06 Maja 2024
Aktualności
W reprezentatywnym zbiorze prac umieszczonych w „Starej Kotłowni” zobaczymy zarówno plakaty teatralne i operowe tworzone do przedstawień, jak i dla własnej przyjemności artysty, pod szyldem Teatru Rekwizytornia i Teatru Ulicy. Mamy tu przygotowany na zlecenie Muzeum Narodowego w Gdańsku kalendarz „Wariacje Memlingowskie” z pracami nawiązującymi do „Sądu Ostatecznego” Memlinga i wzruszające plakaty wystaw dyplomowych studentów, w których czuć dumę wykładowcy.
Co je łączy? Fascynująca technika, którą zdradza już tytuł wystawy: „Obrazy rzeczy-wistości”. Główną rolę w tym teatrze grają bowiem rzeczy. Wyszperane na pchlich targach i znalezione na ulicy, powyciągane ze złomowisk i śmietników, stają się czymś więcej niż rekwizytami: są nośnikami znaczenia, składowymi metafory. Nie mogę pozbyć się skojarzenia z asamblażem, do dalekich inspiracji którym przyznaje się sam artysta. Oczywiście, plakaty nie są formą trójwymiarową, jednak perfekcyjne, pozbawione gry światła zdjęcia kompozycji ułożonych z przedmiotów stwarzają wrażenie ich materialnej obecności, złudzenie, że można ich wręcz dotknąć, poczuć pod palcami fakturę.
W pracach Bogusławskiego przedmiot staje się podmiotem. Rzeczy okazują się obdarzone własnym tajemnym życiem, mają swój język, historię i przekaz. W nich samych zawiera się już potencjał retoryczny, sugestia treści. Zniszczenia, pęknięcia, rdza – to nie są błędy do naprawy, to komunikat sam w sobie. Takie podejście kojarzy się ze zwrotem ku rzeczom we współczesnej humanistyce i sztuce, ale można je odnaleźć już w futurystycznym teatrze Marinettiego, w którym przedmioty stawały się głównymi aktorami.
Teatr Rekwizytornia, rozgrywany na powierzchni formatu 100x70 cm, to czasem monodram. Wystarczy jeden mocny obiekt, dobrany tak trafnie, że niesie cały spektakl, jak w przypadku „Mein Kampf” – wygrzebana z targu staroci gipsowa podobizna Hitlera, pęknięta akurat wzdłuż ust, jakby rozrywały go własne słowa. Minimalistyczny jest również Teatr Ulicy, pozbawiony napisów, bo wypatrzony miejski detal sam opowiada całą historię, jak w przypadku podartego materiału za odrapaną okienną ramą, układającego się w znany wszystkim Polakom wizerunek Czarnej Madonny.
Nie dajcie się jednak zwieść pozornej prostocie. Prace profesora są erudycyjne. Nie znając dzieła, wiele tracimy z odczytania plakatu, omija nas błyskotliwość skojarzenia, celność użytego skrótu. Przykład: „Tytus Andronikus” Shakespeare'a, głowa wodza zrobiona z surowego antrykotu przyozdobionego wieńcem laurowym. Możemy zgadywać, że to przywódca wojenny, może zbudował swą potęgę na poświęcaniu żołnierzy na mięso armatnie (pozwolę sobie użyć tej współczesnej metafory, mimo że odnosi się do czasu sprzed armat). Ale gdy wiemy więcej, odsłaniają się kolejne poziomy znaczenia. To najbardziej krwawa ze wszystkich sztuk Shakespeare'a, mówi o składaniu ofiar z ludzi, zawiera wątki kanibalistyczne, stąd, dosłownie, człowiek z mięsa.
Możemy zatem dzięki tej wystawie poczuć się zachęceni do tego, by czytać, być aktywnym uczestnikiem kultury rozumiejącym jej kody, ale przede wszystkim do tego, by nauczyć się uważnie patrzeć na rzeczy-wistość. To życiowa i twórcza postawa Tomasza Bogusławskiego. Jego sposób pracy sprawia, że cały czas jest w trybie czujności, poszukiwania. Nastawiony na wyławianie z oceanu codzienności takich przedmiotów, które opowiadają historie, potrafi zobaczyć Tumora Mózgowicza w ziemniaku podczas zwykłych zakupów. Jest to piękna metafora procesu twórczego w ogóle. Artysta to ten, który umie patrzeć, umie czytać znaki i zestawiać je w nowe opowieści. Tomasz Budzyński powiedział kiedyś, że artysta nie tyle tworzy, co odkrywa to, co już jest. Życzę nam wszystkim takiego odkrywczego spojrzenia na świat i własne życie, dostrzegania sensu w tym, co niepozorne lub pęknięte. A po inspiracje zapraszam już teraz do Starej Kotłowni.
Justyna Artym
Fot. Ścibor Ciepielewski
Więcej zdjęć z wernisażu można obejrzeć na >>> profilu facebookowym galerii