28 Lutego 2023

Aktualności


Mówimy „pielęgniarstwo” i przed oczyma mamy kobiety w białych fartuchach. Tymczasem, jak mówi dr Katarzyna Kubiak, wicedyrektor ds. studenckich Szkoły Zdrowia Publicznego, byłoby dobrze, gdyby w tym sfeminizowanym zawodzie pracowało więcej mężczyzn.

Pielęgniarki, położne, dietetyczki – to w powszechnym przekonaniu zawody typowo kobiece. Czy to się jakoś przekłada na przekrój społeczny Szkoły Zdrowa Publicznego? 

Tak. Na ok. 500 studentów naszej szkoły zdecydowana większość to kobiety. Ale to już się powoli zmienia. Jeszcze kilka lat temu panów na kierunku pielęgniarstwo było na wszystkich rocznikach zaledwie 2–3, teraz – 15. Co więcej, nawet na położnictwie mamy jednego pana. Tymczasem mężczyźni w zawodzie pielęgniarskim są bardzo pożądani. W takiej pracy występuje wiele sytuacji, w których potrzebna jest siła fizyczna, a tę panowie mają większą niż panie. Mocno sfeminizowany jest też kierunek dietetyka. Ale i na nim pojawiają się mężczyźni. Są to jednak zazwyczaj panowie ukierunkowani na dietetykę sportową. Najmniej sfeminizowanym kierunkiem jest ratownictwo medyczne. Tam mamy mniej więcej po połowie przedstawicieli obu płci.

Czy szkołą, w której jest więcej kobiet, faktycznie trudniej kierować niż taką, w której pań i panów jest podobnie dużo? Niektórzy mówią, że kobiety są bardziej konfliktowe. To mit?

Myślę, że to stereotyp. Nie uważam, aby kierowanie kobietami było trudniejsze niż mężczyznami. Trzeba stosować tylko właściwe metody zarządzania ludźmi. W naszej szkole trudności nie wynikają z różnic płci, tylko ze specyfiki kształcenia. Główną siedzibę mamy przy ul. Żołnierskiej, ale część zajęć odbywa się w Kortowie, na przykład na Wydziale Biologii i Biotechnologii czy Wydziale Nauki o Żywności. Korzystamy też z sal wykładowych Biblioteki Uniwersyteckiej i innych wydziałów. Ze względu na charakter praktyczny naszych kierunków studenci dużą część zajęć mają w Centrum Symulacji Medycznych przy ul. Warszawskiej oraz w placówkach służby zdrowia na terenie miasta. Dlatego nieustannie przemieszczają się z miejsca na miejsce. Na dodatek zajęcia praktyczne w szpitalach odbywają się w godzinach przedpołudniowych lub popołudniowych, czasem do późnych godzin wieczornych. Tak więc większość dnia spędzają na zajęciach. Ponadto do opanowania mają dużo materiału. Pierwsze roczniki zmagają się z tak trudnymi przedmiotami jak anatomia, fizjologia i biochemia człowieka, które wymagają zapamiętania mnóstwa informacji. Dlatego naszym studentom zostaje mało czasu wolnego. To się przekłada na funkcjonowanie szkoły. 

W jaki sposób? 

Przejawia się to np. w niedostatecznej integracji studentów, do której jeszcze przyczynił się czas nauki zdalnej. Z powodu braku czasu studenci nie angażują się w działania i funkcjonowanie samorządu studenckiego. Pracujemy nad tym, ale to nie jest łatwe. Właśnie ze względu na duże obciążenie nauką. 

Liczne obowiązki nie zniechęcają kandydatów na studia?

Nie zniechęcają. Co roku przyjmujemy ponad limit miejsc, ale w trakcie studiów, głównie w czasie dwóch pierwszych miesięcy, niektórzy z nich rezygnują, bo często przekonują się, że wybrany kierunek jednak nie jest dla nich odpowiedni. I dobrze, że już na samym początku zauważają, że nasze kierunki wymagają też odpowiednich cech osobowościowych – empatii, zrozumienia innego człowieka, otwartości. W czasie studiów kształtujemy też odpowiednie postawy społeczne. Nie możemy „wypuszczać” absolwentów, którzy nie nabędą wymaganych umiejętności i mogą zawieść zaufanie pacjentów. Z drugiej strony mamy bardzo wiele studentek i studentów, którzy kontynuują tradycje rodzinne. Często mamy naszych studentek są pielęgniarkami, położnymi i chociaż to nie są łatwe zawody, ich córki i synowie idą ich śladami. Na tegorocznym dyplomatorium mieliśmy sytuację, w której na czepkowaniu absolwentek mama zakładała czepek córce. A może to uczynić tylko dyplomowana pielęgniarka lub położna. To była bardzo wzruszająca chwila. Ci, którzy z powołania poszli na nasze kierunki, udzielają się chętnie w kołach naukowych. Widać, że jeszcze chcą pogłębiać swą wiedzę. 

Obecnie z perspektywy wicedyrektorki ds. studenckich widzę, że bardzo wielu z nich działa jako wolontariusze w różnych stowarzyszeniach, fundacjach, domach opieki społecznej, PCK czy ochotniczych strażach pożarnych. Jeśli do tego dodamy jeszcze ich aktywność podczas dnia otwartego, Kortowskiego Mikołaja, udział w zawodach i konkursach, to widzimy, że ci wszyscy młodzi ludzie wiedzą, czego chcą i wiedzą, gdzie jest ich miejsce.

A zatem stereotypy: że zespoły kobiece są trudniejsze, że dzisiejsza młodzież jest egocentryczna, pani odrzuca?

Tak, zdecydowanie. 

Rozmawiał Lech Kryszałowicz

Dr Katarzyna Kubiak jest zastępczynią dyrektorki Szkoły Zdrowia Publicznego UWM, pracuje w Katedrze Biologii Medycznej SZP. Zajmuje się m.in. badaniami nad patogenami i chorobami przenoszonymi przez kleszcze. Prowadziła je w Instytucie Higieny i Medycyny Tropikalnej w Lizbonie.

Rodzaj artykułu