14 Lipca 2023

Aktualności


To, jak wykorzystujemy ziemię, ma wpływ na wiele aspektów życia, także na klimat – mówi dr hab inż. Katarzyna Kocur-Bera, prof. UWM. Badaczka z Instytutu Geodezji i Budownictwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego opowiedziała nam o sposobach dążenia do równowagi pomiędzy potrzebami związanymi z produkcją rolną i potrzebami środowiska.

W czerwcu otrzymała pani ministerialny dyplom uznania za wieloletnią pracę na rzecz rolnictwa i rozwoju wsi, a także za szczególne zasługi i osobiste zaangażowanie w realizację prac urządzeniowo-rolnych w zakresie scaleń gruntów. Długo się pani zajmuje tym tematem?

Prace urządzeniowo-rolne zawsze mnie w jakiś sposób interesowały. Zaczęłam się tą problematyką intensywniej zajmować, kiedy zmiany klimatu stały się dla społeczeństwa oczywiste. Pamiętam rozważania nad kierunkiem badań w rozprawie habilitacyjnej, chciałam, aby problematyka była spójna z tym, co interesuje mnie także poza pracą na uniwersytecie. Życie zgodne z cyklami natury, „zero waste” oraz budowanie wewnętrznej harmonii dały początek myśli o tym, że cywilizacja trochę spaczyła nasze widzenie świata i przyrody, oddaliła ludzkość od natury. Poczuliśmy to dotkliwie w początkowej fazie lockdownu, kiedy zabroniono obcowania z przyrodą.

Ten brak uważności na przyrodę ma swoje odbicie w użytkowaniu gruntu. To, jak wykorzystujemy ziemię, ma wpływ na wiele aspektów życia, także na klimat. Często nie zdajemy sobie sprawy, że możemy oddziaływać na niego pozytywnie lub negatywnie. Przywracanie pewnych obiektów, naturalnych fragmentów środowiska, które kiedyś, za czasów naszych dziadków i rodziców, naturalnie funkcjonowały w ogrodzie i na polu coraz częściej jest brane pod uwagę podczas kształtowania przestrzeni. Nie mówię o sposobie uprawy, ale raczej o dzikich, zarośniętych różnoraką roślinnością, naturalnych częściach przestrzeni.

W mojej pracy interesują mnie głównie działania i fragmenty przestrzeni, które umożliwiają łagodzenie lub przeciwdziałanie skutkom zmian klimatu. W ostatnich publikacjach naukowych skupiałam się na selekcji, które działania na obszarze terenów wiejskich możliwe są do zaaplikowania podczas wykonywania prac urządzeniowo-rolnych. W latach 60. i 70. w Polsce powszechne było pozyskiwanie gruntów pod produkcję rolną i bardziej koncentrowano się na przestrzeni uprawnej, niż na skutkach, jakie to pozyskanie będzie miało dla środowiska. Budowano rowy melioracyjne, choć nie zawsze ich istnienie miało swoje uzasadnienie, korytowano rzeki, nadając im pożądany kształt i przebieg. Po kilku dekadach okazuje się, że zmienialiśmy naturalne elementy, które żyją swoim życiem. Rzeki meandrują naturalnie, zabierając rolnikom części pól, pomimo nadania im sztucznego przebiegu, roślinność rozwija się chętniej na miedzach, terenach podmokłych, gdzie człowiek nie ingeruje.

Do czego powinniśmy dążyć podczas urządzania obszarów wiejskich?

Przede wszystkim do równowagi pomiędzy potrzebami związanymi z produkcją rolną i potrzebami środowiska. Na przykład zadrzewienia śródpolne. Zastanawiałam się jako dziecko, dlaczego na środku pola rosną drzewa, krzewy i przeszkadzają w uprawie. Takie było w tamtym czasie moje postrzeganie tego zjawiska. Tymczasem ich istnienie w tym konkretnym miejscu ma swój głęboki sens. Pozwalają one utrzymać odpowiedni mikroklimat w bezpośrednim sąsiedztwie, a zwierzęta mogą się zatrzymać i odpocząć w swojej wędrówce. Umiejętne łączenie fragmentów krajobrazu, tworzenie korytarzy w postaci zadrzewień i zakrzaczeń, pozwala zwierzętom swobodnie przemieszczać się i – co najważniejsze – nie niszczyć upraw. Człowiek zawłaszczając ziemię dla siebie i uprawiając ją, aby wyprodukować żywność, odebrał ją naturze – zwierzętom i roślinom, które w tych miejscach naturalnie bytowały. Teraz powinniśmy tworzyć choćby namiastkę tego, co zabraliśmy. Miedze między polami, granice pomiędzy terenami uprawianymi i lasem, zadrzewienia przydrożne, śródpolne, roślinność buforowa przy ciekach wodnych i rowach melioracyjnych – to elementy krajobrazu, o których powinniśmy pamiętać podczas urządzania przestrzeni wiejskiej. Nie możemy myśleć w kategoriach maksymalnego wykorzystania użytków rolnych, szczególnie tych słabszej jakości. Był czas, że obliczaliśmy, jakie straty w plonach ponosi rolnik, w przypadku istnienia miedzy. Nikt nie zastanawiał się nad tym, jakie ona przynosi korzyści. Tymczasem te pasy terenu pomiędzy polami uprawnymi to oazy bioróżnorodności, ogromne banki genów. Zresztą jak pójdziemy na pole, to widzimy, gdzie rosną na przykład maki czy chabry? Tam, gdzie się kończy jedno pole uprawne i zaczyna inne.

Krajobraz z drzewami na polach, o którym pani mówi, przypomina mi rolnictwo dawne, niezmodernizowane.

Tak. Jak popatrzymy na zdjęcia lotnicze, na terenach górskich i podgórskich mamy szachownicę i różnorodność. Po części wymusza nam ją rzeźba terenu. A na terenach nizinnych, tam, gdzie były duże działki, bo kiedyś funkcjonowały PGR, pojawiają się coraz częściej tzw. zielone pustynie, bez przerywników w formie zakrzaczeń i zadrzewień. Nie jest to dobre ani dla uprawy, ani dla środowiska. Wyjaławiamy glebę pod względem pewnej grupy składników, szybko traci ona swoją wilgotność, a wiatr nie napotyka na żadne przeszkody i rozwija swoją prędkość, powodując m.in. erozję wietrzną. To nie jest dobre dla obszarów użytkowanych rolniczo.

Zajmuje się pani badaniem terenów rolniczych Warmii i Mazur czy innych regionów?

Różnie. Jest to często związane z dostępnością do danych o przestrzeni. Polska to duży kraj. Strukturę gruntów ukształtowała nasza historia i położenie geograficzne. Rozbiory Polski wpłynęły na odmienną dynamikę i kierunki zmian użytkowania ziemi na obszarze zajętym przez konkretnego zaborcę. Lasy dominują w części wschodniej, z kolei w pozostałych częściach Polski lesistość jest mniejsza na korzyść gruntów użytkowanych rolniczo. Kształt i wielkość działek różnią się w północnej części Polski i południowej. Struktura i rozdrobnienie gospodarstw rolnych w południowej i południowo-wschodniej części Polski wynika nie tylko z rzeźby terenu, która pewne rozwiązania narzuca, ale także ze sposobu podziałów spadkowych na tamtych terenach.

Do czego może być w naszym regionie wykorzystywane scalanie gruntów?

Do tego samego, co w innych regionach Polski. Obszary rolne i leśne dzięki scalaniu gruntów można uporządkować, dostosować do naturalnych uwarunkowań terenowych, uzupełnić elementy krajobrazu. Gdy widzimy wsie, które poddano takim zabiegom, to zauważamy wiele korzyści – od poprawy warunków życia i pracy ludności wiejskiej, przez podniesienie potencjału ekonomicznego gospodarstw rolnych, po poprawę stanu środowiska przyrodniczego, krajobrazu i stanu środowiska kulturowego.

W naszym regionie od momentu likwidacji Wojewódzkich Biur Geodezji i Terenów Rolnych nie wykonuje się scaleń gruntów, chociaż takie potrzeby występują. Nie tylko z powodu bogactwa naturalnego terenu, ale także z powodu budowania dróg szybkiego ruchu. Jakość dróg oraz szybkość przemieszczania się w naszym regionie w ostatnich latach bardzo się polepszyła. Budowa drogi niszczy jednak strukturę władania i użytkowania w terenie, przez który przebiega. Jesteśmy obecnie świadkami budowy drogi łączącej nasze województwo z Warszawą. Droga budowana w nowym korycie, wkracza w dotychczas użytkowane tereny rolnicze. Nie tylko zabiera teren pod samą drogę i obiekty towarzyszące, takie jak punkty obsługi pasażera, ale także wprowadza utrudnienie w dotychczasowym funkcjonowaniu gospodarstw rolnych. Dlaczego? Bo ten nowy obiekt niszczy dotychczasową strukturę działek i powoduje, że rolnik będzie dojeżdżać inaczej do swoich pól. Scalanie gruntów pozwala na posprzątanie tego nieporządku w przestrzeni, który powstał po wybudowaniu drogi. Niestety w Polsce taka praktyka nie jest obligatoryjne stosowana.

Ostatnio coraz więcej mówi się o problemach, które wywołuje susza. Czy są prowadzone jakieś działania, które mogą pomóc w walce z nią?

Obecnie stosuje się zasadę „zatrzymania wody na miejscu”. Polega ona na tym, że w momencie silnego opadu deszczu, woda jest retencjonowana i wykorzystana w momencie, gdy występują jej braki. W Polsce, w związku ze zmianami klimatu, zmienia się tzw. bilans wodny. Występują deszcze nawalne, które zaopatrują nas w duże ilości wody w krótkim czasie, a potem następuje długi czas bez opadów deszczu, co prowadzi często do suszy. Podczas scalania gruntów istnieje możliwość zaprojektowania zbiorników retencyjnych, aby zbierały i przetrzymywały na miejscu nadmiar wody opadowej. W terenach nizinnych nie jest to pilna potrzeba, gdyż nie mamy do czynienia ze spływem wody deszczowej z gór. Ale możemy w inny sposób zbierać i przetrzymywać wodę opadową. Jednym z przykładów są zbiorniki, które pozwalają wyłapać wodę z dużych powierzchni takich, jak np. dachy i wykorzystać ją powtórnie do różnych celów bytowych oraz podlewania ogródka. Na takie inwestycje można było nawet uzyskać dofinansowanie z ogólnopolskiego programu „Moja woda”. Obecnie są to raczej programy lokalnie wspierane przez samorządy. Myślę, jednak, że powinniśmy upowszechniać praktykę związaną ze zbieraniem wody opadowej i wykorzystywaniem jej do różnych celów nazwijmy to „ogródkowych”. Rośliny nie są wtedy narażone na stres temperaturowy, jak w przypadku podlewania wodą pochodzącą z wodociągu. I druga korzyść – niższe rachunki za wodę.

Czy może pani wskazać jakieś inne dobre praktyki, które możemy stosować na obszarach wiejskich, by chronić środowisko naturalne?

Jako dziecko zastanawiałam się, dlaczego nikt nie kosi krzaków przy jeziorach i rzekach. W tamtym czasie odbierałam to jako brak dbałości o potrzeby społeczne. Dzisiaj uważam, że ich funkcjonowanie w tym miejscu ma swoje uzasadnienie. I jest to bardzo dobra praktyka. Rośliny swoimi częściami wyłapują zanieczyszczenia – liście, łodygi, a nawet korzenie nie pozwalają, aby niekorzystne składniki przedostawały się dalej. Wyłapują zanieczyszczenia, wchłaniają je. Z punktu widzenia estetyki te krzaki mogą nam się nie podobać, ale są doskonałym naturalnym filtrem. Niedawno na jednej z konferencji poświęconej pracom urządzeniowo-rolnym rozmawialiśmy o tym, jak zmienia się przestrzeń po oczyszczeniu rowów melioracyjnych ze zbędnej roślinności. Nie zawsze jest to zjawisko pozytywne.

Przez lata w niektórych miejscach rowy nie były czyszczone i przestrzeń wokół nich zaczęła dostosowywać się do tych warunków. Po oczyszczeniu zauważono, że w latach suchych teren wokół nadmiernie przesycha, gdyż wody nic nie zatrzymuje i ma zbyt szybki odpływ. Takie analizy zasadności oczyszczenia rowów, ich likwidacji lub wybudowania na obszarach rolnych wykonuje się w ramach prac scaleniowych. Po to właśnie są prace urządzeniowo-rolne, aby przestrzeń rolną i leśną dostosować do dzisiejszych potrzeb rolnika i zachodzących zmian także w aspekcie klimatu.

Rozmawiała Anna Wysocka

Polecamy również: >>> Specjalne wydanie Wiadomości Uniwersyteckich z okazji opublikowania „Agendy Zrównoważonego Rozwoju do 2030 r.” oraz stronę Green Team UWM. 

Rodzaj artykułu