28 Sierpnia 2024

Aktualności


O popularności obiektów agroturystycznych i różnych pomysłach na nie opowiada dr Joanna Zielińska-Szczepkowska z Wydziału Nauk Ekonomicznych UWM, która realizuje badania pilotażowe na obszarach wiejskich na temat wpływu pandemii Covid-19 na zachowania turystyczne.

Zajmuje się pani badaniem zachowań turystycznych po pandemii. Projekt dofinansowany jest przez Narodowe Centrum Nauki. Dlaczego wybrała pani badania na obszarach wiejskich? 

Pojawiło się wiele raportów i opracowań naukowych, według których pandemia COVID-19 wpłynęła na wzrost zainteresowania turystyką krajową, a przede wszystkim turystyką na obszarach wiejskich. W pierwszym okresie pandemii byliśmy zamknięci w domach. Szczególnie te osoby, które mieszkały w budownictwie wielorodzinnym i nie miały własnego ogródka, pragnęły kontaktu z naturą i poszukiwały miejsc oddalonych od miast, na łonie przyrody. Dlatego też popularna stała się turystyka na obszarach wiejskich, w tym agroturystyka, która jest częścią turystyki wiejskiej. W projekcie zaplanowałam wyjazdy do 40. wybranych losowo gospodarstw agroturystycznych, zlokalizowanych w sześciu województwach w Polsce. Dodatkowo nie są to gospodarstwa agroturystyczne położone obok siebie, tylko po jednym obiekcie z każdego powiatu, w którym zgodnie z danymi GUS w 2020 r. było największe natężenie agroturystyk. W każdym z gospodarstw przeprowadzam badania jakościowe oraz ilościowe. Zaplanowałam 40 wywiadów z gospodarzami, a dodatkowo proszę ich gości o wypełnienie krótkiej ankiety na temat oczekiwań turystycznych związanych z pobytem na wsi.  

Projekt składała pani już po pandemii? 

Wniosek składałam we wrześniu 2021 r. w konkursie MINIATURA 5, kiedy byliśmy już w drugim sezonie pandemicznym i panowały jeszcze obostrzenia. Po otrzymaniu grantu musiałam zawiesić realizację projektu ze względu na urlop rodzicielski. Badania rozpoczęłam w czerwcu tego roku. Łączę pracę naukową z rodzicielstwem i podróżuję z małym dzieckiem. W projekcie zaplanowałam, że w każdej agroturystyce spędzę dwie noce, tak aby mieć czas na wywiad z gospodarzami, inwentaryzację miejsca oraz rozmowy z turystami. Niestety z uwagi na inflację ceny noclegów w obiektach agroturystycznych znacząco wzrosły od 2021 r., a budżet mojego projektu jest ograniczony. Nie przewidziałam też, że wiele agroturystyk przyjmuje gości na pobyty długoterminowe z uwagi na to, że najczęściej gospodarze sami sprzątają pokoje. To dla mnie cenna lekcja pod kątem planowania przyszłych badań naukowych. 

dr Joanna Zielińska-Szczepkowska w jednej z agroturystyk podczas prowadzenia swoich badań

W ilu obiektach robiła pani już badania? 

Odwiedziłam już ponad 20 obiektów z 40 zaplanowanych. Do końca września tego roku planuję zakończyć swoje wyjazdy i rozpocząć opracowywanie wyników. Do tej pory byłam w województwach podkarpackim, małopolskim, pomorskim oraz części warmińsko-mazurskiego. Za chwilę wyruszam do województw: wielkopolskiego i dolnośląskiego. Właściciele gospodarstw agroturystycznych podczas moich wywiadów mówili, że początkowo w trakcie pandemii, kiedy pierwsze obostrzenia trwające do 4 maja 2020 r. zostały trochę poluzowane, telefony się rozdzwoniły. Sezon letni 2020 i 2021 był dla wielu z nich bardzo dobry pod względem liczby gości. Jednak w lutym 2022 r. pojawił się kolejny kryzys związany z wybuchem wojny w Ukrainie, mający, jak wynika z moich rozmów, ogromny wpływ na rozwój turystyki wiejskiej. Szczególnie na Podkarpaciu, z uwagi na bliskość granicy z Ukrainą, wielu gości z dnia na dzień odwoływało swoje rezerwacje. Pamiętam taką rozmowę w jednym z obiektów agroturystycznych koło Komańczy. Właściciele, którzy prowadzą tę agroturystykę od 2016 r., postawili na nią dosłownie wszystko. Ta działalność była ich wielkim marzeniem. Przez wiele lat ciężko pracowali w USA, aby pozwolić sobie na zakup nieruchomości w Polsce. Mówią, że pierwszy raz zastanawiają się nad tym, czy nie sprzedać swojego gospodarstwa. Od początku wojny mają bardzo mało rezerwacji. Wiąże się to dla nich z tak trudną sytuacją finansową, że gospodarz zmuszony był do znalezienia innego sposobu zarobkowania. Rok temu zrobił on uprawnienia kierowcy tira, aby mieć środki finansowe na spłatę kredytów. W gospodarstwach agroturystycznych położonych w Małopolsce, na Mazurach oraz Kaszubach wojna w Ukrainie nie odcisnęła aż tak dużego piętna na liczbie rezerwacji noclegów. Miała ona jednak inne znaczenie – drastyczny wzrost cen paliw spowodował konieczność zamknięcia późną jesienią, zimą oraz wczesną wiosną tych obiektów, które bazują na ogrzewaniu olejowym, tak aby nadal były one rentowne. Ponadto pojawił się nowy segment gości odwiedzających badane przeze mnie obiekty – ukraińskie kobiety wraz z dziećmi chcące spotkać się ze swoimi małżonkami pracującymi w Polsce lub Niemczech. Ci mężczyźni zdecydowali się nie wracać do kraju ogarniętego wojną, ponieważ zgodnie z prawem zostaliby przymusowo wcieleni do wojska. Takich gości spotkałam w kilku odwiedzanych obiektach zarówno na Podkarpaciu, jak i w Małopolsce. 

Jak duże obiekty pani odwiedza? 

Obowiązujące przepisy nie definiują pojęcia „gospodarstwo agroturystyczne” ani „agroturystyka”. Najczęściej – sięgając do potocznego znaczenia tych terminów – rozumie się przez nie świadczenie usług turystycznych przez rolników w ich gospodarstwach. Jednocześnie tego rodzaju działalność podlega przepisom wielu różnych aktów normatywnych, przede wszystkim odnoszących się do wymogów, jakie musi spełnić gospodarstwo rolne, aby móc świadczyć w nim takie usługi oraz kwestii opodatkowania tej działalności. Ułatwieniem dla rolników prowadzących działalność agroturystyczną jest fakt, że nie płacą oni podatku dochodowego od osób fizycznych. Jednym z warunków jest jednak to, aby taka kwatera agroturystyczna nie miała więcej niż 5 pokoi na wynajem. Przez lata agroturystyka kojarzyła się wielu Polakom z czynnym gospodarstwem rolnym, w którym będą zwierzęta, maszyny rolnicze, jakaś uprawa zbóż czy sady owocowe. Podczas swojej trasy badawczej zauważyłam, że tak naprawdę tylko jednostkowe gospodarstwa agroturystyczne mają obecnie charakter rolniczy oraz są w nich inne zwierzęta niż psy i koty. Na obszarach górskich, gdzie rolnictwo jest nisko dochodowe, duża część gospodarzy pracowała gdzieś na etacie i dodatkowo przyjmowała turystów. Byłam w małych, średnich i bardzo dużych agroturystykach, również takich, które zaczynały swoją działalność wiele lat temu, a dziś stanowią prężnie działające firmy rodzinne, mające nadal agroturystykę w nazwie. Jeden z takich obiektów położnych w województwie pomorskim, zapamiętałam w sposób szczególny. Na Kaszubach pani, która rozpoczynała działalność agroturystyczną 25 lat temu, zaczęła od wynajmowania pokoi w swoim domu. Razem z mężem i trójką dzieci w sezonie wakacyjnym przenosili się na strych, a na parterze wynajmowali trzy pokoje dla gości. Na UWM wykładam fundusze europejskie i opowieść tej pani o korzystaniu z wszystkich możliwych programów unijnych była dla mnie niezwykle budująca. Właścicielka po kilku latach przekształciła swój obiekt agroturystyczny w działalność handlowo-usługową. W zeszłym roku po drugiej stronie ulicy wybudowała nowy pensjonat, w którym prowadzi trzy sale weselne. Zaczynała od małej stadniny koni. Powiedziała mi, że kiedy rozpoczynała działalność agroturystyczną pod koniec lat 90., miała marzenie, aby kiedyś do jej obiektu mógł wjechać cały autobus i żeby jego pasażerowie mogli tam przenocować. Teraz może ugościć pasażerów z trzech autobusów. Gospodyni w tym roku przeszła na emeryturę i stworzyła z agroturystyki firmę, w której pracują jej dorosłe dzieci. Sama jest nadal czynna zawodowo - organizuje wieczory kaszubskie i prezentuje na nich regionalne potrawy. Ponadto wciąż jest ona osobą zarządzającą oraz inicjatorką kolejnych inwestycji dofinansowanych z funduszy europejskich. W tej agroturystyce nie ma mowy o nudzie, bowiem gospodyni co roku wymyśla nowe atrakcje i korzysta z różnych możliwości dofinansowania. Podczas moich rozmów z turystami, którzy tam byli, okazało się, że niektórzy odpoczywali tam już ósmy raz.  

dr Joanna Zielińska-Szczepkowska podczas przeprowadzania wywiadu do swoich badań

Jakie ma pani obserwacje po odbytych rozmowach? Z jakimi trudnościami zmierzyły się agroturystyki po pandemii? Bon turystyczny był jakąś formą pomocy, ale czy teraz gospodarze nie czują się zostawieni sami sobie? 

Większość agroturystyk, w których byłam, korzystała z rządowego programu Polski Bon Turystyczny. Jedna pani, z którą przeprowadzałam wywiad, była niezadowolona z uczestnictwa w programie, ponieważ miała bardzo dużo problemów z turystami, którzy realizowali u niej bon. Jej zdaniem często były to rodziny, które pierwszy raz w życiu gdzieś wyjechały na wakacje. Goście byli hałaśliwi, nie stosowali się do zasad w obiekcie, nie reagowali na zwracanie uwagi. Pozostali gospodarze byli zadowoleni, że weszli w ten program. Wspólnym mianownikiem moich wywiadów jest to, że w tym roku jest dużo gorzej pod względem rezerwacji noclegów, niż było to przed pandemią, w jej trakcie i chwilę po niej. Spostrzeżenia właścicieli kwater agroturystycznych potwierdzają raporty i statystyki branżowe. Według opracowania portalu wakacje.pl jest to bardzo dobry rok dla sprzedaży wycieczek zagranicznych. Polacy rzadziej wybierają odpoczynek w Polsce, a częściej decydują się na wyjazdy zagraniczne. Jedną z przyczyn może być inflacja i wzrost cen w naszym kraju. 

Funkcjonuje przekonanie, że agroturystyka jest tania.  

Taka była kiedyś, ale to się zmieniło. Agroturystyki stają się obecnie miejscami luksusowymi, modnymi. Noclegi w nich nie należą do tanich. Takie obiekty to często miejsca premium dla rodzin czy dla biznesu. W ostatnich latach w Polsce popularny stał się portal rezerwacyjny slowhop.pl, promujący obiekty noclegowe, w których można odpocząć w stylu slow. Korzystałam z niego tworząc bazę obiektów do badań, bo są tam też agroturystyki. Przydała mi się także seria książek „Odetchnij od miasta”. Opisane tam miejsca naprawdę robią wrażenie. W kilku z nich udało mi się być, m.in. w domu gościnnym na Podkarpaciu. Gospodarze są weganami i oferują gościom wegańskie posiłki. Przyjeżdżają do nich goście z korporacji z Warszawy, żeby odpocząć, poleżeć na trawie, skorzystać z ich bogatej biblioteki. W domu nie ma telewizora, ale jest stara stodoła, w której w tym roku pojawił się rzutnik do oglądania filmów. Właścicielka interesuje się modą, więc ma w tej stodole szafę z modą vintage, z której można coś kupić. Gospodarze mają określony profil gości, których chcieliby zaprosić do swojego domu i to do nich kierują komunikację na Instagramie. Tego miejsca nie odwiedzają np. seniorzy. Niektóre miejsca są nastawione np. na grzybiarzy i mają suszarnie na grzyby. Inne obiekty mają ofertę dla rodzin z małymi dziećmi albo pasjonatów regionalnej historii. Jest też coraz więcej agroturystyk, które przyjmują tylko osoby dorosłe. 

Co panią najbardziej zaskoczyło w czasie prowadzonych badań?  

Chyba najbardziej zaskoczył mnie człowiek. Kolejny raz przekonałam się, że to, czy dana agroturystyka będzie się rozwijała czy nie, niekoniecznie zależy od miejsca, ale od właściciela, który ją prowadzi. Byliśmy w takiej agroturystyce na Podkarpaciu, która wcale nie była zlokalizowana w miejscu ciekawym krajobrazowo. Natomiast właścicielka powiedziała mi podczas wywiadu: „My mamy obłożenie przez cały rok, tu jest autostrada”. Pani zaczęła opowiadać, jak otwiera się na różnych gości, np. w czasie pandemii można było w jej obiekcie przeżyć kwarantannę, a posiłki były dostarczane pod drzwi pokoju. Kiedy pojawiła się wojna w Ukrainie, ukraińskie kobiety spotykały się u niej z mężami pracującymi poza granicami swojego kraju. To przykład na to, jak można elastycznie podchodzić do swojego biznesu. Rozwijają się agroturystyki, które szukają swojej specjalizacji, a w stagnacji są te, których gospodarze tylko narzekają, że jest źle. Specjalizacją tej pani z „autostrady” były pyszne śniadania. Każdego dnia wstawała o 4:00 nad ranem i piekła pieczywo na zakwasie. Robiła także desery bezowe. Śniadanie u niej to była prawdziwa uczta, takiego nie jadłam nigdzie, a sporo w swoim życiu podróżowałam. Moim zdaniem ważny jest pomysł gospodarza na miejsce i otwartość na gości. Inny właściciel obiektu, który odwiedziłam, prowadził w Małopolsce agroturystykę w miejscu uważanym za punkt obserwacyjny marszałka Piłsudskiego. On sam był absolwentem historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. W tym miejscu ucztą były dla gości rozmowy z właścicielem o historii lokalnej. W niektórych agroturystykach właściciele nie są dostępni, a on był obecny, organizował różne spotkania, proponował rozmowy, można było ugotować coś w jego kuchni. Miał wielkie zaufanie do swoich gości. I to też była wartość tego miejsca.  

Rozmawiała Anna Wysocka

zdjęcia: archiwum dr Joanny Zielińskiej-Szczepkowskiej  

 

Dr Joanna Zielińska-Szczepkowska pracuje w Katedrze Polityki Gospodarczej UWM. Zajmuje się polityką spójności UE, rozwojem regionalnym i lokalnym oraz gospodarką turystyczną. Odbyła liczne staże naukowe oraz dydaktyczne w kraju (Uniwersytet Warszawski) i za granicą (Finlandia, Portugalia, Niemcy, Belgia, USA). Wykonawca projektów krajowych i międzynarodowych (m.in. z NCN, KOWR, Programu Erasmus+).  

Rodzaj artykułu