21 Marca 2024

Aktualności


Nadia Wierszewska jest studentką architektury krajobrazu na Wydziale Rolnictwa i Leśnictwa, a jednocześnie laureatką Konkursu Literackiego o Trzcinę Kortowa. Jej zdaniem i wybrane przez nią studia, i pisarska pasja wypływają z podobnego źródła, którym jest potrzeba tworzenia. W Światowym Dniu Poezji, który przypada 21 marca, publikujemy wywiad, który z Nadią Wierszewską przeprowadziła Karolina Dados, studentka filologii polskiej.

Po pierwsze, gratuluję wygranej w konkursie. Czy czujesz, że to był dla ciebie duży sukces?

Tak, zdecydowanie. Już wcześniej chciałam wziąć udział w tego typu konkursie, ale jednak bałam się, nie wiedziałam, czy te wiersze są wystarczająco dobre.

Od czego zaczęła się twoja przygoda z poezją?

Od dziecka bardzo dużo czytałam. Potrafiłam spędzić całe dnie, czytając książki różnego typu. I uwielbiałam słowo pisane. To mnie fascynowało i w pewnym momencie poczułam też chęć tworzenia czegoś. Od tego się właśnie zaczęło. To nie była tylko poezja, to była też na przykład proza, jakieś krótkie opowiadania, po prostu słowo pisane. Potem poszłam bardziej w wiersze. One nie były regularnie tworzone, tak bardziej okazyjnie, jak napłynęła wena.

 

Studenci nagrodzeni w Konkursie Literackim o Trzcinę Kortowa
Studenci nagrodzeni w Konkursie Literackim o Trzcinę Kortowa

 

Czy masz jakąś swoją ulubioną formę?

To zależy od dnia, od tego, jak się czuję. Jest coś takiego, że czuję, że muszę coś napisać, że to się tak zbiera, nawarstwia, że ta ściółka dla jakiegoś lasu się tworzy i coś trzeba z tym zrobić, jakoś trzeba nadać temu formę. I przychodzi taki moment, w którym po prostu coś klika i wersy zaczynają mi się same układać w głowie. To jest taki moment, kiedy się wyłączam i to, co we mnie jest, muszę jakoś przelać, uformować. No i co z tego wyjdzie, to wyjdzie: czy to będzie taka bardziej luźna poezja, czy to będzie jednak jakiś uformowany wiersz, czy to będzie jakieś takie opowiadanko, czy może jakiś pomysł właśnie na jakąś taką większą realizację, której nie dokończę.

Co dla ciebie jest inspiracją? Życie, uczucia, czy też coś więcej?

Na pewno piękno zawarte w twórczości innych ludzi, to, że inni ludzie dookoła mnie też widzą to, jak piękny, złożony i skomplikowany, absurdalny jest ten świat. Ja kocham absurdy i w tych trzech wierszach, które zostały wysłane na konkurs, zamieściłam kapkę absurdu. Absurd zawsze się przewija przez moje życie, przez życie innych ludzi i na początku może to być strasznie denerwujące, jak cały czas pojawia się coś, czego się w ogóle nie spodziewamy, co wydaje nam się szalone, nieoczywiste. Po jakimś czasie zaczynamy się do tego przyzwyczajać i jak dzieją się jakieś dziwne rzeczy, to się dzieją. Potem zaczynam dostrzegać w nich piękno, to, że nigdy nie jest nudno, że nawet takie rzeczy, które mogą być męczące, urozmaicają ten dzień. To są takie momenty, o których chcę opowiadać, które chcę przekazywać innym ludziom. To jest coś ulotnego, a zarazem coś, co trwa. Bardzo lubię takie rzeczy, które istnieją na granicy, bardzo ciężko jest je uchwycić słowem, bo słowo to jednak język, narzędzie, które każdy z nas musi opanować na swój własny sposób i każdy z nas za pomocą tego narzędzia tworzy różne rzeczy. To jest piękne.

 

>>> Wiersze nagrodzonych uczestników XIII Konkursu Literackiego o Trzcinę Kortowa

 

Twój kierunek studiów dość mocno odbiega od nauk humanistycznych i pisania…

Dla mnie i poezja, i architektura krajobrazu to jest nakierowywanie człowieka na jakiś widok, ale też tworzenie czegoś. Na pewno obie te dziedziny nakładają się na siebie poprzez różnorodność tego, co można z nimi zrobić. I tak jak słowem pisze się właśnie jakiś obraz, tworzy się go w taki sposób, żeby przekazać uczucia, jak my odczuwaliśmy ten moment w naszym życiu, to tak samo projektując krajobraz, tworzy się uczucia, o których potem ktoś może pisać, więc to się przeplata.

Czy udział w Konkursie Literackim o Trzcinę Kortowa uznajesz za jednorazową przygodę? A może, jak już nabrałaś trochę pewności, że się udało, to planujesz gdzieś dalej wysyłać swoje teksty? Zarówno poezję, jak i opowiadania?

Na pewno. Już patrzyłam na kilka konkursów, w których są na przykład nagrody pieniężne, więc może się odważę. Mam kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt takich wierszy porozsypywanych po domu, po telefonie, po starych notatnikach, więc gdybym je zebrała jakoś w jedno miejsce, poprzeglądała je, na pewno znalazłoby się coś, co można by jeszcze spożytkować. Cały czas też piszę nowe wiersze, a po tym, jak wygrałam ten konkurs, to już w ogóle obrodziło.

>>> Dni Języka Ojczystego na UWM: spotkanie z Sylwią Chutnik, wykłady, dyktando 

Często poezja jest formą wyrażenia uczuć i swoich doświadczeń. Czy u ciebie jest podobnie?

Tak, ale to też jest potrzeba kreowania czegoś pięknego, potrzeba tworzenia sztuki. Jest coś takiego, że chce się stworzyć coś, co będzie piękne, coś, co będzie wzruszać, coś, co będzie rezonować z innymi. To jest ta sfera, w której słowa nie oddają tego, co chce się wyrazić, to już jest ten moment, w którym po prostu trzeba się nimi bawić, w którym z takiego zwyczajnego użytkownika języka przechodzisz jednak w kogoś, kto zamienia się w rzemieślnika.

 

Nadia Wierszewska

 

Mówiłaś, że pisałaś też opowiadania. O czym one były?

Pisałam głównie o przyrodzie. Moją inspiracją jest moja rodzinna wieś, Drwęck. Kiedy wracam i przekraczam aleję drzew, która się pięknie otwiera na krajobraz, to czuję, że to jest już dom, że to jest to miejsce, do którego ja należę, do którego chcę należeć i o którym chcę tworzyć i pisać. Mam też na pewno kilka wierszy o Drwęcku, jedno opowiadanie napisałam też o nim, o jego absurdach. To jest nietypowe miejsce do dorastania i zrodziło dużo takich ciekawych, również nietypowych doświadczeń, dziwnych, bardzo dziwnych, o których po prostu chce się pisać i chce się dzielić tym pięknem do tej takiej małej ojczyzny z resztą świata. Bo inni nie mieli szansy tego doświadczyć, a to jest coś cudownego.

Które miejsce daje ci największą inspirację, sprawia, że odpoczywasz i jest ci najłatwiej się skupić i pisać?

Na pewno okno w salonie mojej mamy, które wychodzi na drogę prowadzącą właśnie do źródeł Drwęcy lub skarpa położona nad jeziorem. Jak się wchodzi na źródła, to jest kompletnie inny świat, miejsce nie do opisania. Był też taki mały zagajnik, ale niestety wszystkie te drzewa, które tam rosły, zostały wycięte w zeszłym roku i myślałam, że się po prostu popłaczę, jak to zobaczyłam, bo to było moje ulubione miejsce, chciałam tam spędzić moje dwudzieste urodziny. Na pewno jednak zrobię to w tym roku, mimo że tych drzew już tam nie ma i wiem, że to miejsce się całkowicie zmieni. W tym też próbuję znaleźć coś pięknego, próbuję zaakceptować właśnie te zmiany, bo one są jednak nieuchronne, to jest coś, na co nie mamy wpływu.

Czy jest jakaś platforma, miejsce, gdzie publikujesz swoje dzieła?

Nie, leżą w szufladzie.

Co mogłabyś doradzić osobom, które zaczynają swoją przygodę z poezją?

Polecam otoczyć się jak największą liczbą różnych autorów, nie tylko z Polski. Mnie na przykład bardzo inspirowała kultura japońska. Ogółem polecam zapoznanie się z całością tego świata, z próbą zrozumienia go, z wystawianiem siebie na nowe doświadczenia, bo wtedy człowiek nie stoi w miejscu, musi się dostosować do tego, co się dzieje w danym momencie i przeżywając te wszystkie nowe rzeczy, będzie jednak sam się zmieniał, będzie się doskonalił i na pewno znajdzie poprzez to więcej odwagi w sobie.

Rozmawiała Karolina Dados

 

 

„Studenckie rozmowy” to cykl tekstów publikowanych na stronie Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Autorami wywiadów są osoby realizujące w „Wiadomościach Uniwersyteckich” praktyki studenckie. Do rozmów zapraszają koleżanki i kolegów z różnych kierunków studiów, by lepiej poznać ich pasje.

 

 

 

Rodzaj artykułu