14 Października 2024

Aktualności


Czas edukacji to trudny czas w życiu, ale jednocześnie taki, w którym dokonuje się największy rozwój. To, czego młodzi ludzie nauczą się w tych latach, zostaje z nimi przez całe życie. Ważne jest, abyśmy wszyscy mieli tego świadomość – mówi dr Beata Adrjan z Katedry Dydaktyki i Wczesnej Edukacji UWM, z którą rozmawiamy o zmianach zachodzących w polskich szkołach.

Wszystko wskazuje na to, że rok szkolny 2024/2025 będzie przebiegał pod hasłem zmian.  

Nowy rok szkolny na pewno będzie przebiegał pod hasłem zmian, co wiąże się zmianą władzy, która nastąpiła w grudniu ubiegłego roku. Niestety, jesteśmy w Polsce bardzo uwikłani w konteksty polityczne i edukacja jest wypadkową tego, co dzieje się na szczytach władzy. Szkolnictwo dotyczy każdego z nas i dyskusje na ten temat zawsze są bardzo ożywione. Powiedziałam, że „niestety” jesteśmy uwikłani w konteksty polityczne, bo zmiany wprowadzane przez kolejne rządy nie są związane z przemyślaną koncepcją opartą o pogłębione eksperckie diagnozy, ale dominują zmiany doraźne, skoncentrowane na szybkiej zmianie, która przyniesie polityczny efekt. Niemalże „od ręki” jesteśmy w stanie wymienić reformy przeprowadzone w ostatnich latach, takie jak: mundurki, wprowadzenie gimnazjów, sześciolatki w szkole, darmowe podręczniki, rozszerzenie podstawy programowej, likwidacja gimnazjów itp. Gdy rozmawiam ze studentami, to zawsze im mówię, że mam żal do rządzących – z jakiejkolwiek opcji politycznej – że wprowadzają zmiany, jak mówi prof. Dorota Klus-Stańska „naskórkowe”. Nikt nie podejmuje głębokich analiz ponad politycznymi podziałami, jak miałaby wyglądać szkoła za kilka czy kilkadziesiąt lat, jak wykształconego obywatela chcielibyśmy mieć, w jakich obszarach potrzebne jest wykształcenie, co jest potrzebne młodym ludziom na progu życia, ale także, jaka wiedza i umiejętności przydadzą się społeczeństwu, państwu, Europie i światu. 

Czy to wpływa negatywnie na jakość edukacji?  

Jeśli mierzymy jakość edukacji miarą testów PISA (sprawdzianami dla 15-latków, które są przeprowadzane ustandaryzowanym narzędziem w różnych krajach), to trzeba powiedzieć, że Polska w kolejnych edycjach badania pokazuje się z coraz lepszej strony. Zaczynaliśmy poniżej średniej, a teraz w czytaniu, matematyce, w wiedzy przyrodniczej polscy piętnastolatkowie są na wysokim 13., 15., 16. miejscu na 81 państw. Jeśli spojrzymy np. na parametr satysfakcja z życia, poczucie przynależności do szkoły, przekonanie o samodzielności w uczeniu się, to nasi uczniowie osiągają jednak dramatycznie niskie wyniki (67., 69., 73. miejsce). Z jednej strony mamy w szkole wysokie aspiracje dotyczące uczniowskiej wiedzy czy umiejętności, a jednocześnie nie dajemy uczniom poczucia, że jest im to do czegoś potrzebne, że ma sens, a także – co gorsza – nie dajemy uczniom poczucia przynależności do szkoły, samodzielności, pewności, że jesteśmy z nimi i po ich stronie, że towarzyszymy im w rozwoju. Polska jest jednym z pierwszych krajów w niechlubnej statystyce samobójstw dzieci i młodzieży, a nasz region wypada najgorzej ze wszystkich województw w Polsce. Proszę zwrócić uwagę, że szkoła tego nie widzi – wprowadza się zmiany w kanonie lektur, a nie koncentruje się na tym, że dzieci potrzebują psychicznego, rozwojowego, tożsamościowego wsparcia i towarzyszenia w stawaniu się dojrzałym człowiekiem. Czasy się zmieniają, media społecznościowe i wszechobecna cyfryzacja przekonstruowały rzeczywistość, w której się poruszamy. Rodzice nie wiedzą niestety, jak wygląda życie dzieci w internecie. Gdy jeżdżę na konferencje nt. samobójstw nieletnich, to zwraca się uwagę na fakt, że życie dziecka w szkole, to, jakie ma tam relacje, znajduje przedłużenie w mediach społecznościowych. Oznacza to, że jeśli dziecko jest np. hejtowane przez kolegów, to ten hejt nie kończy się wraz z zakończeniem lekcji, tylko trwa również w domu za pośrednictwem internetu. Kiedyś, gdy dziecko wracało ze szkoły, było już tylko u siebie, bezpieczne w domu, pod opieką dorosłych czy ewentualnie rówieśników, z którymi chciało spędzać czas. 

Według raportu SOS dla Edukacji sporządzonego przed nowym rokiem szkolnym aż 83,5 proc. respondentów uważa, że polska szkoła nie jest w stanie sprostać wyzwaniom technologicznym, klimatycznym, ekologicznym oraz społecznym, a 97,4 proc. uczniów i uczennic nie wierzy, że system edukacyjny przygotowuje ich do życia w nowoczesnym świecie. Te dane są dość przerażające.  

Od wielu już lat publikowane są badania, zgodnie z którymi zawodów, w których będą pracować nasi uczniowi jeszcze nie ma... Sztuczna inteligencja i jej zastosowanie w wielu dziedzinach jeszcze pogłębi ten proces. I nie chodzi o to, że AI nas wyręczy, natomiast zastosowana w przemyśle czy nauce uwydatni potrzeby w innych obszarach, których jeszcze nie rozpoznajemy. Stąd kształcenie w szkole według modelu Herbarta, sprzed 200 lat coraz mniej przystaje do potrzeb współczesnego świata. Jeśli nie włączymy modelu progresywistycznego, zgodnie z którym uczeń sam konstruuje znaczenia na podstawie dostarczanych w procesie edukacji intelektualnych wyzwań, to niestety zjawisko nieadekwatności szkoły wobec potrzeb współczesności i przyszłości będzie się pogłębiało. 

Czyli zmiany, które są obecnie proponowane przez ministerstwo, nie będą pani zdaniem stanowiły antidotum na omówione do tej pory problemy? 

Zmiany w podstawie programowej, kanonie lektur, sposobie zdawania egzaminów, ograniczenie godzin niektórych przedmiotów nie przekładają się na kompetencje, które chcielibyśmy, żeby nasi uczniowie osiągali. Tu tkwi moim zdaniem największa pułapka, w jaką wpadają politycy. Powinniśmy usiąść do rozmów ponad podziałami, bez względu na poglądy polityczne zaprosić do rozmów ekspertów z uniwersytetów i Polskiej Akademii Nauk. Proszę zwrócić uwagę, że rzadkością jest firmowanie podręczników nazwiskami ekspertów. Znam przypadek, gdzie chciano zaprosić pewnego naukowca, fizyka do tworzenia podręcznika, ale ten nie zgodził się, bo orzekł, że utożsamia się może z 10 proc. tego, co się w nim znajduje, w związku z tym nie będzie tego firmował własnym nazwiskiem. To wszystko jest wypadkową wielu zmiennych; częstych i zbyt późno wprowadzanych zmian w podstawie programowej, specyfiki praw autorskich, procesu tworzenia podręczników i innych czynników, na które nie mają wpływu eksperci. 

Czy są jakieś pozytywne aspekty zmian, które zaproponował zespół minister Nowackiej? 

Zanim odpowiem na to pytanie, chciałabym podkreślić, że patrzę na reformy Ministerstwa Edukacji Narodowej wyłącznie z perspektywy naukowo-badawczej, jako osoba badająca kulturę szkoły. Moje prywatne poglądy polityczne nie mają żadnego wpływu na ocenę tych działań. Uważam, że założenia zmian minister Barbary Nowackiej są nie najgorsze. Podoba mi się zwiększenie autonomii nauczycieli, uszczuplenie podstawy programowej przy jednoczesnym pozostawieniu tych samych podręczników. Myślę, że dzięki temu uczniowie będą mieli szansę na dokładniejsze przepracowanie treści. Jeśli ten zyskany czas będzie przeznaczony na to, aby uczyć samodzielnego myślenia, to my jako naukowcy zajmujący się szkołą, będziemy bardzo szczęśliwi. Ważne jest to, aby nauczyciele chcieli korzystać ze swojej autonomii, bo jeśli nadal uporczywie będą trzymali się treści i propozycji ich realizacji zawartych w podręcznikach i scenariuszach zajęć zawartych w materiałach metodycznych to tych umiejętności nie wykształcą.   

Dlaczego w Polsce tak ciężko przebija się przekonanie, że relacja nauczyciel-uczeń może działać w dwie strony, tzn., że uczniowie też mogą nauczyć czegoś nauczycieli.  

Trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje mi się, że wciąż ciągną się za nami konsekwencje narzucone za czasów PRL-u. Proszę sobie wyobrazić, że myślenie projektowe było obecne w polskiej szkole już przed drugą wojną światową, a potem unicestwili je komuniści, którym, jak wiadomo, nie zależało na inteligentnych, samodzielnie myślących obywatelach. Oczywiście, że powinniśmy dawać uczniom możliwość rozwijania się w obszarach, które są dla nas nieznane. Margaret Mead pisała o kulturach; posfiguratywnej, w której dzieci uczą się od dorosłych, kofiguratywnej, w której uczą się od rówieśników i prefiguratywnej, w której dorośli uczą się od dzieci. Doskonałą ilustracją tego, że na naszych oczach dokonuje się zmiana kulturowa, jest świat cyfrowy: jeśli nie zaakceptujemy uczenia się od dzieci, to nie odnajdziemy się w tym świecie. Ile dzieci czy nastolatków pomaga rodzicom w obsłudze komputera czy smartfona – instaluje programy, ściąga aplikacje, pomaga obsłużyć maile czy usuwa problemy techniczne? Dlaczego więc takiego myślenia o dzieciach jako ekspertach nie przenosimy do szkoły? W wielu krajach obserwujemy takie praktyki, np. w Stanach Zjednoczonych nastolatków w szkole kształci się z zastosowaniem gier, które służą jako pretekst do rozwijania kompetencji w różnych obszarach poznawczych. 

Zastanawiam się nad puentą naszej rozmowy, więc zapytam po prostu, jaki pani zdaniem będzie rozpoczęty niedawno rok szkolny? Powinniśmy patrzeć na niego pozytywnie czy negatywnie?  

Z jednej strony są pozytywne rzeczy – te, o których mówiłam wcześniej, czyli większa autonomia nauczycieli czy więcej czasu dla uczniów na przyswojenie treści programowych. Te zmiany dają nadzieję, że edukacja będzie zmierzała w dobrym kierunku. Jednak zobaczymy, co przyniesie przyszłość, jak te zmiany sprawdzą się w praktyce. Moja ogólna konkluzja jest taka, że wszystko zależy od tego, co dzieje się w szkole, czyli jaki jest dyrektor, jak myśli o funkcjonowaniu szkoły, jak działa nauczyciel, czy ma świadomość, że powinien towarzyszyć dziecku w rozwoju zarówno edukacyjnym, jak i społecznym oraz tożsamościowym. Czas edukacji to trudny czas w życiu, ale jednocześnie taki, w którym dokonuje się największy rozwój. To, czego młodzi ludzie nauczą się w tych latach, zostaje z nimi przez całe życie. Ważne jest, abyśmy wszyscy mieli tego świadomość. Życzę wszystkim wchodzącym w nowy edukacyjny rok, zarówno uczniom, jak i studentom, aby był pełen intelektualnych wyzwań i aby w poznawczej przygodzie towarzyszyły im osoby, które będą zafascynowane światem i jego odkrywaniem! 

Rozmawiała Marta Wiśniewska

fot. freepik 

 

 

dr Beata Adrjan jest prodziekanem ds. kształcenia na Wydziale Nauk Społecznych. Na co dzień pracuje w Katedrze Dydaktyki i Wczesnej Edukacji. Jej zainteresowania badawcze i dorobek naukowy koncentrują się na badaniu szkoły i jej kultury.   

Rodzaj artykułu