29 Czerwca 2023

Aktualności


„Czas reportażu. O tym, co działo się wokół gatunku po 2010 roku” – to najnowsza książka dr hab. Bernadetty Darskiej, prof. UWM, krytyczki literackiej i literaturoznawczyni z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej.

Pani profesor, to już pani czwarta książka poświęcona reportażowi. Dlaczego tym razem zdecydowała się pani wziąć pod lupę to, co w reportażu najbardziej współczesne, a może nawet teraźniejsze?

Jedna z moich wcześniejszych książek – „Młodzi i fakty. Notatki o reportażach roczników osiemdziesiątych” dotyczyła – jak wskazuje tytuł – roczników osiemdziesiątych, czyli najmłodszego pokolenia reporterów. Można ją potraktować jako zapowiedź książki „Czas reportażu”, bo to, nad czym zastanawiałam się pisząc tamtą książkę, przyczyniło się do tego, żeby spojrzeć szerzej i spróbować stworzyć swoistą mapę zjawisk, które składają się na koniunkturę na reportaż. Na to, iż mamy do czynienia z czasem reportażu, bardzo mocno pracują również sami reporterzy, tworząc wokół siebie zinstytucjonalizowany świat – dość wsobny i samowystarczalny. Ma to swoje zalety, ale także wady. Jednocześnie w tej ostatniej dekadzie wydarzyło się wiele ważnych rzeczy – mogliśmy dostrzec, jak nowe media zdominowały świat reportażu, jak wpłynęły na promocję gatunku, jak nastąpiły przesunięcia, jeśli chodzi o miejsca prowadzenia dyskusji i sporów oraz jak nowe media umożliwiły kształtowanie tego, co reporterzy chcą powiedzieć o sobie i o swoich książkach.

W książce pisze pani o tym, że pokolenie roczników osiemdziesiątych jest zastępowane przez pokolenie roczników dziewięćdziesiątych, a ponadto normą staje się debiutowanie w formie książki – nawet jeśli debiutantami są bardzo młodzi, niedoświadczeni jeszcze reporterzy.

Tak, zdecydowanie. Jeśli przyjrzymy się temu, jak wyglądały debiuty reporterów, których dzisiaj uznajemy za mistrzów reportażu, to widzimy, że oni zaczynali raczej publikacjami w zbiorach reportaży, które wcześniej były publikowane w prasie. Dzisiaj normą jest, że ci najmłodsi debiutują książkami, które od początku są uznawane za projekt. Zdarza się nawet, że wydawnictwa podpisują z nimi umowy na wydanie książki nie znając jeszcze tekstu. To świadczy z jednej strony o zaufaniu do autora, a z drugiej o wierze właśnie w tę modę na reportaż. Natomiast jeśli mówimy o samowystarczalności, to warto byłoby poruszyć wątek relacji mistrz-uczeń, a konkretnie prób jej znoszenia na rzecz relacji partnerskiej. Mam na myśli chociażby Polską Szkołę Reportażu, którą pierwsi absolwenci opuścili właśnie w 2010 roku. Duża grupa reporterów i reporterek publikujących dzisiaj ma za sobą doświadczenie tej szkoły, więc dla wielu jest to wręcz coś formacyjnego i fundamentalnego. To pokazuje, że można opowiadać o świecie faktów wieloma językami, ale że przychodzi jednocześnie moment, w którym trzeba się odciąć od swoich mistrzów i znaleźć własny język.

Piąty rozdział swojej książki poświęciła pani odchodzeniu reportażu od gatunku. Pisze pani o nowych podgatunkach – m.in. reportażu komiksowym, poetyckim czy reportażu na scenie. Jak duża jest ta gatunkowa ekspansja reportażu?   

Rzeczywiście mamy rozmaite momenty, w których reportaż zderza się z innymi gatunkami. W momencie, w którym jest to przemyślane i nie jest tylko i wyłącznie efektem mody, a autor jest świadomy formy i tego, co można z nią zrobić, to jest w porządku. Reportaż coraz częściej wychodzi także poza tekst – autorzy korzystają z podcastów, próbują reportażu multimedialnego czy pokazywanego na scenie. W tym ostatnim przypadku należałoby się jednak zastanowić, na ile reportaże są tekstami dramatycznymi, scenicznymi, z których da się wykrzesać opowieść teatralną. Jednak nie ulega wątpliwości, że reportaż pojawia się na deskach teatralnych i to również jest dowodem na panującą modę na ten gatunek. Następuje również zderzenie ze stylistyką poetycką czy literacką – sposoby obrazowania często są zbliżone do tych, które spotyka się w literaturze. Są też reportaże komiksowe, które operują przede wszystkim obrazem i za pomocą wyrazistej kreski potrafią opowiedzieć niejednokrotnie bardzo dramatyczne wydarzenia.

Właściwie wraz z powstaniem reportażu jako gatunku rozpoczęła się dyskusja o fikcjonalności bądź nie-fikcjonalności reportażu, o tym, jak bardzo i czy w ogóle może on przekraczać ramy gatunkowe. Rumieńców nabrała przy okazji książki Artura Domosławskiego pt. „Kapuściński. Non fiction” i jest przywoływana do dzisiaj – zresztą pani też wspomina o niej w swojej książce.

Jeśli wspominamy o dyskusji, która powstała na fali książki Domosławskiego, to pojawia się kwestia reportażu prasowego, a z drugiej strony reportażu literackiego, który jest uważany za typowo polską stylistykę. Sposoby obrazowania czy budowania napięcia pozwalają autorom utrzymać tekst w ryzach i jednocześnie są bardzo ciekawe, ale to nie od razu oznacza, że mamy do czynienia z prawdą lub z fałszem. Kontekst biografii Kapuścińskiego może inspirować do dyskusji o biografiach reporterów oraz o elementach autobiograficznych w tekstach reporterskich. To, jak bardzo reporter jest obecny w tekście, w jakim stopniu ujawnia siebie i na ile to jest potrzebne, są bardzo ważnymi pytaniami. Często nie jest to potrzebne i tylko w sposób naiwny czy infantylny ma wzbogacić opowieść.

Autobiografizm w reportażach często ocenia pani krytycznie.

Tak, ponieważ zależało mi na tym, żeby moja książka nie była opowieścią pomnikową. Moje badania miały na celu pokazać, że z jednej strony mamy do czynienia z czasem reportażu, że są tego mocne i złe strony, ale jednocześnie postawiłam szereg pytań, które pozwalają się zastanowić nad tym, czy pewne zjawiska nie są w pewnym sensie zjadaniem własnego ogona, czy reportaż nie powinien bardziej otworzyć się na różne narracje krytyczne z zewnątrz, żeby odświeżyć trochę ten zaduch samouwielbienia.  

Chyba słuszne będzie stwierdzenie, że tę koniunkturę na reportaż napędzają media społecznościowe. W książce napisała pani: „Współczesny reporter nie może funkcjonować tylko jako twórca tekstów reporterskich. Nawet jeśli w ten sposób będzie pojmował swoją niezależność, szybko przekona się, że oddając walkowerem możliwość korzystania z nowych mediów, skazuje się na nieistnienie”. Jaka zatem jest ta obecna relacja między reporterem a mediami społecznościowymi?

Wcześniej nie mogliśmy liczyć na kontakt z reporterem za pośrednictwem mediów społecznościowych i wszyscy musieliśmy się tego nauczyć. Media społecznościowe są w jakimś sensie przedłużeniem naszego życia, ale ja osobiście postrzegam to zjawisko pozytywnie, bo jeśli umiemy selekcjonować informacje i znaleźć w sieci odpowiednie miejsca, to możemy znaleźć wiele bardzo interesujących kont. Większość autorów reportaży jest obecnych w mediach społecznościowych – najczęściej na Facebooku i Instagramie. Dzięki temu czytelnicy mogą być nie tylko świadkiem sporów czy dyskusji toczących się wokół tekstów, ale także w nich uczestniczyć. Social media stwarzają również możliwość różnych form promocji – np. informowania o spotkaniach autorskich czy o ukazujących się recenzjach. Zdarza się również, że autor zakłada fanpage samej książce, gdzie dzieli się pracami nad książką, zbieraniem materiałów, relacjami z podróży itd. W „Czasie reportażu” dużo piszę o Mariuszu Szczygle, bo jeśli przyjrzymy się, w jaki sposób jest on obecny w mediach społecznościowych, to możemy uznać tę obecność za wzorcową. Mariusz Szczygieł sam mówi o sobie, że jest „instagramerem”, umieszcza tę informację w swoich notkach biograficznych. Ma świadomość, że jest to medium ważne i pokazuje nam wszystkim, że wszystko zależy od tego, co z danym miejscem zrobimy.

Czy pani zdaniem w najbliższych latach nadal będzie trwał czas reportażu, czy ta koniunktura na fakty utrzyma się?

Nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale raczej ten czas będzie trwał, bo w tym momencie nie widać symptomów wypalenia. Wręcz przeciwnie – rozwija się moda na literaturę faktu i to przekłada się również na popularność takich książek jak biografie czy wywiady rzeki. Jest jednak druga strona medalu tego zjawiska – spodziewam się, że będzie wychodziło coraz więcej słabych książek. W związku z boomem na reportaż niekiedy możemy mówić nawet o produkcji książek reporterskich. Dlatego uważam, że niezbędne jest przebicie tej samowystarczalności, wsobności, aby głośno mówić o tym, że pewne tendencje są odpowiedzią na modę lub na to, że książkę trzeba szybko wydać. Wciąż jednak wychodzą teksty bardzo dobrze napisane, które zapiszą się w historii reportażu. Takie reportaże przypominają nam o tym, że gatunek ten zbliża nas do zrozumienia człowieka i świata, nie tylko tego, który jest nam bliski, ale także tego, który budzi w nas lęk i niepokój.

 

Rozmawiała Marta Wiśniewska

 

       

Rodzaj artykułu