22 Września 2025
Aktualności
Pani doktor, proszę opowiedzieć o swoich zainteresowaniach naukowych.
Moje badania koncentrują się obecnie na strategiach polityki gospodarczej w budowaniu konkurencyjności państw. Pracuję nad książką poświęconą temu zagadnieniu, w której analizuję fundamenty konkurencyjności ze szczególnym uwzględnieniem roli instytucji i polityki gospodarczej. Do jej przygotowania przyczynił się m.in. krótki wyjazd badawczy do Berlina w ramach grantu dziekańskiego, dzięki któremu przeprowadziłam kwerendę i zgromadziłam potrzebne materiały.
W 2025 r. ukazały się dwie książki mojego współautorstwa w prestiżowym wydawnictwie Routledge: „The Economics of Russia’s War in Ukraine. Impact Analysis of Economic Policy and Finance” (przygotowana wspólnie z dr Maryaną Prokop i prof. Natalią Struk) oraz „Gender Equality in the EU and Ukraine. Women’s Rights in a Time of War”, w którym pełnię również rolę współredaktorki (wraz z prof. Agatą Włodkowską i dr Maryaną Prokop). Na 2026 r. planowana jest również publikacja pt. „National Strategy and Global Competitiveness. Human Behaviour and Market Dynamics in the Age of Competition”, którą napisałam wspólnie z dr. Ihorem Hurniakiem z Uniwersytetu im. Iwana Franki we Lwowie.
W jakim stanie znajduje się ukraińska gospodarka?
Ukraińska gospodarka funkcjonuje dziś w warunkach wyjątkowo trudnych – w cieniu wojny i dzięki dużemu wsparciu międzynarodowemu, przede wszystkim ze strony Unii Europejskiej. Tempo wzrostu gospodarczego utrzymuje się na poziomie ok. 2-2,5 proc. rocznie, co oznacza, że po dramatycznym spadku PKB w 2022 r. (o blisko 30 proc.) gospodarka jeszcze się nie odbudowała. Szacunki wskazują, że do poziomu z 2021 r. uda się wrócić dopiero około 2030 r. Wciąż bardzo wysoka pozostaje inflacja (12-15 proc.), a stopy procentowe utrzymywane są na bardzo wysokim poziomie (15,5 proc.). Wydatki publiczne zostały podporządkowane wojnie – na obronność trafia dziś ponad 30 proc. PKB, a sam sektor obronny stał się jednym z głównych motorów innowacji technologicznych. Dochody państwa rosną, ale w sposób obciążający zwykłych obywateli i legalnie działające firmy. Niestety, w dużej mierze nietknięta pozostaje również szara strefa. Koszty odbudowy kraju szacuje się obecnie na ponad 500 miliardów dolarów, co pokazuje skalę wyzwań, ale i potencjalnych szans inwestycyjnych.
Myślę, że warto wspomnieć jeszcze o medycynie i ochronie zdrowia, bo paradoksalnie wojna stała się impulsem do rozwoju tego sektora.
Rzeczywiście, ogromna liczba rannych na froncie wymusiła rozwój nowoczesnej chirurgii, w tym zabiegów rekonstrukcyjnych i transplantologii, a także przyspieszyła wdrażanie technologii, takich jak roboty chirurgiczne, biodruk 3D czy hybrydowe sale operacyjne. W dużo większym zakresie zaczęła być wykorzystywana również sztuczna inteligencja, która wspiera m.in. diagnostykę obrazową i endoskopię, a także przyspiesza i zmniejsza koszty produkcji leków. Cyfryzacja diagnostyki patomorfologicznej i laboratoriów umożliwia zdalne konsultacje i automatyzację procesów, a farmaceuci stopniowo przejmują rolę doradców terapeutycznych. Zatem to prawda, że wojna stała się impulsem do modernizacji systemu ochrony zdrowia, który w wielu obszarach stał się – nomen omen – poligonem doświadczalnym dla wprowadzania najnowocześniejszych rozwiązań.
Proszę wyjaśnić pojęcie bezpieczeństwa ekonomicznego.
Bezpieczeństwo ekonomiczne można zdefiniować jako stan, w którym gospodarka funkcjonuje w sposób stabilny, przewidywalny i odporny na zagrożenia, a jej zasoby zapewniają warunki do rozwoju i samodzielnego działania w obliczu wyzwań globalnych. Wyróżnia się kilka wymiarów bezpieczeństwa ekonomicznego: makroekonomiczny (stabilność finansów publicznych, systemu monetarnego, polityki fiskalnej), strukturalny i sektorowy (zdolność do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, żywnościowego, dostępu do surowców strategicznych oraz kontroli nad kluczową infrastrukturą), geopolityczny (odporność gospodarki na presję zewnętrzną) oraz społeczny (poziom zatrudnienia, jakość kapitału ludzkiego i redystrybucja dóbr, które determinują poczucie bezpieczeństwa obywateli).
Na szczycie NATO w Hadze w czerwcu br. ustalono, że do 2035 r. państwa członkowskie mają wydawać co najmniej 5 proc. PKB na obronność. Nie da się ukryć, że głównym impulsem do podjęcia tej decyzji była tocząca się w Ukrainie wojna, ale pobudek z pewnością jest więcej.
Wyższe i stabilne nakłady na zdolności bojowe zmniejszają ryzyko takich zjawisk, jak przerwane łańcuchy dostaw, gwałtowne wzrosty cen energii czy wyższe koszty finansowania w regionach bliskich konfliktu, które zawsze są najkosztowniejsze pod względem ekonomicznym. Innymi słowy, jeśli NATO jest wiarygodne i silne, to spada prawdopodobieństwo samego konfliktu, a także skala możliwych gospodarczych wstrząsów. Warunek jest jednak kluczowy: środki muszą faktycznie przekładać się na amunicję, systemy obrony przeciwlotniczej, logistykę i szkolenie rezerwistów, a nie być tylko zabiegiem księgowym. Decyzja ta ma więc sens strategiczny i ekonomiczny, ale – raz jeszcze podkreślam – tylko wtedy, gdy łączy trzy elementy: zdolności bojowe, bazę przemysłową oraz infrastrukturę podwójnego zastosowania.
W tych 5 proc. PKB jest rozróżnienie, że 3,5 proc. wydatków ma być przeznaczane na tzw. „twardą obronność”, a 1,5 proc. na infrastrukturę. Co to dokładnie oznacza?
Twarde wydatki są przeznaczane na: żołnierzy, jednostki, paliwo, części, amunicję, modernizację, szkolenia, serwis oraz badania i rozwój, czyli to, co jutro decyduje o zdolnościach bojowych. Natomiast wydatki na infrastrukturę obejmują: budowę dróg i mostów przeznaczonych do ciężkiego sprzętu wojskowego, portów i kolei do przerzutu wojsk, a także na cyberbezpieczeństwo i budowę sieci energetycznych, odporność cywilną, wybrane wydatki przemysłowe oraz pomoc wojskową dla Ukrainy. Takie inwestycje służą wszystkim na co dzień i przydają się na tzw. czarną godzinę, gdyby przydarzył się jakiś konflikt. Warto też podkreślić, że rozbudowa sieci transportowej, energetycznej czy cyfrowej wzmacnia nie tylko odporność militarną, ale i konkurencyjność gospodarki, tworząc nowe miejsca pracy i stymulując rozwój przemysłu budowlanego oraz logistycznego. Również inwestycje w nowoczesne systemy uzbrojenia i technologie wojskowe sprzyjają postępowi technologicznemu w obszarach cywilnych – przykładem są innowacje w lotnictwie, energetyce czy komunikacji satelitarnej, które często wywodzą się z badań finansowanych pierwotnie dla potrzeb obronnych. W tym sensie część nakładów obronnych działa jak klasyczna polityka przemysłowa, pobudzając innowacyjność i modernizację gospodarki.
Według najnowszych danych Polska już teraz wydaje 4,48 proc. PKB na obronność. Generalnie, najwięcej środków na ten cel przeznaczają państwa bałtyckie, co ma oczywiście związek z położeniem geograficznym blisko Rosji i konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Czy to rzeczywiście sprawia, że państwa te mogą czuć się bezpieczniej?
To, że Polska czy kraje bałtyckie już dziś wydają na obronność znacznie powyżej średniej NATO, przede wszystkim zwiększa ich wiarygodność odstraszania, co przekłada się bezpośrednio na bezpieczeństwo ekonomiczne. Wysokie nakłady mają także efekt przemysłowy i polityczny: wzmacniają krajową bazę produkcyjną oraz pozycję Polski i państw bałtyckich w ramach NATO, co również zwiększa ich bezpieczeństwo ekonomiczne. Inwestorzy i rynki finansowe reagują bowiem nie tylko na dane makroekonomiczne, ale też na ocenę stabilności polityczno-militarnej, więc wyższe nakłady na obronę obniżają tzw. premię ryzyka i ułatwiają pozyskiwanie kapitału.
Podczas obrad na wspomnianym szczycie w Hadze, opór przed wprowadzeniem nowego planu wydatków na obronność przejawiała Hiszpania. Premier Pedro Sanchez argumentował to m.in. tym, że odbędzie się to kosztem reform w kraju. Podobne poglądy wyrażają przeciwnicy tego rozwiązania w Polsce.
Argument, że zwiększone wydatki obronne odbędą się kosztem reform społecznych czy transformacji energetycznej, ma swoje uzasadnienie polityczne i fiskalne, zwłaszcza w państwach o ograniczonej przestrzeni budżetowej. W naukowych analizach podkreśla się jednak, że nie jest to relacja zero-jedynkowa. Po pierwsze, część nakładów w ramach nakładów na infrastrukturę (1,5 proc. PKB) wspiera równocześnie bezpieczeństwo militarne i rozwój cywilny, bo inwestycje w infrastrukturę energetyczną, cyberbezpieczeństwo czy transport są jednocześnie elementem transformacji gospodarczej. Po drugie, w historii gospodarczej wielokrotnie obserwowano, że wydatki obronne mogą pełnić rolę impulsu rozwojowego, ponieważ stymulują przemysł, innowacje technologiczne i miejsca pracy, co z kolei zwiększa bazę podatkową i daje większą przestrzeń do finansowania reform społecznych. Problemem nie jest więc sama wysokość wydatków, ale to, czy przekładają się one na zdolności obronne i rozwój gospodarczy, czy też pochłaniane są przez nieefektywne mechanizmy. Właściwie zaprojektowana polityka obronna nie musi być konkurencyjna wobec polityki społecznej czy energetycznej, lecz może je uzupełniać, wzmacniając odporność całej gospodarki.
Warto też zauważyć, że różnice w podejściu wynikają nie tylko z kalkulacji fiskalnych, ale także z geograficznego postrzegania zagrożenia. Państwa położone bliżej Rosji postrzegają zwiększone wydatki na obronę jako absolutnie priorytetowe, bo dotyczą ich bezpośredniego bezpieczeństwa egzystencjalnego. Natomiast część państw Europy Zachodniej, bardziej oddalonych od potencjalnego teatru działań, jest skłonna traktować inwestycje obronne jako koszt alternatywny wobec polityk społecznych czy transformacji energetycznej. To zróżnicowanie percepcji tłumaczy, dlaczego jedne stolice szybciej akceptują pułap 5 proc. PKB, a inne podchodzą do niego z większym sceptycyzmem.
Domyślam się, że wydatki na obronność są tylko jednym z elementów polityki bezpieczeństwa. Jaką pani zdaniem Polska powinna przyjąć strategię wobec obecnej sytuacji geopolitycznej?
Coraz częściej obserwujemy, że inne państwa jak Wielka Brytania, Niemcy, kraje bałtyckie czy też kraje nordyckie, rozwijają współpracę obronną z Ukrainą. To proces, z którego płynie obopólna korzyść, ponieważ kraj prowadzący wojnę, zmuszony do szybkiego poszukiwania nowych, często tańszych i bardziej innowacyjnych rozwiązań, staje się laboratorium technologii, z którego partnerzy mogą czerpać wiedzę i doświadczenie. Szczegóły umów dwustronnych nie są ujawniane, ale nie ulega wątpliwości, że transfer wiedzy i technologii z Ukrainy może w przyszłości wzmacniać także polski sektor obronny. Dlatego w debacie o bezpieczeństwie Polski kluczowe jest podejście dywersyfikacyjne: z jednej strony utrzymywanie silnego filaru transatlantyckiego w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, a z drugiej – aktywne uczestnictwo w polityce obronnej Unii Europejskiej i w ramach NATO. Równolegle niezbędny jest rozwój krajowego przemysłu zbrojeniowego (bo samo kupowanie sprzętu za granicą nie daje długoterminowej niezależności) oraz budowanie ścisłych relacji z Ukrainą i państwami najbardziej zagrożonymi w Europie. Takie podejście nie tylko zwiększa strategiczną niezależność, redukując ryzyko jednostronnej zależności, ale również wzmacnia pozycję Polski na arenie międzynarodowej i zapewnia długofalowe bezpieczeństwo zarówno polityczne, jak i ekonomiczne.
Rozmawiała Marta Wiśniewska

Dr Oleksandra Werbowa pracuje w Instytucie Nauk Politycznych na Wydziale Nauk Społecznych UWM. Do jej naukowych zainteresowań należy tematyka gospodarki globalnej, a obecnie w swoich badaniach szczególną uwagę poświęca zagadnieniom międzynarodowej konkurencyjności państw. W tym kontekście regularnie śledzi sytuację na rynkach finansowych oraz politykę gospodarczą różnych krajów. Ze względu na swoje ukraińskie pochodzenie, na bieżąco obserwuje również wydarzenia związane z wojną w Ukrainie.
