10 Lutego 2023
Aktualności
Przedstawiciele mediów uniwersyteckich skorzystali z możliwości zajrzenia za kulisy podczas próby generalnej przed polską prapremierą spektaklu. Jak deklarują aktorzy, przygotowania do występu mają w sobie coś z szaleństwa wskazanego w tytule najnowszego spektaklu Teatru Muzycznego UWM, najmłodszej agendy kulturalnej Ośrodka Inicjatyw Artystycznych działającego na Wydziale Sztuki.
– Za nami dużo przygotowań, dużo szaleństwa, ale miejmy nadzieję, że będzie piękny efekt – mówiła w czasie próby Aleksandra Pulińska, studentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej.
A skoro o „pięknym efekcie” mowa, to kiedy myślimy o latach 20. i 30. minionego wieku, wśród skojarzeń natychmiast pojawiają się wyjątkowe i gustowne stroje. Nie mogło ich więc zabraknąć także podczas spektaklu. Okazuje się, że panie występujące na scenie same zadbały o swoją prezencję, dopasowując ubrania do swojej urody i osobowości postaci.
– Wszystkie dziewczyny zgodziły się jednak na jeden motyw dominujący. Tak jak w piosence: wdzięk, szyk, szarm, szyk. Chodziło o to, żeby było dużo brokatu, dużo frędzli – wyjaśnia Aleksandra. I dodaje: – Ma być widowisko!
Dawka zabawy
Marta Stecko, studentka ekonomii, świetnie pamięta emocje towarzyszące jej po przedpremierowym spektaklu, który odbył się w październiku podczas rozpoczęcia roku kulturalnego na UWM.
– Sama reakcja widowni, kiedy wszyscy wstali i owacje trwały kilka minut, to było jedno z lepszych uczuć na świecie. Stoimy, kłaniamy się, a widownia szaleje i chce więcej… W sobotę i w niedzielę chcemy więc przekazać kolejną dawkę zabawy – deklaruje Marta.
Patrycja Kunert pracuje jako asystent na Wydziale Sztuki. Jej zdaniem mocną stroną spektaklu jest fakt, że to synteza różnych elementów: śpiewu, tańca i bandu na żywo.
– Te wszystkie elementy, połączone, robią piękne, musicalowe widowisko – mówi. I dodaje: – Na pewno każdy znajdzie tu coś dobrego dla siebie.
Moda na retro trwa
Okazuje się, że muzyka lat 20. i 30. świetnie przemawia nawet do najmłodszych członków zespołu teatralnego. Znają ją nie tylko z prób, ale i z rodzinnych domów.
– Na pewno wszystko zaczęło się od rodziców, oni i dziadkowie zakorzenili we mnie znajomość piosenek z tego okresu. W teatrze spotkanie z każdą z tych piosenek jest bliższe, pozwala na lepszą interpretację: o czym ona jest, kto wyraża w niej swoje emocje, czego one dotyczą – zaznacza Marta Stecko.
Mimo że piosenki, które 11 i 12 lutego wybrzmią ze sceny w olsztyńskiej auli im. Anny Wasilewskiej, mają niemal 100 lat, są chętnie wykonywane przez młodych artystów.
– Patrząc na repertuary różnych ośrodków muzycznych, widać trend powrotu do lat retro. Vintage jest na czasie, więc odpowiadamy chyba na zapotrzebowanie widowni – zauważa Patrycja Kunert.
Energia młodych
O tym, że musical wykorzystujący utwory z okresu międzywojennego to strzał w dziesiątkę, świadczy fakt, że bilety na dwa spektakle wyprzedały się bardzo szybko. Pomysł na takie wydarzenie zrodził się już jakiś czas temu.
– To jest bardzo dobry materiał muzyczny, dużo dobrej rozrywki i, wbrew pozorom, trudne śpiewanie. Jesteśmy profesjonalnym teatrem muzycznym, więc do tego dochodzą śpiew, taniec i aktorstwo – nie ma zmiłuj się, tego wymagam od wszystkich i od siebie – mówi dr Grzegorz Lewandowski, założyciel Teatru Muzycznego UWM. I dodaje: – Musical wciąga, porywa i daje dużo radości.
Grzegorz Lewandowski przyznał, że od samego początku powtarza aktorom, że muszą „gonić” Teatr Muzyczny w Gdyni. Sukcesem jest więc fakt, że przedstawiciele gdyńskiego zespołu teatralnego pozytywnie zrecenzowali występ uniwersyteckiego teatru w Kwidzynie.
Na takie dobre opinie zespół ciężko pracuje.
– Teatr muzyczny łączy śpiew, taniec i aktorstwo, więc szlifujemy to wszystko pod okiem choreografów i trenerów wokalnych, żeby pokazać państwu najlepszą wersję – zapewnia Lena Lewandowska, uczennica II klasy XI LO w Olsztynie. – Emocje są niesamowite. Możliwość ich przeżywania jest dla nas najlepszą formą gratyfikacji za trud i pracę, którą w to wkładamy. Dla wszystkich nasz teatr jest drugim domem i chętnie przychodzimy na wszystkie próby.
Teatr uniwersytecki jest otwarty dla wszystkich uzdolnionych muzycznie – występują w nim więc i młodsi, i starsi, studenci, absolwenci i pracownicy UWM, a także osoby niezwiązane z uczelnią. Co ciekawe, zespół jest też międzynarodowy – na scenie pojawiają się osoby pochodzące z Litwy czy Ukrainy.
– Przekrój ludzi w różnym wieku, o różnych charakterach i osobowościach jest gwarancją różnorodności. Na scenie każdy jest niepowtarzalny, jedyny i wyjątkowy – zaznacza dr Grzegorz Lewandowski. I zapewnia: – To jest najcudowniejsza ekipa na świecie.
Tym, co wydaje się ważne w kontekście funkcjonowania tak zróżnicowanej grupy, w której obok profesjonalistów z bogatym doświadczeniem występują osoby stawiające swoje pierwsze kroki na scenie, jest fakt, że wzajemnie uczą się od siebie obie te grupy. Jedni korzystają z doświadczenia, drudzy ładują swoje akumulatory ekscytacją towarzyszącą debiutantom. Bo, jak mówi dr Lewandowski, nic nie zastąpi tej pasji, tej miłości i tej energii, którą mają młodzi ludzie.
Trema znika na scenie
Zdaniem perkusisty, Joachima Krebsa, przygotowania do występów na różnych scenach się nie różnią. Do swojego zadania podchodzi z daleko posuniętą skromnością, zaznaczając, że na scenie jest dla aktorów. – Staram się do nich dostosować – mówi Joachim.
Zapytany o to, czy na scenie jest więcej stresu, czy więcej zabawy, muzyk odpowiada, że proporcje są zachowane w podziale pół na pół. – Miło jest być częścią czegoś takiego, ale to także duża odpowiedzialność – za siebie i za inne osoby na scenie, bo jeśli ja się „wyłożę” rytmicznie, to pociągnę za sobą nie tylko muzyków, ale i cały sztab ludzi – tłumaczy Joachim Krebs.
Stres towarzyszy także aktorom.
– Każdy z nas ma podczas swojego występu takie momenty, kiedy ta trema sięga maksymalnego poziomu – przyznaje Marta Stecko. – Ale kiedy wchodzimy na scenę i zaczynamy grać razem, te emocje opadają i wtedy jest to świetna zabawa.
Muzyczne wyzwanie
Jak przyznaje Krzysztof Pocałujko, akompaniator, który podczas spektaklu prowadzi też zespół muzyczny, praca nad aranżacją utworów do wymogów sceny musicalowej to miesiące przygotowań.
– Po pierwsze jest to praca z aktorami śpiewającymi, którzy muszą nie tylko zaśpiewać, ale także zatańczyć i znać swoje miejsce na scenie. Jestem od tego, żeby im pomóc muzycznie – mówi pianista. – Utwory, które gramy, są klimatyczne, nie brakuje tu jazzu, a aranżacje są pełne niełatwych akordów. To dla muzyka wyzwanie i ja to tak traktuję.
Choć w „Szalonych latach retro” wykorzystywane są utwory innych artystów, nie oznacza to, że muzycy nie mają szansy wykazać się inicjatywą twórczą.
– Najpierw pracuję z aktorami na planie scenicznym, a później także w domu – zdarza się na przykład, że kończy się utwór, a aktorzy potrzebują jeszcze fragmentu, żeby zejść ze sceny. Muszę więc skomponować jeszcze kilka taktów, a później rozpisać to na instrumenty, bo na scenie są perkusja, klarnet, kontrabas oraz fortepian – wyjaśnia Krzysztof Pocałujko.
Z przeszłości w przyszłość
Czego mogą się po spektaklu spodziewać odbiorcy? „Umówiłem się z nią na dziewiątą”, „Miłość ci wszystko wybaczy”, „Zimny drań” – to tylko niektóre przeboje lat 20. i 30. ubiegłego stulecia, które wybrzmią ze sceny, a które wkomponowane zostały w romantyczno-komediową fabułę spektaklu.
Choć zespół teatralny wybrał się w podróż do przeszłości, nie przestaje myśleć o tym, co wkrótce przed nim.
– Mam w głowie kilka fajnych pomysłów, więc wkrótce zaprezentujemy taką produkcję, jakiej w Olsztynie jeszcze nie było. Zapraszam do niej przyjaciół, z którymi śpiewałem na Zachodzie Europy. Nie chcę za wiele zdradzać, ale to będzie strzał nawet nie w dziesiątkę, ale w dwunastkę – zapewnia dr Grzegorz Lewandowski.
Daria Bruszewska-Przytuła