03 Listopada 2023

Aktualności


Kiedyś Piotr Szczepanik śpiewał „Goniąc kormorany”. Dzisiaj są tacy, którzy chcieliby je… przegonić. Dlaczego? O tym opowiada dr hab. inż. Piotr Hliwa, prof. UWM z Katedry Ichtiologii i Akwakultury.

Kilka miesięcy temu sejmowa komisja ds. rolnictwa rozważała problem strat powodowanych przez kormorany. Jej członkowie bazowali na raporcie, którego autorami byli pracownicy UWM.

Kormoran czarny – piękny i zwinny

Jest ptakiem doskonale przystosowanym do odżywiania się rybami. Ma palce spięte błoną oraz duży haczykowaty dziób pozwalający utrzymać zaatakowaną rybę. Przesunięty środek ciężkości umożliwia mu nurkowanie na znaczne głębokości – do 20 metrów, a tam, gdzie wody są przejrzyste, np. jeziorach alpejskich, nawet do 50 metrów! Wytrzymuje pod wodą do 2 minut. Kormorany to ptaki stadne. Żerują jednak nie tylko w pobliżu swych kolonii. Promień obszaru, który mogą penetrować w poszukiwaniu pokarmu, dochodzi do 50 kilometrów.

Są ichtiofagami, czyli żywią się wyłącznie rybami. I to jest prawdziwy pech polskich – i pewnie nie tylko polskich – rybaków. Już od wielu lat apelują oni do władz o wprowadzenie odszkodowań za straty spowodowane przez te ptaki w gospodarstwach rybackich, na wzór odszkodowań za straty powodowane przez zwierzynę leśną. Bezskutecznie. Ostatnio zajmowała się tym sejmowa komisja rolnictwa w lipcu br. Jej członkowie otrzymali do wglądu raport o metodyce szacowania strat powodowanych przez kormorany.

Piotr Hliwa

Jego autorami byli prof. Piotr Hliwa z Katedry Ichtiologii i Akwakultury na Wydziale Bioinżynierii Zwierząt UWM ( na zdj.), prof. Andrzej Martyniak, emerytowany naukowiec z byłego Wydziału Nauk o Środowisku UWM oraz dr Urszula Szymańska i dr Katarzyna Stańczak – również reprezentująca UWM.

Mierzeja Wiślana – stolica kormoranów

Kormorany w Polsce znajdują się pod prawną ochroną. W mojej ocenie ich liczebność przekroczyła jednak już stan równowagi i obecnie te ptaki powodują bardzo dużo szkód w gospodarce rybackiej – mówi prof. Piotr Hliwa.

Kormoranami i ich wpływem na otoczenie, w tym szczególnie na gospodarkę rybacką, zajmuje się już od wielu lat.

Z naszych i nie tylko naszych badań wynika, że par lęgowych, czyli ptaków w wieku powyżej trzech lat mamy w Polsce szacunkowo ok. 29 tys. Młodszych – co najmniej dwa razy tyle. Do tego trzeba jeszcze doliczyć kormorany migrujące na przelotach z północnego wschodu Europy, gdzie zima zaczyna się wcześniej. Ich liczba jest jednak bardzo trudna do oszacowania, ale wiadomo, że one u nas przebywają – opowiada profesor.

Mamy w Polsce największe w Europie kolonie lęgowe kormoranów. Znajdują się na Mierzei Wiślanej, od Sztutowa do Krynicy Morskiej. Wielkie liczebnie kolonie zlokalizowane są też na wyspie Lipowej na jeziorze Morąg, na jeziorach Sasek Mały i Sasek Wielki koło Szczytna, na jeziorze Rydzówka, czy wyspie Wysoki Ostrów na Jeziorze Dobskim. Duże skupiska tych ptaków są także zlokalizowane na zbiornikach zaporowych, np. na Jeziorze Włocławskim i na południu Polski – na Zbiornikach: Goczałkowickim, Turawskim, Rybnickim czy Otmuchowskim. W zasadzie kormorany spotyka się już wszędzie w Polsce.

Apetyt na rybkę

Ptaki te żerują także bardzo chętnie na stawach hodowlanych. Nie jest to wcale ich złośliwość. To zwyczajny pragmatyzm. Smakują im wszystkie ryby, a najbardziej te, przy łowieniu których napracują się najmniej. Stawy hodowlane to idealne miejsce: dużo ryb na małym obszarze.

Badaliśmy w latach 2012-2013 straty powodowane przez kormorany na terenie działania dwóch Lokalnych Grup Rybackich – Opolszczyzna i Żabi Kraj na Śląsku Cieszyńskim. Treść ich żołądków ściśle odpowiadała gatunkom ryb hodowanych w tych stawach – najczęściej był to karp. W żołądkach kormoranów gniazdujących na otwartych zbiornikach wodnych - znajdowaliśmy ryby żyjące w tych zbiornikach. 80-85 proc. to gatunki mniej cenne dla człowieka, np. płoć, okoń, jazgarz, ukleja, krąp, drobny leszcz, ale 15-20 proc. stanowiły szczupaki, sandacze, węgorze, brzana, jaź, czyli ryby lubiane także przez wędkarzy. Jeden dorosły ptak zjada dziennie 450-600 gramów ryb, pisklęta 250-350 gramów. Obliczyliśmy, że na stawach tych dwóch grup rybackich kormorany zjadły 65 ton ryb. To spowodowało stratę ich użytkowników w wysokości około 1,6 mln zł – kontynuuje prof. Hliwa.

Strat finansowych powodowanych przez te ptaki jest więcej. Gospodarstwa rybackie mają obowiązek zarybiać swoje wody. I czynią to. Narybek, który kupują za duże pieniądze, jesienią wpuszczają do jezior i zbiorników. To także idealne pożywienie kormoranów. Wyjadają one więc ryby żywiące się zooplanktonem, który z kolei żywi się fitoplanktonem, a to zaburza funkcjonowanie ekosystemu i w konsekwencji przyczynia się do przyspieszenia eutrofizacji. Ponadto ich odchody, zawierające dużo fosforu, też przyspieszają ten proces w jeziorach oraz przyczyniają się do niszczenia roślinności w kolonii kormoranów.

Bezkarni złodzieje

Prof. Hliwa zgadza się z rybakami, że kormorany to już poważny problem. Na ich odstrzał trzeba uzyskać specjalne pozwolenie, o które jest trudno. Właścicielowi stawu rybnego bez zezwolenia praktycznie nie wolno nawet płoszyć tych ptaków. Nie mają w zasadzie wrogów naturalnych i mnożą się na potęgę. Sukces lęgowy tych ptaków szacowany jest przeciętnie na 2,5 pisklęcia rocznie. Mogą wychowywać młode od marca do połowy sierpnia, a jeśli ich gniazdo zostanie zniszczone, są zdolne powtórzyć w danym roku lęgi.

Czy nie ma rady na kormorany? Przy obecnym stanie prawnym – nie.

Stosujemy od kilku lat w kolonii na Zbiorniku Włocławskim humanitarny sposób ograniczania ich populacji poprzez spryskiwanie olejem jaj w gniazdach. To powoduje, że do wnętrza jaja nie dochodzi powietrze i zarodek obumiera. Jest to jednak sposób pracochłonny i logistycznie trudny do wykonania. Dlatego uważam, że jeśli chcemy nadal chronić kormorany, to musimy także chronić gospodarstwa rybackie, rekompensując ich straty odszkodowaniami. Ale to już zadanie państwa – podsumowuje prof. Hliwa.

Niestety kormorany to niejedyny problem rybaków. Sekundują im skutecznie jeszcze czaple, perkozy, dzikie kaczki a nawet orły, wszyscy z wilczym apetytem.

Lech Kryszałowicz, fot. Piotr Hliwa

 

Rodzaj artykułu