08 Marca 2024

Aktualności


O zaangażowaniu kobiet w działalność samorządową i ich obecności w polityce międzynarodowej opowiada dr hab. Marcin Chełminiak, prof. UWM, politolog z Katedry Nauk o Polityce i Nauk o Bezpieczeństwie.

Jesteśmy przed wyborami samorządowymi. W swoim otoczeniu obserwuję, że z roku na rok coraz więcej kobiet decyduje się kandydować.

Kandydatek w wyborach jest coraz więcej i coraz więcej kobiet w Polsce obejmuje różne funkcje na poziomie samorządowym. W przypadku niektórych funkcji samorządowych ten wzrost, w porównaniu do początku lat 90. XX w., jest dwukrotny. Zresztą to jest trend, który wcześniej obserwowaliśmy np. w Europie Zachodniej. Kobiety w samorządach czy, szerzej, w ogóle w polityce wnoszą inne spojrzenie na niektóre sprawy niż mężczyźni. Dotyczy to m.in. kwestii bezpieczeństwa w społecznościach lokalnych. Błędem jednak jest wprowadzanie kobiet na jakieś stanowiska w sposób sztuczny, tylko dlatego, że są kobietami. Zawsze najważniejsze powinny być kompetencje, to one powinny decydować o wyborze, a nie płeć. Zresztą taka sama zasada powinna dotyczyć mężczyzn. To, że kobiet w polityce, w życiu społecznym, gospodarce i wielu innych sferach będzie coraz więcej, to jest trend, którego nie powstrzymamy i którego oczywiście nie należy powstrzymywać. Wprowadzanie parytetów na listach kandydatów, np. aby kobiety i mężczyźni stanowili po 50 proc., daje oczywiście wyborcom realny wybór. Zasada parytetu sprawia też, że politycy – mężczyźni zaczynają w swoim otoczeniu szukać kandydatek i wówczas często okazuje się, że w ich środowiskach lokalnych są kompetentne, zaangażowane społecznie kobiety, z którymi mogą efektywnie współpracować.

Czyli w polityce zasada parytetu wymusiła współpracę?

Tak, ale wprowadzenie tej zasady w niektórych sektorach nie jest wcale proste. Kiedy wprowadzono ją w Norwegii w odniesieniu do rad nadzorczych publicznych spółek, okazało się, że z powodu braku odpowiednich kandydatek firmy wolały płacić kary niż zatrudniać osoby do tych funkcji nieprzygotowane. Zwracajmy zatem uwagę, by w przedsiębiorstwach, urzędach czy innych instytucjach byli przedstawiciele obu płci, nie dyskryminując, ale też nie faworyzując żadnej. Mieliśmy już zresztą w naszej historii system przyznawania punktów za pochodzenie społeczne, nie przenośmy tego w odniesieniu do płci.

Jak ocenia pan jako politolog większe zainteresowanie kobiet polityką lokalną i zaangażowanie w działalność samorządową?

Jeśli przeanalizujemy składy samorządów z lat dziewięćdziesiątych i z dzisiaj, to znajdziemy o wiele więcej kobiet. Kandydatki startujące w wyborach samorządowych w ostatnich latach to są często kobiety pracujące wcześniej w NGO-sach, zaangażowanie na rzecz lokalnych społeczności, przygotowane do pracy w samorządach i znające ich realia. Praca w organizacjach pozarządowych nie jest pracą łatwą i wymaga różnych kompetencji, umiejętności: menedżerskich, tworzenia, realizowania i rozliczania projektów, umiejętności miękkich. Kobiety często mają też duże poczucie misji. Jeśli ktoś wcześniej działał przez kilkanaście lat w sektorze NGO i realizował różne działania na rzecz mieszkańców, to może „mieć papiery” na sprawnego samorządowca. Zresztą część obecnych posłanek też zaczynała swoją aktywność społeczną od działalności w trzecim sektorze. Pamiętajmy, że kobiety w Polsce są nie tylko zaangażowane społecznie, ale też przedsiębiorcze – Polska jest w czołówce Unii Europejskiej, jeśli chodzi o odsetek kobiet prowadzących działalność gospodarczą. Kobiety jednak w dalszym ciągu stoją częściej przed koniecznością łączenia różnych ról – pracy zawodowej z obowiązkami domowymi czy rodzicielskimi – i to pomimo wzrostu zaangażowania w obowiązki rodzicielskie i domowe mężczyzn.

Czy obecne zainteresowanie kobiet wyborami samorządowymi może być ciągiem dalszym mobilizacji przed wyborami parlamentarnymi? Jesienią to kobiety, dzięki akcjom profrekwencyjnym, znacząco wpłynęły na wyniki wyborów.

W ostatnich latach w obronie swoich praw protestowały różne środowiska kobiece, na manifestacjach nie było jednorodnej grupy. Jesienią, przed wyborami, mobilizowały się przede wszystkim kobiece środowiska liberalne i lewicowe, ale pamiętajmy, że część kobiet ma poglądy bardziej konserwatywne. Nie istnieje w przestrzeni publicznej zjawisko „Partii Wszystkich Kobiet”.

Cztery lata temu napisał pan książkę na temat roli kobiet w stosunkach międzynarodowych. Które wnioski z tych badań są aktualne?

Rola kobiet w przestrzeni międzynarodowej, także w dyplomacji rośnie. Kobiety, a przynajmniej ich część, inaczej postrzegają kwestie bezpieczeństwa międzynarodowego. Są bardziej skłonne do wykorzystywania instrumentów pozamilitarnych. Ciekawy wątek dotyczy także roli kobiet w organizacjach terrorystycznych. W ugrupowaniach islamskich kobiety rzadko dokonują zamachów, natomiast są angażowane np. do przemytu czy bieżącego zarządzania finansami. Gdy zacząłem zajmować się tym tematem, w Polsce niewiele było badań dotyczących tej tematyki. Obszerne badania były natomiast prowadzone w Europie Zachodniej i USA.

Wojna rosyjsko-ukraińska wydaje się wojną mężczyzn.

Trudno mówić, że ta wojna ma płeć. Przywódcy po obu stronach to oczywiście mężczyźni, ale w armii ukraińskiej służy obecnie ponad 60 tys. kobiet, z czego 2/3 jako personel wojskowy. Kilka tysięcy kobiet wykonuje regularne działania bojowe na froncie. Poza tym pamiętajmy, że to kobiety przede wszystkim są ofiarą rosyjskich gwałtów. Przemoc seksualna jest tutaj traktowana jako kolejny „oręż” w wojnie przeciw Ukrainie. Na to wskazuje zresztą w swoich wystąpieniach publicznych żona prezydenta Zełenskiego.

Rozmawiała Anna Wysocka

 

Dr hab. Marcin Chełminiak, prof. UWM

 

Dr hab. Marcin Chełminiak, prof. UWM jest politologiem. Pracuje w Instytucie Nauk Politycznych UWM oraz pełni funkcję prodziekana ds. studenckich Wydziału Nauk Społecznych. Prowadził badania na temat obecności kobiet w polityce i nauce. Jego zainteresowania naukowe obejmują także teorie stosunków międzynarodowych, bezpieczeństwo międzynarodowe, obwód królewiecki. Autor książki „Feminizm a stosunki międzynarodowe: bezpieczeństwo – polityka – dyplomacja”.

 

Rodzaj artykułu