27 Lutego 2023

Aktualności


Druga w ciągu dwunastu miesięcy wizyta Joe Bidena w Polsce nie schodziła w minionym tygodniu z czołówek serwisów informacyjnych i debat publicystycznych. O jej analizę i ocenę poprosiliśmy dr Magdalenę Kumelską-Koniecko z Katedry Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie UWM.

Pani Doktor, jak ocenia pani to, że prezydent Joe Biden zdecydował się odwiedzić Kijów? Z jednej strony wskazuje się na duże ryzyko tego posunięcia, a z drugiej na symbolikę, że prezydent USA spaceruje z prezydentem po stolicy kraju ogarniętego wojną.

Wizyta prezydenta Joe Bidena w Kijowie, w przededniu rocznicy rosyjskiej napaści na Ukrainę, była bezprecedensowa. Po raz pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych prezydent tego państwa złożył wizytę w kraju ogarniętym wojną, w której nie biorą udziału siły amerykańskie. Należy to uznać za istotny symbol, a jak wiemy w polityce i dyplomacji takowe pełnią bardzo ważne role. Oczywiście w przeszłości zdarzały się przykłady wizytowania przez amerykańskich prezydentów stref działań wojennych – wystarczy wspomnieć Franklina Delano Roosevelta w Casablance, Ronalda Reagana w Korei, Billa Clintona w Bośni czy George’a W. Busha w Afganistanie i w Iraku. Jednak w każdym z przywołanych przykładów wojska amerykańskie były bezpośrednio zaangażowane w działania zbrojne. Celem podróży prezydenta Bidena do Kijowa, jak głosi komunikat opublikowany na stronie Białego Domu, było „potwierdzenie naszego (czyt. amerykańskiego) niezachwianego i niesłabnącego zaangażowania na rzecz demokracji, suwerenności i terytorialnej integralności Ukrainy”, i ten cel został osiągnięty. Wizyta Bidena w Kijowie na pewno wzmocniła morale zarówno ukraińskich żołnierzy, jak i całego narodu ukraińskiego. Wsparcie globalnego supermocarstwa z pewnością podnosi ducha walki narodu, który już od ponad roku opiera się teoretycznie silniejszemu agresorowi.

A jak zinterpretowałaby pani słowa, które padły w Kijowie z ust Bidena w kontekście dalszych losów wojny i współpracy Zachodu z Ukrainą? 

Stany Zjednoczone pod przywództwem prezydenta Bidena będą kontynuowały dotychczasową strategię, której podstawę stanowi wspieranie Ukrainy pod względem militarnym, gospodarczym i politycznym. Od wybuchu wojny USA przekazały Ukrainie pomoc wojskową w wysokości 27,5 mld dolarów. Dla porównania Wielka Brytania – druga po USA w dystrybucji pomocy wojskowej – przekazała „tylko” 3,71 mld dolarów. W ostatnim pakiecie (500 mln dolarów) Amerykanie zapowiedzieli dostarczenie radarów dla obrony przeciwlotniczej, broni przeciwpancernej oraz amunicji. Prezydent Biden podkreślił, że USA i sojusznicy będę wspierać Ukrainę tak długo, jak to będzie konieczne, co jest istotnym zapewnieniem, zważywszy na pojawiające się informacje w mediach, skrzętnie wykorzystywane przez rosyjską propagandę, na temat zmęczenia Zachodu wojną i dążenia do jej szybkiego zakończenia nawet za cenę utraty przez Ukrainę terytorium. Podstawowym zadaniem amerykańskiej administracji jest utrzymanie wokół Ukrainy skonsolidowanego Zachodu i szczęśliwie to się Bidenowi udaje. Nie jest przypadkiem, że w czasie podróży prezydenta USA do Europy Japonia ogłosiła kolejne wsparcie finansowe na rzecz Ukrainy o wartości 5,5 mld dolarów, a turecki minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu poinformował, że Ankara nie eksportuje już produktów, które mogą być wykorzystywane przez Rosję do wzmocnienia działań wojennych. Jest to bezsprzecznie efekt działań amerykańskiej administracji. Wydaje się, że obecnie celem strategicznym Waszyngtonu jest doprowadzenie do całkowitej porażki Rosji w wojnie, którą sama rozpętała. Amerykanie mają do tego narzędzia, to pewne. Być może czekają, niestety kosztem Ukraińców, na odpowiedni ich zdaniem moment, aby zadać ostateczny cios. Tego momentu upatrywałabym w osiągnięciu przez Waszyngton możliwości oddziaływania na zarządzanie wewnętrznym kryzysem w Rosji.

""Dr Magdalena KUmelska-Koniecko / arch. pryw.

dr Magdalena Kumelska-Koniecko / arch. prywatne

Przemówienie Joe Bidena w Warszawie wzbudzało spore emocje, jeszcze zanim się rozpoczęło. Wszyscy zastanawiali się, co powie amerykański prezydent – czy złoży jakąś przełomową deklarację, czy raczej potwierdzi dotychczasowy stosunek wobec rosyjsko-ukraińskiej wojny i odwoła się do symboli. Wydaje się, że mieliśmy raczej do czynienia z tym drugim wariantem, prawda?

W przeciwieństwie do licznych komentatorów wieszczących powstanie w Polsce stałej amerykańskiej bazy czy nawet rozmieszczenie taktycznej broni jądrowej, spodziewałam się przemówienia utrzymanego w duchu amerykańskim, którego centralnym punktem będzie odniesienie z jednej strony do walczącej Ukrainy wspieranej przez sojusz demokracji, z drugiej gwaranta transatlantyckiej wspólnoty, czyli Stanów Zjednoczonych oraz ukłonu w kierunku Polek i Polaków, którzy zdali egzamin z człowieczeństwa, okazując tyle wsparcia ukraińskim uchodźcom. Prezydent Biden w charakterystycznej dla amerykańskich przywódców retoryce odwołał się do fundamentalnych wartości – demokracji, wolności, suwerenności, których ochrona w obecnych okolicznościach nabrała zupełnie nowego wymiaru. Trochę w zimnowojennym stylu podzielił świat na demokracje oraz autorytaryzmy i mówił o konieczności pokonania tych drugich, co rzeczywiście było dość patetyczne. Najistotniejsze z perspektywy polskich strategicznych interesów było odwołanie się do amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa, wynikających z art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, co nie jest pustą retoryką, zważywszy na zaangażowanie Amerykanów na wschodniej flance NATO. Istotne w przemówieniu Bidena było bezpośrednie odniesienie się do białoruskiej opozycji oraz Mołdawii, co powinno uzmysłowić Kremlowi, że USA monitorują sytuację i w razie konieczności podejmą odpowiednie kroki zwłaszcza w przypadku Kiszyniowa. W moim przekonaniu ważne było także zwrócenie się do Rosjan i jasne stwierdzenie, że ani Stany Zjednoczone, ani kraje Europy nie dążą do kontroli czy zniszczenia ich państwa. Jedynym agresorem jest Władimir Putin, który jedną decyzją może tę wojnę zakończyć, wycofując się z zajętych terenów. Jest to szczególnie istotne w obliczu rosyjskiej propagandy, która w ostatnim czasie przekracza wszystkie możliwe granice absurdu. Należy podkreślić, że słowa wypowiedziane przez Joe Bidena w Warszawie były także kierowane do Amerykanów, którzy niedługo będą decydować, kto na kolejne cztery lata zamieszka w Białym Domu. Prezydent Biden, który najprawdopodobniej będzie ubiegać się o reelekcję, starał się pokazać Amerykanom, że realizowana przez niego strategia jest konieczna, bo wojna w Ukrainie, choć rozgrywana daleko od Ameryki, jest wojną o przyszły porządek światowy. Administracja Bidena jest świadoma, że część amerykańskiego społeczeństwa, zwłaszcza wyborcy Partii Republikańskiej, ale także wyborcy niezdecydowani, nie są przekonani co do zasadności wspierania Ukrainy, szczególnie w obliczu recesji gospodarczej. Aż 41 proc. wyborców Republikanów i 16 proc. wyborców Demokratów jest za jak najszybszym zakończeniem wojny, nawet jeśli oznacza to ustępstwa wobec Rosji. Jest to poważny problem dla urzędującego prezydenta, z którym będzie musiał się zmierzyć w nadchodzącej kampanii wyborczej.

To druga wizyta Joe Bidena w Polsce w ciągu dwunastu miesięcy. Jakie ma ona znaczenie dla relacji polsko-amerykańskich? Czy można powiedzieć, że niejako za sprawą eskalacji wojny w Ukrainie nasza pozycja wzmocniła się?

Agresja Rosji na Ukrainę była game changerem w stosunkach amerykańsko-polskich. Wcześniej Polska była jednym z wielu sojuszników Stanów Zjednoczonych, pretendując do odgrywania roli podmiotu o znaczeniu strategicznym. Relacje polsko-amerykańskie przed 24 lutego 2022 można określić jako przyjazne, stabilne, ale asymetryczne – takie zresztą pozostaną z uwagi na radykalną różnicę potencjałów. Oba państwa prowadziły aktywny dialog polityczny realizowany na najwyższym szczeblu dyplomatycznym, rozwijając współpracę militarną i gospodarczą. Pewnego rodzaju tąpnięcie w relacjach dwustronnych nastąpiło na początku administracji Joe Bidena, co było pokłosiem rozczarowania części polskiego środowiska politycznego przegraną Donalda Trumpa. Wybuch wojny w Ukrainie całkowicie zmienił środowisko bezpieczeństwa w Europie oraz zredefiniował stosunki polsko-amerykańskie. Warszawa awansowała do czołówki europejskich sojuszników USA, co w znacznej mierze jest efektem jej położenia geostrategicznego. Polska stała się podstawowym hubem dla dystrybucji amerykańskiego uzbrojenia dla Ukrainy oraz niejako zdjęła z Europy ciężar zaopiekowania się ukraińskimi uchodźcami. Warszawa okazała się lojalnym sojusznikiem, który wziął odpowiedzialność za bezpieczeństwo regionu i zgodnie z własnymi oraz wspólnotowymi interesami wypełnia swoje zobowiązania. Kwestie budzące spory między Warszawą a Waszyngtonem odeszły, przynajmniej na razie, na dalszy plan. Dziś, jak nigdy wcześniej, amerykański prezydent odwiedza Polskę po raz drugi w ciągu dwunastu miesięcy. Świadczy to o przesunięciu punktu ciężkości na Wschód, który z jednym wyjątkiem znad Dunaju, jest bardzo spójny w percepcji zagrożeń oraz w sprawach strategicznych. Rolą Polski jest utrzymanie tego kierunku i zagospodarowanie go w zgodzie z polską racją stanu.  

 

Rozmawiała Marta Wiśniewska

fot. prezydent.pl / Marek Borawski

Rodzaj artykułu