31 Października 2023

Aktualności


Jestem spełnioną kobietą, szczęśliwą i dumną matką oraz babcią. Wiele osiągnęłam i na wiele mam jeszcze nadzieję. Między innymi na to, że zainspiruję inne pielęgniarki do dalszego rozwoju naukowego – mówi dr hab. Ewa Kupcewicz, wicedyrektor Szkoły Zdrowia Publicznego UWM. Jest pierwszą pielęgniarką w województwie warmińsko-mazurskim, która może pochwalić się takim stopniem naukowym. Droga, którą pokonała, by osiągnąć zamierzone cele, nie była łatwa. Ma za sobą doświadczenie choroby nowotworowej, o której gotowa jest mówić po to, by przypomnieć innym kobietom o profilaktyce.

Za panią duży sukces: jest pani pierwszą pielęgniarką na Warmii i Mazurach, która uzyskała stopień doktora habilitowanego w dziedzinie nauk medycznych i nauk o zdrowiu w dyscyplinie nauki o zdrowiu.

Tak, postępowanie habilitacyjne zostało zakończone 27 września. Było ono prowadzone przez Pomorski Uniwersytet Medyczny, z którym współpracowałam już wcześniej, więc mój warsztat badawczy i droga naukowa są dobrze znane osobom z tego środowiska akademickiego.

W swojej pracy dydaktycznej i naukowej sporo uwagi poświęca pani kwestiom związanym z promocją zdrowia.

Promocja zdrowia to działania umożliwiające ludziom zwiększenie kontroli nad czynnikami warunkującymi stan zdrowia. W ponad 50 proc. na jakość i długość naszego życia wpływ mamy my sami, poprzez zachowania zdrowotne i promowanie zdrowego stylu życia. Jeśli dbamy o siebie, kładziemy nacisk na prawidłowe żywienie, na aktywność fizyczną, na umiejętność radzenia sobie ze stresem (a trzeba dodać, że przewlekły stres działa wyjątkowo destrukcyjnie na nasz organizm), sen, odpoczynek, unikamy wszelkich nałogów, nastawiamy się na pozytywne myślenie, to zdecydowanie pomnażamy rezerwy i potencjał zdrowia. Zwiększamy swoją szansę na zdrowe i szczęśliwe życie. Od systemu ochrony zdrowia, czyli medycyny naprawczej, zależy to tylko w 10-11 proc., a pozostałe niespełna 40 proc. to uwarunkowania środowiskowe i genetyczne.

Wspomniała Pani o destrukcyjnym wpływie stresu. Chyba nie pomylę się, mówiąc, że w zawodzie pielęgniarki jest on stałym elementem i wpływa na zagrożenie syndromem wypalenia zawodowego, którym zresztą zajmuje się pani naukowo?

To prawda. Pielęgniarki w trakcie wykonywania zadań zawodowych narażone są na działanie wielu czynników szkodliwych, uciążliwych i niebezpiecznych, w tym stresorów emocjonalnych i interpersonalnych. Już w latach 50. XX wieku Morris S. Schwartz i Gwen Tudor Will opisali przypadek pielęgniarki pracującej w oddziale psychiatrycznym, która na skutek pełnych napięcia wydarzeń w pracy i działania różnych stresorów zaczęła tracić energię i motywację do pracy, odczuwała zmęczenie i wyczerpanie psychiczne oraz fizyczne, bezsilność, sceptyczność wobec chorych oraz brak radości z wykonywanych zadań pielęgniarskich.

W swojej pracy naukowej podjęłam próbę poszukiwania czynników chroniących pielęgniarki przed wystąpieniem zespołu wypalenia zawodowego i mających związek z poczuciem jakości życia pielęgniarek w kontekście posiadanych zasobów osobistych. Do puli analizowanych zasobów osobistych, które wzmacniają odporność na wypalenie zawodowe i korzystnie wpływają na jakość życia, włączyłam samoocenę globalną, orientację pozytywną łączącą optymizm, samoocenę i poczucie satysfakcji z życia oraz ogólne poczucie koherencji i jej trzy składowe dotyczące poczucia zrozumiałości, zaradności i sensowności, a także umiejętności radzenia sobie ze stresem. To obszar badawczy, który zapoczątkowałam, będąc jeszcze wicedyrektorem do spraw pielęgniarstwa w szpitalu uniwersyteckim. W 23 podmiotach leczniczych na Warmii i Mazurach przebadałam grupę ponad 1800 pielęgniarek, czyli około 22-23 proc. ogółu zatrudnionych na tych stanowiskach. W analizie i ocenie zespołu wypalenia zawodowego wśród badanych pielęgniarek, posłużyłam się duńską koncepcją wypalenia zawodowego, która stanowi, iż głównymi powodami pojawienia się syndromu burnout (syndromu wypalenia zawodowego – przyp. red.) są zmęczenie i wyczerpanie, pojawiające się w sferze działalności zawodowej. Jak się okazało, 28,3 proc. badanych pielęgniarek wskazała na obecność objawów wypalenia w kontaktach z pacjentami, nieco mniej liczna grupa (27 proc.) zauważa u siebie występowanie objawów wypalenia związanego z pracą, a 21,1 proc. podała, że doświadcza objawów wypalenia osobistego.

Zasoby osobiste, które pani wymienia, odnoszą się do dobrostanu psychicznego, prawda? Warto jednak chyba pamiętać, że naszą samoocenę składa się m.in. to, jak zostaliśmy wychowani, czy w oczach rodziców byliśmy „wystarczający”, czy zawsze za mało doskonali.

Tak, bardzo dobrze, że pani poruszyła tę kwestię. Samoocena dziecka jest bardzo ważna w budowaniu jego poczucia własnej wartości. Na drodze socjalizacji nabywamy różnych przekonań, które w dorosłym życiu mogą nam albo bardzo przeszkadzać, albo pomagać. To uwidacznia się m.in. w słowach, które czasem kierujemy szczególnie do dziewczynek, mówiąc im, że czegoś nie mogą, że coś nie jest dla nich, tylko dla chłopców. Jeśli pozwalamy dziecku dokonać wyboru lub samodzielnie rozwiązać jakiś problem, jeśli okazujemy dziecku szacunek, to rośnie w nim poczucie wartości. A to oznacza, że zdobywa zaufanie i szacunek do samego siebie.

A skoro mowa o dziewczynkach: czy pielęgniarstwo przestaje być silnie sfeminizowanym zawodem?

Zawód pielęgniarki jest wciąż bardzo sfeminizowanym zawodem. Ale coraz więcej mężczyzn wybiera ten zawód – około 10 proc. osób studiujących na pierwszym roku pielęgniarstwa to panowie.

 

Świętowanie habilitacji dr hab. Ewa Kupcewicz (w środku) ze swoimi współpracownicami

 

Gdybyśmy miały stworzyć świetną pielęgniarkę lub pielęgniarza, gotową lub gotowego poradzić sobie z wyzwaniami tej pracy, to jakie cechy powinna posiadać taka osoba?

Aby być dobrą pielęgniarką, przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem. To zawód, który wiąże się z powołaniem. Trzeba mieć w sobie takie cechy, które pozwolą nam we właściwy sposób komunikować się z człowiekiem – zarówno zdrowym, jak i chorym. Osoba, która planuje w przyszłości pracować w tej profesji, powinna posiadać umiejętność rozpoznawania własnych emocji, nazywania ich oraz radzenia sobie z nimi, bo to pozwoli jej także dostrzec i rozpoznać stany emocjonalne innych ludzi. Konieczne są empatia, sumienność, otwartość, cierpliwość, pracowitość. Ważne są także lojalność, uczciwość, punktualność oraz umiejętność pracy w zespole.

Te cechy mają wielkie znaczenia dla pacjentów i współpracowników. A jakie pomogą pielęgniarce czy pielęgniarzowi zadbać o siebie? Co pozwoli zrzucić ciężar emocji po wyjściu z oddziału czy przychodni?

To jest bardzo trudne pytanie. Nie da się oddzielić grubą kreską wymagających sytuacji, które mamy w środowisku pracy. Powiem szczerze, że do dzisiaj pamiętam pierwszy zgon dziecka na moim dyżurze. To była siedmioletnia dziewczynka... Pamiętam też inne bardzo trudne sytuacje. Ważne jest, żeby wzmacniać te zasoby osobiste, o których rozmawiałyśmy wcześniej. To nam pozwoli zaopiekować się sobą tak samo dobrze jak pacjentami.

Powraca tu tym samym metafora samolotowej maski, którą najpierw musimy założyć sobie, aby później móc pomóc innym.

Oczywiście. Przez lata swojej pracy pielęgniarki nabywają wiele umiejętności. Ważne jest, aby jedną z nich była także umiejętność radzenia sobie ze stresem. Szczególnie w takich miejscach, jak na przykład oddział intensywnej terapii, na którym o wiele częściej spotykamy się ze śmiercią pacjentów. Przepracowałam na takim oddziale 14 lat, więc wiem, jak ważna jest psychoedukacja personelu i otwartość dyrekcji na umożliwienie pracownikom korzystania ze wsparcia psychologicznego.

Rozumiem, że na takie wsparcie mogą liczyć – także ze strony swoich wykładowców – studenci kierunków medycznych.

Oczywiście. To między innymi dlatego podejmujemy współpracę z najlepszymi przedstawicielami swoich profesji. Nasi studenci mają w nich mentorów.

Przypuszczam, że dla młodych ludzi, którzy rozpoczynają dopiero studia, wyzwaniem może być np. konieczność zmierzenia się ze swoim wstydem czy strachem przed spotkaniem z fizycznością drugiego człowieka. To trudne także dla pacjenta.

To prawda, dlatego tak ważne jest, by studentom podczas zajęć klinicznych czy praktycznych towarzyszyli w tym mistrzowie, czyli nauczyciele akademiccy, którzy mają duże doświadczenie. Warto pamiętać, że czasem w procesie leczenia i pielęgnowania człowieka chorego pomocna może być sama nasza obecność. Dr Urszula Krzyżanowska-Łagowska, pochodzącą z Olsztyna pierwsza prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych w Warszawie, napisała kiedyś tomik wierszy „Wyrazić siebie. Pobądź ze mną”, które są niezwykłym wyrazem jej wewnętrznych przeżyć i sposobu przetwarzania rzeczywistości. Przypominała o tym, jak cenne jest ofiarowanie bliskości lub uwagi osobie chorej. Także dotyk, któremu nie towarzyszy ocena, ma funkcję terapeutyczną.

Mam wrażenie, że przez lata pielęgniarki były postrzegane jako personel podległy lekarzom. Dzisiaj lekarze, z którymi zdarza mi się rozmawiać, mówią wprost: „bez pielęgniarek byśmy sobie nie poradzili, są one tak samo ważne”.

Warto podkreślić, że jesteśmy partnerami w całym procesie leczenia i pielęgnowania pacjenta. Nasz zawód jest zawodem samodzielnym, a zakres kompetencji pielęgniarki na przestrzeni wielu lat mocno się zmienił, bo nabywamy nowe kompetencje. Między innymi od 1 sierpnia 2020 r. pielęgniarki uzyskały uprawnienia do udzielania porady pielęgniarskiej w ramach podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) i wybranych poradni ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS). Pielęgniarka, w zależności od posiadanych uprawnień zawodowych, może np. prowadzić profilaktykę chorób i promocję zdrowia, dobrać sposoby leczenia rany podczas świadczeń leczniczych udzielanych przez pielęgniarkę samodzielnie bez zlecenia lekarskiego, wystawić dalsze recepty na leki zlecone przez lekarza, wystawić zlecenie lub recepty na wybrane wyroby medyczne. Idziemy także w kierunku tzw. koordynowanej opieki pielęgniarskiej. Mamy świetnie rozwinięty system kształcenia na studiach pierwszego i drugiego stopnia, a także kształcenie podyplomowe. Pielęgniarki realizują kursy kwalifikacyjne i szkolenia specjalizacyjne, biorą udział w projektach badawczych i wymianach międzynarodowych, więc naprawdę otwiera się przed nami wiele możliwości. Trzeba z nich tylko korzystać. Ja na przykład nie wyobrażam sobie dzisiaj pielęgniarstwa bez nauki. Cieszy mnie możliwość prowadzenia swoich wieloośrodkowych badań naukowych, prezentowania ich wyników na forum, także międzynarodowym, bo wyniki swojej pracy przedstawiałam np. w Singapurze i Barcelonie.

 

Dr hab. Ewa Kupcewicz (pierwsza z prawej) podczas dyplomatorium w 2022 r.

 

Jako pacjenci jesteśmy pod opieką coraz lepiej wykształconych pielęgniarek. Przypominano nam to także podczas… protestów dotyczących zarobków tej grupy zawodowej. Czy coś zmieniło się na lepsze w tej sprawie?

Na przestrzeni ostatnich kilku lat nastąpiły zmiany w płacach pielęgniarek. Na wysokość pensji ma wpływ szereg czynników, wśród których największą rolę pełni wykształcenie. Mam nadzieję, że idziemy w dobrym kierunku.

Sporo mówi się o tym, że w systemie jest za mało młodych pielęgniarek, że nie następuje wymiana pokoleniowa...

Średnia wieku pielęgniarek na terenie Warmii i Mazur to rzeczywiście ponad 54 lata. Na szczęście jednak wiele osób kontynuuje swoją pracę po uzyskaniu wieku emerytalnego. Ze statystyk wynika też, że coraz więcej osób studiuje pielęgniarstwo. I świetnie, bo to zawód, który otwiera różne możliwości, a pracy nie brakuje. We wrześniu tego roku do systemu ochrony zdrowia wprowadziliśmy np. po raz pierwszy 25 absolwentów z Filii UWM w Ełku, a 17 z nich znalazło pracę w jednym i tym samym szpitalu. To pokazuje, jakie są potrzeby.

Wspomniała pani, jak ważne jest umiejętne odczytywanie emocji pacjenta i jego potrzeb. O doświadczaniu choroby wie pani wiele, także – niestety – z własnego doświadczenia, prawda?

Gdy miałam 30 lat, dowiedziałam się o swojej chorobie nowotworowej. Miałam dwóch siedmioletnich synów, studia, pracę... Śpieszyłam się na egzamin z psychologii, wyczułam guzek w piersi, a dwa tygodnie później byłam już po mastektomii. Byłam pierwszą tak młodą kobietą, u której wykryto nowotwór i u której zdecydowano się na tak radykalną operację. Jednocześnie byłam szalenie zmotywowana, żeby wyzdrowieć. Nie brałam pod uwagę możliwości opuszczenia moich synów, nie mieściło mi się w głowie, by mogło mnie dla nich zabraknąć. Przeszłam operację i wielomiesięczną chemioterapię, robiąc jednocześnie wszystko, żeby jak najszybciej wrócić do formy. Działanie stało się moją dewizą.

Kiedy z panią rozmawiam, życzę jednocześnie każdej kobiecie tyle siły i determinacji. Wiem, że czerpała ją pani z miłości do synów, ale czy mogła pani liczyć także na jakieś wsparcie z zewnątrz?

Tuż po operacji pojawił się u mnie spory obrzęk limfatyczny kończyny górnej, dlatego trafiłam do Zakładu Rehabilitacji Centrum Onkologii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, który prowadziła dr Krystyna Mike, współzałożycielka pierwszego klubu kobiet po mastektomii, animatorka ruchu Amazonek w Polsce. Rehabilitacja, którą mi tam zaproponowano, była kompleksowa i uwzględniała także aspekt psychologiczny. Bardzo wsparły mnie warszawskie amazonki. Rozmawiałyśmy m.in. o różnych strategiach na dalsze życie, wiele z nas miało cel, by przeżyć pierwsze pięć lat, które uznaje się za decydujące. Kiedy to się udało, uznałam trochę żartobliwie, że byłam za skromna w tych swoich prośbach, więc później zaczęłam myśleć o dożyciu do „setki”. I tego się trzymam (śmiech).

Świętowanie habilitacji. Dr hab. Ewa Kupcewicz i jej współpracownicy ze Szkoły Zdrowia Publicznego

 

To, że – jak pani mówi – z działania uczyniła pani swoją dewizę, widać także po rozwoju pani kariery.

Studia ukończyłam w 1993 roku i już wówczas myślałam o doktoracie. Wtedy takich możliwości dla pielęgniarek jeszcze nie było zbyt wiele, więc plany odłożyłam na przyszłość. Odpowiedzialność za zapewnienie synom odpowiedniego wykształcenia i poziomu życia motywowała mnie do podejmowania kolejnych zawodowych wyzwań. Wiedziałam, że nie mam innej możliwości, musiałam inwestować w siebie, w swój rozwój. Skończyłam studia podyplomowe, zostałam naczelną pielęgniarką w ówczesnym 103 szpitalu wojskowym, zrobiłam specjalizację z epidemiologii i higieny. Uczyłam w szkole policealnej i w olsztyńskiej szkole wyższej. Gdy tylko zaczęłam mieć możliwość prowadzenia badań naukowych, zrealizowałam swój cel i obroniłam w 2005 roku doktorat. Kiedy na UWM pojawił się Wydział Nauk Medycznych i ówczesny pan dziekan przechadzał się po korytarzu w dawnym 103. szpitalu wojskowym, zobaczył obok mojego nazwiska dopisek „konsultant wojewódzki w dziedzinie pielęgniarstwa, doktor nauk medycznych”. Zapukał do drzwi mojego gabinetu i zapytał, dlaczego nie pracuję na Uniwersytecie. Tak trafiłam na UWM. A dzisiaj, po kolejnych latach, zakończyłam proces habilitacji. Jestem z tego bardzo dumna i bardzo szczęśliwa. Po wielu latach od momentu, w którym usłyszałam diagnozę, mogę powiedzieć sobie samej, że czuję, że nie zmarnowałam swojej szansy. Jestem spełnioną kobietą, szczęśliwą i dumną matką oraz babcią. Wiele osiągnęłam i na wiele mam jeszcze nadzieję. Między innymi na to, że zainspiruję inne pielęgniarki do dalszego rozwoju naukowego, tym bardziej że teraz już mogę być promotorką rozpraw doktorskich. Nie chcę mojej wiedzy zamknąć w szufladzie, chcę się nią dzielić ze środowiskiem pielęgniarskim.

Słyszałam, że już są osoby, które chcą podążyć wytyczonym przez panią szlakiem!

To prawda, tuż po tym, jak podzieliłam się dobrą wiadomością z moimi koleżankami, kilka z nich zadzwoniło do mnie. Pytały, jak wyglądała procedura związana z habilitacją. Mogę zapewnić, że chętnie będę dzieliła się z nimi moim doświadczeniem i podpowiem tyle, ile będę w stanie. Kiedy w 2000 roku zaczynałam pracę w szpitalu wojskowym, byłam jedyną pielęgniarką z wyższym wykształceniem, dlatego od samego początku motywowałam swoje koleżanki do rozwoju i starałam się ułatwiać im podejmowanie dalszej nauki. W ciągu 15 lat mojej pracy w tym szpitalu, a następnie w szpitalu uniwersyteckim, wiele z nich ukończyło studia pomostowe i studia magisterskie na kierunku pielęgniarstwo oraz zrobiło specjalizacje z różnych dziedzin pielęgniarstwa.

Co sprawia, że ma pani w sobie tyle dobrej energii?

Otaczam się dobrymi ludźmi. Jestem optymistką, lubię nowe wyzwania i strategiczne działania. A poza tym jestem naprawdę szczęśliwą mamą oraz babcią Poli i Leny. Mam wrażenie, że relacje, które zbudowałam z moimi synami, gdy byli dziećmi, są dzisiaj jeszcze bardziej wyjątkowe. Wiele razy usłyszałam od nich, że swoją postawą nauczyłam ich dużo, w tym podejmowania wyzwań.

 

Rozmawiała: Daria Bruszewska-Przytuła

 

 

Ewa Kupcewicz

 

 

   Dr hab. Ewa Kupcewicz jest wicedyrektorką Szkoły Zdrowia Publicznego. Pełni także funkcję Pełnomocnika Rektora ds. rozwoju kierunku studiów pielęgniarstwo.

 

 

Rodzaj artykułu