26 Lutego 2024

Aktualności


O tym, że drzwi do gabinetu dr Iwony Chwastowskiej-Siwieckiej są otwarte dla wszystkich, którzy potrzebują wsparcia, świetnie wiedzieli jej studenci z Wydziału Bioinżynierii Zwierząt. O tym, że równie otwarte jest jej serce, społeczność akademicka przekonała się, gdy jako Belferka UWM 2023 odbierała nagrodę. Natychmiast zadeklarowała, że wygraną pieniężną podzieli się z Aleksandrą Kacprzyk, pracownicą UWM, która choruje na nowotwór.

Emocje po gali Belfra już opadły?

Myślę, że one długo pozostaną we mnie... Gdy budzę się rano, mam wrażenie, że tam, na tej gali, to nie byłam ja i zastanawiam się, czy na pewno zasługuję na ten tytuł... Muszę jednak przyznać, że studenci i absolwenci dbają o to, żebym nie myślała w ten sposób. Dostaję od nich kartki, maile i SMS-y z gratulacjami, sporo osób zajrzało do mnie, żeby przekazać je osobiście. To naprawdę miłe. Podobnie jak zaangażowanie, które studenci włożyli w promocję mojej kandydatury w czasie trwania plebiscytu. Jestem im za to bardzo wdzięczna.

Czy ta wygrana wystarczy za potwierdzenie, że wybrana ścieżka była odpowiednią?

Wiem, że podjęłam odpowiednią decyzję, zostając nauczycielem akademickim. Ona zresztą zapadła chyba o wiele wcześniej, niż mi się wydawało, bo profesor Sobotka, były dziekan, przypomniał mi, że gdy na zajęciach zapytał nas, co będziemy robić po studiach, odpowiedziałam, że będę tutaj uczyć (śmiech).

Czy to oznacza, że po obronie pracy magisterskiej zaczęła pani doktorat?

Nie od razu. Pamiętam, że 22 czerwca miałam obronę, a pierwszego lipca poszłam już na staż w zakładzie mięsnym koło Jezioran. Profesor Kondratowicz, który był moim promotorem, nakłaniał mnie, żebym złożyła podanie o przyjęcie na studia doktoranckie, więc tak zrobiłam. Na stażu mi się podobało, więc bardzo się zaangażowałam. Chciałam przejść wszystkie działy i nauczyć się fachu. To chyba zostało zauważone przez prezesów firmy, Jana i  Jerzego Potorskich, którzy mnie regularnie zagadywali, pytali o różne sprawy i procesy w zakładzie. 12 listopada zaprosili mnie na rozmowę i zaproponowali pracę na stałe oraz naprawdę dobre zarobki. Miałam zostać technologiem i kontrolerem jakości, co było dla mnie dużą nobilitacją. Tego samego dnia, kiedy podpisałam umowę w zakładzie, odebrałam telefon, że zostałam przyjęta na studia doktoranckie.

Decyzja była trudna?

Tak, bo zobowiązałam się w firmie do wprowadzenia systemu HACCP. Powiedziałam więc, że przyjmuję propozycję, ale będę przyjeżdżała tylko na zajęcia ogólnouczelniane, bo i tak na pierwszym roku nie prowadziło się zajęć ze studentami. Dokończyłam swoje zadanie w firmie i dopiero wtedy skupiłam się na doktoracie. Prezesi zgodzili się zresztą, żebym badania do niego robiła w ich zakładzie, więc mój doktorat był właściwie doktoratem przemysłowym. Cieszę się, że miałam okazję zrobić coś z myślą o praktyce.

 

Dr inż. Iwona Chwastowska-Siwiecka odbiera nagrodę z rąk rektora UWM

 

Wiem, że z dużą uważnością i wrażliwością podchodzi pani do studentów, którzy mierzą się z trudnościami, szczególnie tymi dotyczącymi zdrowia psychicznego.

Tak, staram się tworzyć takie warunki, żeby studenci wiedzieli, że mogą się przede mną otworzyć, opowiedzieć mi o trudnościach, z którymi się mierzą. A ponieważ dość często zdarza się, że przychodzą do mnie osoby z różnymi orzeczeniami, to chciałabym podjąć studia podyplomowe dotyczące terapii osób z niepełnosprawnością. Zależy mi na tym, żeby podnieść swoje kwalifikacje i móc lepiej wspierać np. osoby w spektrum autyzmu. Być może uda mi się wówczas podzielić swoją wiedzą także z innymi osobami z wydziału.

To dla pani ważne także z osobistych powodów, prawda?

Tak, mam syna, który jest w spektrum, więc wiem, jak ważne jest to, żeby jak najwięcej osób rozumiało, skąd biorą się jego zachowania, w jaki sposób reaguje na pewne sytuacje.

Czy w czasie swoich studiów spotkała pani takich nauczycieli akademickich, którymi chce się pani inspirować?

Zaczynałam studia w 1997 roku na Akademii Rolniczo-Technicznej i muszę przyznać, że wtedy relacje studentów i wykładowców wyglądały nieco inaczej, było w nich chyba więcej dystansu. Ale to nie znaczy, że nie mieliśmy świetnych nauczycieli! Trafiła nam się np. bardzo fajna opiekun roku, profesor Iwańczuk-Czernik. Była dla nas jak druga mama. A opiekunem naszej grupy był z kolei obecny prorektor, profesor Paweł Wysocki. Wtedy był młodym doktorem, bardzo dla nas wyrozumiałym. Chociaż prowadził zajęcia z biochemii, która jest trudna, nastawiał nas pozytywnie. Nasi wykładowcy byli dla nas mentorami przede wszystkim naukowymi. Przekazywali nam dużo cennej wiedzy.

To, co nam się podoba, i to, co denerwuje w naszych nauczycielach, wyposaża nas w pewną wiedzę o tym, jacy sami chcemy być. Na co pani postanowiła postawić?

Najważniejszy jest dla mnie szacunek do drugiego człowieka. Niezależnie od tego, jaki ktoś ma potencjał, jest warty tego, by poświęcić mu uwagę.

Domyślam się, że trudne chwile na tej nauczycielskiej drodze też się pojawiały?

Oczywiście. Wciąż nie mogę się pogodzić ze śmiercią mojego studenta, Pawła. Kiedy zmarł, byłam na urlopie macierzyńskim. Pamiętam, w jakiej bluzce był, kiedy go ostatni raz widziałam, o czym rozmawialiśmy... Przeżywałam to strasznie i wciąż o tym myślę. Niektórzy nauczyciele mówią, że nie można się za bardzo przywiązywać do studentów, bo przecież szybko znikają z naszego życia. Nie zgadzam się z tym. Dlatego staram się jak najszybciej zapamiętać ich imiona i poznać ich nieco lepiej. Nie spoufalam się, nie przechodzę na „ty”, ale dbam o to, żeby wiedzieli, że nie są dla mnie tylko numerem na liście. Zdarza się, że poznaję ich rodziców, rodzeństwo, że jestem zapraszana na śluby. To coś naprawdę cennego.

Zdarza się pani tupnąć nogą?

Oczywiście, bywam stanowcza. Wiele sytuacji obracam w żart, ale zdarzyło mi się też „postraszyć” studentów telefonem do rodziców. Mówię: „Dajcie mi numer do mamy, zadzwonię i powiem, że wykorzystujecie swoją rodzinę”. A  kiedy widzę konsternację na ich twarzach, tłumaczę, że ich rodziny poświęcają m.in. sporo pieniędzy, żeby im umożliwić studiowanie. To nie fair, kiedy się nie uczą. A gdy praca nie jest oddana na czas, za karę proponuję obieranie worka cebuli.

 

Dr inż. Iwona Chwastowska-Siwiecka

 

Mam wrażenie, że nadal wielu osobom wydaje się, że szacunkiem będzie się cieszył tylko wymagający wykładowca, a sympatią ten, który jest pobłażliwy.

Studenci są świetnymi obserwatorami. Wiele dostrzegają: jaki mamy stosunek do nich, jak się do nich zwracamy, jak przekazujemy wiedzę, czy dajemy im szansę się wypowiedzieć, czy ich słuchamy. Ja wymagam sporo i od siebie, i od nich, ale staram się też uwzględniać różne możliwości. Wydaje mi się, że cenią to, że umiem się śmiać z siebie samej i staram się jak najlepiej dzielić tym, co wiem i umiem. Jednocześnie nigdy nie boję się przyznać, że czegoś nie wiem albo przeprosić za swój błąd. Zależy mi na tym, żeby nasz wydział opuszczali studenci świetnie przygotowani do pracy. Oni naprawdę trafiają do różnych miejsc i są naszą dumą. Wśród absolwentów mamy liczne grono osób na kierowniczych stanowiskach. Kiedy studenci przychodzą na moje zajęcia lub konsultacje, potrafię spędzić z nimi naprawdę długie godziny, także dodatkowe, żeby mieć pewność, że w odpowiedni sposób przyswoili wiedzę.

Jakie są pani zainteresowania badawcze?

Przez ponad 20 lat pracowałam w Katedrze Towaroznawstwa i Przetwórstwa Surowców Zwierzęcych i tam głównie zajmowałam się produkcją żywności, surowców i produktów pochodzenia zwierzęcego, metodami konserwacji, opakowalnictwem. Przekrój mięs, którymi się zajmowałam, był bogaty – od kangura po rekina (śmiech). Bardzo interesuje mnie tradycyjna kuchnia Warmii i Mazur, czytam książki na ten temat, bo ciekawi mnie, co wtedy jedzono, jak żywili się nasi przodkowie, co spożywały dzieci. Jeździłam zresztą do szkół z prelekcjami na ten temat, bo bardzo cieszą mnie zajęcia z dziećmi. Teraz, pracując od niedawna w Katedrze Hodowli Owiec i Kóz, mam szansę zmierzyć się z kolejnymi badawczymi wyzwaniami. Uczę się więc ciągle czegoś nowego. Gdy wchodzę w jakiś temat, to staram się dowiedzieć o nim jak najwięcej. Kiedy zaciekawiły mnie sumy afrykańskie, to zebrałam chyba trzy segregatory notatek (śmiech). Solidnie przygotowuję się do każdych badań, u mnie wszystko musi być zaplanowane logistycznie. Chętnie wciągam w swoje badania studentów, między innymi opiekując się kołem naukowym. Kiedy moi dyplomanci przychodzą do mnie z jakimiś nietypowymi propozycjami, to nie odmawiam, bo to mi daje bodziec do tego, by poznać coś, czego nie znałam.

 

Dr inż. Iwona Chwastowska-Siwiecka

 

Myślę, że tegoroczna gala Belfra zostanie zapamiętana na długo także ze względu na pani gest: zdecydowała się pani oddać nagrodę pani Oli, pracownicy UWM, która choruje na nowotwór. Przyznała pani, że z własnego doświadczenia wie, jak trudne jest zmaganie się z chorobą.

Miałam to szczęście, że kiedy moja córka zachorowała na nowotwór, jej leczenie było refundowane. Nie musiałam organizować zbiórek. Ale nie każdy chory ma takie same szanse. Wiem, że te pieniądze są pani Oli potrzebne. Ja może nie kupię sobie fajnej kawiarki czy innego sprzętu, ale to są tylko rzeczy. Przedmioty, które dzisiaj są, jutro mogą się zepsuć. Pomoc komuś jest o wiele ważniejsza. Nie ukrywam, że chciałam też w ten sposób zainspirować swoich studentów, pokazać im, co się naprawdę liczy. Samej sobie też o tym regularnie przypominam i staram się zawsze pomagać tyle, ile mogę. Nasz wydział włączył się w pomoc pani Oli już wcześniej – zorganizowaliśmy kiermasz ciast. Razem z Gosią, przewodniczącą RWSS byłyśmy bardzo zdeterminowane, żeby zaangażować w tę akcję jak najwięcej osób. I to się udało. Nasza społeczność wiele razy udowodniła, że potrafi się zjednoczyć, by pomagać.

Na co dzień te relacje też są takie dobre?

Kiedy spotykam się ze studentami pierwszego roku, to zawsze im mówię, że ważne jest, żeby się zintegrowali, żeby ze sobą rozmawiali, dostrzegali się i mieli w sobie wsparcie. Zachęcam też, żeby sobie ufali i mówili np. o tym, z jakimi trudnościami się mierzą. Jeśli jakiś student ma np. padaczkę, to bardzo ważne jest, żeby ktoś o tym wiedział i był w stanie odpowiednio zareagować.

Wzruszyła się pani na wspomnienie choroby swojej córki. Ale emanuje pani tak dobrą energią, że naprawdę trudno podejrzewać, że ma pani za sobą trudne doświadczenia i niełatwe codzienne wyzwania. Mama na pełen etat, prodziekan ds. studenckich, zaangażowana nauczycielka... Skąd brać na to siły i nie tracić pogody ducha?

Jestem zadaniowcem. Mobilizuję się i wyznaczam sobie konkretne sprawy do załatwienia. Wychowałam się w rodzinie wojskowej, więc być może z tego powodu jestem też dość poukładana. Mam zeszyt, w którym notuję sobie listy zadań i staram się pilnować ich realizacji. Na pewno ważne jest też poczucie humoru. Staram się pamiętać o tym, że każdy mierzy się z jakimiś problemami. Warto jednak znać ich skalę.

Co jeszcze stara się pani przekazać studentom?

To, że nie ma spraw, których nie da się załatwić. Trzeba po prostu rozmawiać z ludźmi. Tłumaczę im, że w swojej pracy zawodowej będą współpracować z różnymi osobami w różnych środowiskach, dlatego ważne jest, żeby umieli się komunikować z innymi. Funkcja prodziekan ds. studenckich to dużo obowiązków. Czuję więź z wydziałem i odpowiedzialność za niego. Pewnie dlatego lubię akcje, które organizujemy z samorządem. Gdy mieliśmy wspomniany kiermasz, to też zrobiłam ciasto, chociaż w ciastach się nie specjalizuję (śmiech). Gotować lubię, daje mi to dużo radości i pozwala się wyciszyć, a pieczenie wciąż nie jest moją mocną stroną. Ale mam już trzy popisowe: szarlotkę, pleśniaczka i blok czekoladowy. I to już chyba maksimum moich możliwości (śmiech). Cieszę się natomiast, że miałam szansę zaprojektować małą przetwórnię dla moich studentów, że mają do dyspozycji wędzarnię i mogą przygotować przetwory i wędliny tradycyjne.

Wielu nauczycieli akademickich mówi, że czują się spełnieni jako pedagodzy, kiedy znajdują kogoś, kto chce kontynuować ich badania, iść w ich ślady.

Dzisiaj problemem jest to, że o zatrudnienie na uczelni nie jest łatwo. Jestem bardzo dumna z mojej doktorantki, dr Natalii Szyryńskiej. Pracuje na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej, więc cieszę się, że ma szansę się tam rozwijać, ale ubolewam nad tym, że nie mogła zostać zatrudniona tu, u nas. Spędziłyśmy razem sporo czasu i mam nadzieję, że udało mi się podzielić z nią swoją wiedzą i warsztatem. Jestem szczęśliwa, że świetnie odnalazła się na nowym wydziale i że jest tam doceniana. Świadczy o tym między innymi fakt, że znalazła się w trójce najlepszych Belfrów weterynarii. Jestem pewna, że przed nią świetna kariera, a prof. Lewczuk z pewnością pokieruje nią w odpowiedni sposób. Przy okazji różnych inicjatyw – np. na spotkanie z cyklu Zawodowy Kompas – na nasz wydział wracają także inni absolwenci i naprawdę cieszę się, widząc, jak wielkie sukcesy odnoszą. To też daje spełnienie.

Rozmawiała Daria Bruszewska-Przytuła

 

 

 

Dr inż. Iwona Chwastowska-Siwiecka

 

 

Dr inż. Iwona Chwastowska-Siwiecka pełni funkcję prodziekan ds. studenckich na Wydziale Bioinżynierii Zwierząt. Pracuje w Katedrze Hodowli Owiec i Kóz. W styczniu zwyciężyła w 18. edycji plebiscytu Belfer UWM.

 

 

 

 

 

 

Okładka lutowego wydania "Wiadomości Uniwersyteckich"

Artykuł ukazał się w lutowym wydaniu „Wiadomości Uniwersyteckich”. Inspiracją dla tematu numeru był obchodzony 21 lutego Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Z naukowczyniami i naukowcami UWM rozmawialiśmy więc m.in. o współczesnej polszczyźnie, dwujęzyczności, nauce języków obcych, krajobrazie językowym Kortowa, językach programowania oraz sposobach komunikacji roślin i ryb.

W czasopiśmie znalazły się też artykuły o badaniach prowadzonych na Uniwersytecie i sukcesach naszych sportowców oraz podsumowanie finału WOŚP.

 

 

 

Rodzaj artykułu