24 Styczeń 2023
Nauka
Elektrownie wodne cechuje stabilna produkcja energii elektrycznej. Zwiększają retencję wód powierzchniowych i gruntowych, przyczyniają się do napowietrzania i oczyszczanie wód. Mogą być budowane w wielu miejscach, nawet na małych ciekach wodnych. Wpływają korzystnie na atrakcyjność okolicy. A jednak, jak donosi portal „Wysokie Napięcie”, w ciągu ostatnich pięciu lat moc elektrowni wodnych w Polsce nie zwiększyła się.
Czy województwo warmińsko-mazurskie, w którym jest dużo wody, może poprawić swój bilans energetyczny dzięki małym elektrowniom wodnym?
Według czasopisma „Energetyka Wodna” w województwie na koniec 2019 r. pracowało 76 elektrowni wodnych o łącznej mocy nieco ponad 115 MW, w tym 44 o mocy poniżej 100 kW i cztery o mocy większej lub równej 1 MW.
Największą elektrownią wodną w warmińsko-mazurskim jest EW Pierzchały (pow. braniewski), na Pasłęce. Ma ona moc 3,3 MW.
Według autorów opracowania „Energia odnawialna województwa warmińsko-mazurskiego” z 2020 r. w naszym regionie jest 230 miejsc, w których woda może być spiętrzona. To przede wszystkim pozostałości po dawnych młynach. Łączna teoretyczna moc elektryczna tych spiętrzeń wynosi 16,3 MW. To niedużo. Autorzy opracowania szacują jednak, że w regionie miejsc potencjalnie nadających się do budowy małych elektrowni wodnych (MEW) jest kilkaset.
Pierwsze elektrownie wodne w naszym regionie powstały przed wiekiem i pracują do tej pory. Wydaje się, że energetyka wodna to branża już dobrze rozpoznana pod względem technicznym, stabilna, bo przecież zużycie energii elektrycznej stale rośnie, cena też, a jednak, jak widać, nie wykorzystujemy w regionie istniejącego potencjału, a o rozwoju już nie ma mowy.
Dlaczego?
– Bo do uruchomienia MEW potrzeba benedyktyńskiej cierpliwości i dużych pieniędzy – mówi mgr Krzysztof Łapiński z Wydziału Nauk Technicznych. – Załóżmy, że inwestor ma już wybrane miejsce – były młyn, który należy, podobnie jak wszystkie towarzyszące mu budowle hydrotechniczne, odremontować i wyposażyć. Na tym etapie musi mieć już projekt techniczny elektrowni, który musi uzgodnić z ochroną środowiska. To bardzo skomplikowana procedura. Jeśli potrwa 5 lat – to można to uznać za tryb ekspresowy. Standard to 8 lat uzgodnień. Ale to nie wszystko. Inwestor musi, podkreślam: musi, już na etapie uzgodnień z ochroną środowiska wykazać się dokumentem dzierżawy terenu pod zalew. Właścicielem gruntów są Wody Polskie. Przepisy mamy tak skonstruowane, że inwestor musi te grunty dzierżawić w momencie uzgodnień z ochroną środowiska i za nie płacić. Ta dzierżawa, jak obliczyłem, kosztuje elektrownię o mocy 90 kW w ciągu 5 lat przeciętnie 100 tys. zł – wyjaśnia Krzysztof Łapiński.
Tyle musi inwestor zapłacić, zanim cokolwiek zarobi. A przed nim jeszcze uzgodnienia z miejscowym Zakładem Energetycznym, potem sama budowa, zakup urządzeń, montaż, rozruch i wszystkie odbiory. Każda MEW to obiekt niepowtarzalny, który musi być indywidualnie zaprojektowany. Nic tam się nie da zrobić sztampowo, więc na każdym etapie pojawiają się komplikacje i usterki. Trzeba je sukcesywnie pokonywać, a to wymaga czasu i pieniędzy.
– Obliczyłem, że przy dzisiejszych cenach energii elektrycznej koszty uruchomienia MEW o mocy 150 kW to 4,7 mln zł. Elektrownia taka daje ok. 40 tys. zł zysku miesięcznie. To niby niemało, ale kiedy się spłaci? Za 10 lat. Tylko kto chce czekać od momentu przygotowań do uruchomienia elektrowni, do chwili, żeby zarabiać, 18–20 lat? – pyta Krzysztof Łapiński. I sam sobie odpowiada: – Praktycznie nikt. Wszyscy właściciele MEW, których znam, nie żyją z nich. Są one dla nich hobby, spełnieniem marzeń, misją – stwierdza. I to jest przyczyna tego, że MEW nie powstają. Dopóki droga do nich będzie tak długa i wyboista – nie będzie ich przybywać.
Lech Kryszałowicz
Mgr Krzysztof Łapiński jest pracownikiem Katedry Elektroniki, Elektrotechniki, Energetyki i Automatyki na Wydziale Nauk Technicznych. Specjalizuje się w zagadnieniach związanych z uruchamianiem i eksploatacją małych elektrowni wodnych. Zautomatyzował 3 elektrownie. Obecnie pracuje nad zwiększeniem mocy śruby Archimedesa (rodzaj turbiny wodnej) i uczynieniem jej bezpieczniejszej dla ryb.