02 Kwietnia 2024
Aktualności
CC Water to międzynarodowy projekt naukowo-dydaktyczny, którego liderem jest państwowy Norweski Uniwersytet Przyrodniczy w Ås. Chodzi w nim o wymianę doświadczeń i podniesienie poziomu wiedzy na temat gospodarki wodą w obliczu zmian klimatycznych i gwałtownych zjawisk przyrody. W projekcie oprócz nauczycieli akademickich z Norwegii uczestniczą też nauczyciele z Polski – a dokładnie z Wydziału Rolnictwa i Leśnictwa UWM, z Niemiec, Chin, Mongolii i Sri Lanki, a oprócz nich ich studenci. Jednym z działań w tym projekcie są wizyty studentów i naukowców w poszczególnych krajach. Odbyły się już dwa takie zjazdy – w Sri Lance i w Chinach. Pierwszy miał miejsce latem ubiegłego roku, a drugi trzy miesiące temu, w styczniu.
Koordynatorem projektu CC Water w Polsce jest prof. Sławomir Kalinowski z Katedry Chemii. Naborem studentów zajęła się prof. Katarzyna Glińska-Lewczuk, kierowniczka Katedry Gospodarki Wodnej i Klimatologii. Obie katedry działają na Wydziale Rolnictwa i Leśnictwa.
Na każdy wyjazd prof. Glińska-Lewczuk rekrutowała czworo studentów WRiL. Warunki postawiła dwa: średnia ocen powyżej 4,0 i dobra znajomość języka angielskiego.
– Szczerze mówiąc, spodziewałam się większego zainteresowania, bo oba wyjazdy zapowiadały się bardzo atrakcyjnie i takie rzeczywiście były. Studentów zmroziła perspektywa wystąpień publicznych po angielsku – opowiada prof. Glińska-Lewczuk.
Do wyjazdu do Sri Lanki ostatecznie zakwalifikowali się Julia Korpacka, Karol Kamiński, Kornelia Kolasa i Agata Jasińska – wszyscy byli wówczas studentami II roku architektury krajobrazu. Do Chin polecieli zaś: Julia Koropacka, Karolina Tankielun, Julia Kiziewicz (z architektury krajobrazu) i Zuzanna Wołk – z ochrony środowiska.
Julia Koropacka uczestniczyła w obu zjazdach. Wizyta w Sri Lance zrobiła na niej duże wrażenie.
– Wylecieliśmy z Warszawy. Po 6 godzinach lotu mieliśmy przesiadkę w Dubaju i po dalszych 6 godzinach lotu dotarłyśmy do miasta Kandy leżącego w centrum wyspy. Znajduje się tam ważna dla wyznawców buddyzmu świątynia, w której przechowuje się ząb Buddy. Gospodarze zakwaterowali nas w luksusowym hotelu z basenem. Niestety nie można było pozostawiać otwartych balkonów, ze względu na nieproszonych ,,gości” – wszędobylskie małpy – opowiada Julia. – Na uniwersytecie podzielili nas na sześcioosobowe grupy, w których każdy student był z innego kraju. Dostaliśmy tematy prac i codziennie jedna grupa przygotowywała prezentację. Nasza praca polegała m.in. na wykonaniu prezentacji, w której próbowaliśmy znaleźć jak najlepsze rozwiązanie na gospodarowanie wodą, a także przedstawialiśmy, jak dany problem jest rozwiązywany w naszych krajach. Na koniec jedna z osób wyznaczonych przez grupę (lub cała grupa) omawiała prezentację przed zebranymi. Oprócz studentów to byli także naukowcy uczestniczący w projekcie. Ja też referowałam jedną prezentację. Bardzo się tym stresowałam, bo nie jestem przyzwyczajona do wystąpień publicznych, na dodatek po angielsku i dla zagranicznych naukowców. Ale dałam sobie radę.
Studenci uczestniczący w spotkaniu w Kandy mieli zajęcia do godz. 15-16. Popołudnia – wolne. Gospodarze zadbali także o wycieczki – do Kolombo i do świątyni Buddy.
Julia przywiozła ze Sri Lanki mnóstwo wrażeń i wspomnień.
– Zauważyłam, że mieszkańcy wyspy, której podstawą gospodarki jest herbata, na co dzień wcale jej nie piją. Pragnienie gaszą wodą lub … kawą. Pod względem zawodowym to był bardzo pouczający wyjazd. Dowiedziałam się, jak na sprawy gospodarki wodnej patrzą ludzie nie tylko w Sri Lance, ale i w innych krajach. Zobaczyłam, jak oni urządzają ogrody, parki, zielono-niebieska infrastrukturę, i małą architekturę. To wszystko mi się w życiu przyda, bo woda i zieleń to materia, na której działa architekt krajobrazu. Poznałam ludzi z różnych krajów, bo przegadaliśmy długie godziny, porównując, jak jest u nich i jak u nas. Wiele przyjaźni pozostanie ze mną. Zobaczyłam bardzo egzotyczny kraj, inny klimat i to wszystko za darmo. Było super – zapewnia Julia.
O tym, że wyjazd był udany, świadczy fakt, że Julia postanowiła postarać się także o to, by wziąć udział w spotkaniu w Chinach. W Shenzen, prawie 13-milionowym mieście leżącym w południowo-wschodniej części Chin i graniczącym z Hongkongiem, towarzyszyły jej trzy koleżanki. Jedną z nich była Karolina Tankielun.
– Wylecieliśmy z Warszawy w pierwszym tygodniu stycznia. U nas był wtedy mróz, a w Shenzen około 28 stopni Celsjusza. Lot trwał niemal dobę z kilkugodzinną przesiadką w Katarze. W Chinach mieszkaliśmy w hotelu – opowiada Karolina, studentka architektury krajobrazu. – Zostaliśmy podzieleni na międzynarodowe grupy, ale grupowo nic nie robiliśmy. Zajęcia polegały na słuchaniu wykładów, więc czasu na integrację było mało. Wykłady dotyczyły rozwiązywania problemów z wodą, a więc wiązały się także z architekturą krajobrazu. Zajęcia trwały do godz. 15. Potem czas wolny. Jednego dnia mieliśmy wycieczkę do laboratorium przy oczyszczalni ścieków, drugiego do ośrodka prowadzącego badania na zwierzętach na potrzeby medycyny ludzkiej. Obie bardzo ciekawe. Zorganizowano nam także wyprawę do tradycyjnej chińskiej wioski, w której oglądaliśmy architekturę zieleni, park miniatur najsłynniejszych chińskich budowli i degustowaliśmy chińskie potrawy.
Karolina uważa, że wyprawa zasługuje na świetną ocenę. Wszystko było wspaniałe, pełne inspiracji i nowych doznań. Wspomina nawet jedzenie, chociaż nie przypadło jej do gustu.
– Kuchnia w Shenzen nie przypomina polskich chińskich restauracji ani pod względem sposobu przyrządzania potraw, ani zapachu. To dla mnie było trudne do zaakceptowania. Codziennie delektowałam się natomiast pysznymi świeżymi owocami, których w Polsce brakuje – wspomina.
Chińczycy nieustannie piją herbaty zielone i jaśminowe, a brak słodyczy w ich diecie zaskoczył Karolinę.
Mimo różnic kulinarnych, uważa, że wyjazd był bardzo przydatny. Chińczycy okazali się bardzo mili, uprzejmi i nieustannie chcieli robić zdjęcia z Europejczykami.
– Można nauczyć się różnych rozwiązań architektonicznych, ale lepiej się je rozumie, gdy człowiek się zanurzy w kulturze, z której pochodzą. I ja właśnie miałam okazję się zanurzyć – zapewnia.
Chociaż wyjazdy nie były łatwe, obie studentki nie mają wątpliwości, że było warto i zapowiadają, że jeśli się nadarzy podobna okazja, polecą na każdy koniec świata.
Lech Kryszałowicz