10 Lutego 2025

Aktualności


Można w nie grać spędzając czas z rodziną i przyjaciółmi. Można rywalizować, ale też osiągać wspólny cel. Lubią je dzieci i dorośli. A co najważniejsze, nie potrzebujemy do nich prądu ani internetu. Mowa o grach planszowych. O tej jednej z najstarszych rozrywek i swojej kolekcji opowiada Maciej Rynarzewski, pracownik Biblioteki Uniwersyteckiej UWM, współorganizator Gamegrindera.

Kiedy zaczęła się twoja przygoda z planszówkami?

W dzieciństwie. Jestem po 40-tce i w tamtych czasach to była popularna rozrywka. Zanim pojawiły się komputery często czas spędzało się grając w planszówki, zarówno z rodziną, jak i znajomymi. Był taki moment, kiedy praktycznie na rynku nie było planszówek. Dopiero od kilku lat przeżywamy ich renesans. Dodatkowo ich jakość znacznie wzrosła. Wtedy ta pasja do mnie wróciła, bo planszówki są czymś fizycznym i namacalnym. Nie potrzebujemy do nich komputera, prądu ani internetu. To ma znaczenie. Dużo czasu spędzamy w świecie cyfrowym, więc oderwanie się od tego, spotkanie z ludźmi na Gamegrinderze czy prywatnie ze znajomymi, jest świetną formą spędzenia czasu.

Z tego co wiem, posiadasz własną kolekcję planszówek.

Kolekcjonuję stare gry planszowe. Mam polskie gry z czasów PRL-u. Najstarsza jest z lat 60. Problem z grami planszowymi jest jednak taki, że one się niszczą, zatem trudno trafić na dobrze zachowaną grę planszową z dawnych lat. Mam też dużą kolekcję gier ze złotej ery planszówek, która była na przełomie PRL-u i nowych czasów. Wówczas wiele bardzo fajnych gier wydawano nielegalnie w Polsce, bo prawo autorskie wtedy nie obowiązywało.

Maciej Rynarzewski podczas Gamegrindera

 

Na jakich grach się wychowałeś?

Kultowe dla mojego pokolenia, czyli osób między 35. a 50. rokiem życia, są np. takie gry jak: Bogowie Wikingów czy Wojna o Pierścień. Myślę, że większość osób wychowywanych w latach 80. i 90. ubiegłego wieku zetknęła się z wydawnictwem Encore. Była to pierwsza w Polsce firma wydająca gry planszowe w klimacie fantasy zbliżonym do gier fabularnych. Powstała w 1982 r., a większość jej publikacji to były właśnie pirackie, nielicencjonowane wersje gier jednego z amerykańskich wydawców. Też je zbieram i mam w swojej kolekcji. Zorganizowałem nawet wystawę gier podczas jednej z edycji Gamegrindera.

Czy gry planszowe mocno się zmieniły?

Tak i lubię to obserwować. Zmienia się jakość, są ładniejsze wydruki, więcej figurek itp. Niezmienne za to jest to, że cały czas zachowany jest feeling rozrywki i to jest fajne. Moja pasja do planszówek zaowocowała nawet tym, że sam zacząłem projektować gry planszowe. Startowałem w konkursie Empiku na grę planszową i dostałem się do finału. Ostatecznie nagrody nie zdobyłem, ale to było świetne doświadczenie. Gdy się dużo gra, to człowiek zaczyna myśleć pod kątem tego, jak sam by chciał, żeby te gry wyglądały. Stworzyłem grę karcianą o roboczej nazwie Fast Fast Food. Polegała na tym, że otrzymywało się zamówienie w restauracji typu fast food i trzeba było je skompletować. Kto zrobił to pierwszy – wygrywał. Niestety obecnie nie mam zbyt wiele czasu, więc projektowanie gier odłożyłem w czasie, ale zabawa przy ich tworzeniu była bardzo rozwijająca. Trzeba było na pewno wykazać się kreatywnością.

gry planszowe

 

A czy pamiętasz pierwszą grę planszową, w którą grałeś?

Trudne pytanie. Myślę, że to musiało być coś z klasyków, jak np. Chińczyk. To gra, z którą chyba każdy się zetknął we wczesnym dzieciństwie. Gra jest prosta, a od lat cieszy się popularnością. Obserwujemy to też podczas Gamegrindera.

Jakie gry lubisz najbardziej?

Przygodowe, osadzone w klimacie fantasy i science fiction. Ostatnio z kuzynami grałem we Władcę Pierścieni: Podróże przez Śródziemie. Gra jest na pograniczu RPG (przyp. red. role-playing game, gra fabularna) i planszówki. Nie przepadam za grami typowo matematycznymi, ekonomicznymi, gdzie trzeba zdobywać surowce, liczyć itp. Interesują mnie gry, w których jest fabuła. Samemu tworzy się historię, rozbudza wyobraźnię i to jest dodatkowa wartość takich gier. Poza tym nigdy nie grałem w turniejach, nie startowałem w zawodach, bo nie czuję potrzeby rywalizacji. Bardzo lubię gry, w których jej nie ma, a wszyscy gracze dążą do wspólnego celu. Przykładem takiej gry może być Pandemic. Wszyscy gracze są badaczami jednego z wydziałów ONZ, który jest odpowiedzialny za zwalczenie epidemii. Wspólnie decydują, co należy zrobić. Przeciwnikiem w tym przypadku nie jest inny gracz, a czas. Dzięki takim grom rozwijamy także umiejętności miękkie – pracę w zespole, umiejętności negocjacyjne, komunikowanie się, rozwiązywanie konfliktów, budowanie relacji i inne.

gry planszowe

 

Co jeszcze dają gry planszowe?

To jest świetny sposób na spędzenie wolnego czasu. To pretekst do spotkania się z ludźmi, wspólnej zabawy, czasami i wielogodzinnej, bo niektóre rozgrywki tyle trwają. To też dużo śmiechu i radości. W życiu codziennym wiele rzeczy zaprząta nam głowę, czasami trudno oderwać się od komputera, odłożyć telefon, a tu zanurzamy się w inny świat, w miniuniwersum, w którym jesteśmy zamknięci do momentu, aż ktoś zwycięży. Ten inny świat to nasza przestrzeń relaksu.

A czy są jakieś minusy?

Raczej się z tym nie spotkałem. Może poza ceną planszówek, bo jak każde hobby wymaga nakładów. Najdroższa gra, którą kupiłem kosztowało ok. 300 dolarów. Wspomnę jeszcze, że w naszej bibliotece mamy ok. 200 gier, które udostępniamy podczas Gamegrinderów. Zawsze też służymy pomocą, tłumaczymy zasady itd.

gry planszowe

 

Niejednokrotnie podczas naszej rozmowy padała nazwa Gamegrinder. Jesteś współorganizatorem tego wydarzenia. Powiedz mi zatem, czy wiele osób jest zainteresowanych grami planszowymi?

Wiele osób gra w planszówki i to na różnym poziomie. To jest tak, jak z wieloma innymi aktywnościami. Ktoś jest wielkim fanem planszówek i każdą wolną chwilę poświęca na gry, inny gra okazjonalnie, np. podczas świąt z rodziną. Uważam, że każdy w swoim życiu zetknął się z planszówkami. Często rodzice grają ze swoimi dziećmi. Poszerza się też grono fanów zaawansowanych. Na Gamegrinderach pojawią się osoby, które potrafią w jedną grę grać sześć czy osiem godzin. Inni preferują gry imprezowe, które mają na celu typowe rozluźnienie, zapoznanie się z innymi, wspólną zabawę z dużą dawką śmiechu. Przychodzą też rodzice czy dziadkowie z dziećmi, aby wspólnie spędzić czas. Mamy stałych bywalców i osoby, które przychodzą pierwszy raz. Nie do końca jestem jednak przekonany czy ten trend długo przetrwa. Widuję podczas Gamegrindera młode osoby, ale jednak fanami planszówek są w dużej mierze osoby w średnim wieku i starsze. Młode pokolenie może nie wypełnić po nich tej luki, bo jednak ma dużo więcej innych bodźców, w szczególności tych związanych z nowymi technologiami. Dla nas planszówki to była jedyna alternatywa, aby podróżować w inne światy. Oni z kolei mają komputery, telefony itd. Ale powstały już wersje hybrydowe planszówek w wersji cyfrowej. Można w nie grać z komputerem, sztuczną inteligencją czy innymi graczami online. Zarówno ich plusem, jak i minusem jest to, że nie ma bezpośredniej interakcji między graczami, co z kolei jest przydatne, kiedy nie mamy możliwości się spotkać na żywo.

Rozmawiała Sylwia Zadworna

Maciej Rynarzewski jest kustoszem w Sekcji Promocji Bibliotecznej Biblioteki Uniwersyteckiej UWM. Jest pasjonatem gier planszowych i współorganizatorem Mini-konwentu Gier Towarzyskich Gamegrinder.

 

Mini-konwent Gier Towarzyskich Gamegrinder to wydarzenie organizowane przez Akademicki Klub Miłośników Fantastyki „Olifant” oraz Bibliotekę Uniwersytecką UWM w Olsztynie. 24. edycja tego wydarzenia odbyła się 8 lutego. Na miłośników Gamegrindera jak zawsze czekało bardzo wiele gier planszowych, karcianych, bitewnych i fabularnych, sesje RPG, a także prelekcje.

Rodzaj artykułu