnie uosobieniem programu wyborczego. To, co powiedzą chociażby Jarosław Kaczyński czy Donald Tusk, staje się jednocześnie programem PiS-u czy KO. Politycy rywalizują ze sobą, co ma związek z mediatyzacją polityki. Trzeba pokazać w mediach osobę, która opowie coś ciekawego. Jest udowodnione, że łatwiej identyfikujemy się z konkretnymi osobami niż z programami czy znakami partyjnymi.  

Mówi się, że żyjemy w czasach populizmu. Politycy obiecują nam, że znajdą rozwiązania na drożyznę, problemy migracyjne czy ocieplenie klimatu.  Czy rzeczywiście w przestrzeni politycznej jest go tak dużo?  

To, że politycy mówią, że będzie lepiej, to nie jest populizm. Populizm jest bardzo dobrze zdefiniowany w literaturze politologicznej. Polityk czy partia populistyczna chce realizować wolę obywateli, a więc nie ma to ani pozytywnego, ani negatywnego nacechowania. Kolejnym charakterystycznym aspektem populizmu jest negatywny stosunek do elit, a przede wszystkim stawianie siebie w roli „głosu ludu” i reprezentowanie „zwykłych obywateli”. Z takiej perspektywy widać, że rzeczywiście ostatnie lata w Polsce i Europie to okres pojawienia się wielu partii i przywódców, którzy w ten sposób się identyfikują i działają.  

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Dr hab. Maciej Hartliński - pracownik Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Zastępca Przewodniczącego Rady Naukowej Dyscypliny Nauki o Polityce i Administracji w macierzystym Instytucie. Wiceprezes Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych. Zainteresowania badawcze koncentrują się głównie na przywództwie politycznym oraz partiach politycznych.  

Rodzaj artykułu