06 Czerwca 2024

Aktualności


Niektóre źródła podają, że w roku 2024 do urn pójść mogą 4 miliardy ludzi. Wybierani będą prezydenci, parlamentarzyści, samorządowcy i członkowie PE. O tych najważniejszych, ale także najbardziej kontrowersyjnych głosowaniach rozmawiamy z prof. Arkadiuszem Żukowskim z Wydziału Nauk Społecznych.

W 2024 roku wybory odbędą się w 70 krajach świata – m.in. w Afryce, Ameryce Południowej, a także w Unii Europejskiej. Czy możemy mówić o jakimś wyjątkowym roku w tym kontekście? I jakie to może mieć skutki dla sytuacji na świecie?

Rok 2024 rzeczywiście można nazwać rokiem wyborów na świecie. Odbędą się one (lub już się odbyły) w ośmiu z dziesięciu najbardziej zaludnionych krajów świata (Bangladesz, Brazylia, Indie z blisko miliardem wyborców, Stany Zjednoczone, Indonezja, Pakistan, Rosja i Meksyk). Wskazana w pani pytaniu liczba państw oraz liczba uprawnionych do głosowania odnosi się do różnych wyborów. Dla przykładu, w Brazylii odbędą się wybory samorządowe, w tym wybory na prezydentów takich miast jak São Paulo i Rio de Janeiro. Pamiętajmy, że w części państw afrykańskich jednocześnie odbywają się wybory prezydenckie i parlamentarne, np. w Rwandzie, co powoduje „nabijanie” statystyki liczby wyborów. W tym państwie mamy charakterystyczny przykład wydłużania kadencji prezydenta w drodze referendum. Prezydent Paul Kagame rządzi trzecią kadencję i będzie ubiegał się o reelekcję. Z kolei w niektórych państwach latynoamerykańskich mamy do czynienia z komasacją w jednym dniu wyborów prezydenckich, parlamentarnych i samorządowych – taka sytuacja ma miejsce np. w Meksyku. W wielu państwach afrykańskich i azjatyckich wybory poskutkują utrwaleniem istniejących układów politycznych (wygrywa urzędujący prezydent i jego ugrupowanie).

Jeśli chodzi o wybory zagraniczne, to w Polsce chyba najbardziej emocjonujemy się wyborem gospodarza amerykańskiego Białego Domu.

Pod kątem skutków globalnych wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych są najważniejszymi wyborami w 2024 roku – jest to supermocarstwo, w którym prezydent ma bardzo szerokie uprawnienia wykonawcze. Stany Zjednoczone są obecnie gwarantem bezpieczeństwa Polski i zdecydowanie najważniejszym państwem, jeżeli chodzi o skalę i zakres pomocy dla Ukrainy. Poza tym instytucja wyłaniania kandydatów na prezydenta z Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej poprzez prawybory w poszczególnych stanach jest czymś wyjątkowym, a kampania im towarzysząca to swoiste show.

Niedawne „wybory” w Rosji są z kolei antyprzykładem możliwości wolnej elekcji.

Oczywiście, wybory w Rosji nie są rywalizacyjne, nie tylko z tego powodu, że możliwość oficjalnego działania opozycji jest równa zeru i że praktycznie wszystkie media znajdują się pod kontrolą władzy. Do prawa wyborczego wprowadzono regulacje ograniczające w dużym stopniu możliwość kandydowania osób związanych z opozycją – czy to żyjących w Rosji, czy przebywających za granicą. Zgodnie z nowelizacją konstytucji, kandydaci na prezydenta muszą mieszkać w Rosji przez co najmniej 25 lat (poprzednio 10 lat) i wprowadzono też nowy wymóg – kandydaci nie mogą posiadać obcego obywatelstwa lub zezwolenia na pobyt w obcym kraju, ani w czasie wyborów, ani w żadnym momencie przed nimi. Aby niezależny kandydat był zarejestrowany, musi zebrać 300 tys. podpisów poparcia w co najmniej 40 regionach Rosji, a to nie jest sprawą łatwą. Kandydaci nominowani przez partie polityczne, które nie są reprezentowane w Dumie Państwowej lub w co najmniej jednej trzeciej parlamentów regionalnych kraju, muszą z kolei zebrać 100 tys. podpisów poparcia. Z 33 kandydatów (24 niezależnych i 9 popieranych przez partie) Komisja Wyborcza zaakceptowała tylko 15, z czego tylko cztery osoby zdołały zebrać ustawową liczbę podpisów poparcia. W ten sposób do wyborów nie został dopuszczony m.in. Borys Nadieżdin, wypowiadający się negatywnie o wojnie w Ukrainie. Ponadto na kartach wyborczych, a było to w przedostatnich i wcześniejszych wyborach, wyborca nie miał możliwości zagłosowania przeciwko wszystkim kandydatom. Wygrana Władimira Putina była oczywista, a jedynymi znakami zapytania były: skala tego zwycięstwa oraz poziom frekwencji wyborczej. Otrzymanie 87,3 proc. głosów (w 2018 roku 77,5 proc.) przy frekwencji wyborczej ponad 74 proc. (w ostatnich wyborach 67,5 proc.) można uznać za sukces propagandowy. Protest „W południe przeciwko Putinowi” w zasadzie ograniczył się do kilku największych miast i części obwodów do głosowania za granicą. Trudno, w oparciu o wiarygodne źródła, określić skalę tego protestu. Tak samo trudno zinterpretować odsetek nieważnych głosów, które miały oznaczać sprzeciw wobec Władimira Putina.

Chciałabym jeszcze zapytać o wybory do Parlamentu Europejskiego. Istnieje powszechna opinia, że Polacy najmniej orientują się, o co w nich tak naprawdę chodzi. Czy mógłby pan to wyjaśnić?

Wybory do Parlamentu Europejskiego są specyficzne co najmniej z kilku powodów. Są to jedyne powszechne wybory do instytucji międzynarodowej, gdyż wyborcami są obywatele wszystkich państw Unii Europejskiej. Jednakże PE nie ma takich prerogatyw jak parlamenty narodowe i dlatego też wybory do niego nie cieszą się jakąś wyjątkową popularnością. Ponadto wybrani deputowani nie reprezentują poszczególnych państw czy konkretnych partii z danego państwa, ale europejskie frakcje polityczne. W Polsce specyficzna jest także metoda przeliczania głosów na mandaty, która jest mało zrozumiała dla przeciętnego wyborcy, oraz podział na okręgi wyborcze. W wielu państwach członkowskich UE frekwencja wyborcza do PE była zdecydowanie niższa niż do parlamentu krajowego. W Polsce w 2014 r. było to 24 proc. Jednakże w sytuacji, gdy wybory do PE stają się pewnym rodzajem plebiscytu pomiędzy rządzącymi a opozycją, wtedy zainteresowanie tym rodzajem wyborów znacznie wzrasta. Doświadczaliśmy tego w Polsce w 2019 roku, kiedy to frekwencja wyniosła 46 proc. Prawdopodobnie z podobną sytuacją możemy mieć do czynienia w kontekście najbliższych wyborów do PE w czerwcu tego roku.

Ten nawał wyborów przypada na czasy polaryzacji, populizmu i kryzysu – jak się wydaje – demokracji. Czy w związku z tym obywatele poszczególnych państw będą mieli trudności z podejmowaniem decyzji?

Bez wątpienia, przynajmniej od dwóch dekad mamy kryzys demokracji liberalnej na Zachodzie, a coraz więcej państw próbujących tworzyć zręby systemu demokratycznego zwraca się ku rozwiązaniom autorytarnym, a nawet totalitarnym. Bez względu na społeczeństwo, populizm zawsze jest atrakcyjnie opakowanym produktem kampanii wyborczej. Jest on także odpowiedzią na nieudolność rządzących elit politycznych w rozwiązywaniu podstawowych problemów ekonomicznych i społecznych. Pogłębia się rozwarstwienie społeczne, przybywa rzesza biednych i bardzo biednych ludzi, zanika klasa średnia, a najbogatsi jeszcze bardziej się bogacą. Najdobitniej ilustruje to okres po pandemii. Trudno się więc dziwić, że część wyborców staje się podatna na hasła populistyczne. Coraz częściej dochodzi także do polaryzacji społeczeństwa. Podziału na „my” i „oni” doświadcza coraz więcej państw. Coraz częściej mamy również do czynienia z tym, że w demokracjach bezpośrednich zwycięski kandydat uzyskuje niewiele ponad połowę głosów. Przegrany kandydat często reprezentuje ponad 49 proc. głosujących wyborców, czyli prawie połowa aktywnego elektoratu nie ma swojego przedstawiciela. Taka sytuacja nie sprzyja budowaniu społeczeństwa demokratycznego oraz konsensusu pomiędzy różnymi grupami społecznymi.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Prof. dr hab. Arkadiusz Żukowski jest dyrektorem Instytutu Nauk Politycznych Wydziału Nauk Społecznych UWM oraz przewodniczącym Rady Naukowej Dyscypliny Nauki o Polityce i Administracji. Należy do licznych prestiżowych gremiów, takich jak Rada Doskonałości Naukowej czy Komitet Nauk Politycznych PAN. W badaniach koncentruje się m.in. na teorii systemów wyborczych (zwłaszcza formuły wolnych i uczciwych wyborów) oraz zachowaniach wyborczych.

 

Marcowe wydanie Wiadomości Uniwersyteckich

 

Artykuł ukazał się w marcowym wydaniu „Wiadomości Uniwersyteckich”, których tematem przewodnim były wybory. Z ekspertami z UWM rozmawialiśmy m.in. o politycznych decyzjach, które będziemy podejmowali w najbliższym czasie. Pomogli oni także odpowiedzieć na kilka pytań, które zadajemy sobie zarówno jako obywatele, jak i konsumenci, a dotyczących np. rodzaju ogrzewania w domach, diety czy żywności ekologicznej. W wiosennym numerze znalazły się także teksty o badaniach prowadzonych na UWM oraz najważniejszych sukcesach i wydarzeniach, którymi przez ostatnie tygodnie żyła nasza uczelnia.

Rodzaj artykułu