30 Lipca 2025

Aktualności


Szymon Piątkowski wrócił ze srebrnym medalem w taekwondo z 32. Letniej Uniwersjady, potwierdzając wysoką formę, którą dysponuje od początku sezonu. W tym roku celem studenta administracji na UWM są mistrzostwa świata, a nieco dalszym igrzyska olimpijskie, które w 2028 roku odbędą się w Los Angeles. O drodze, która prowadzi do upragnionego medalu olimpijskiego, opowiedział w wywiadzie dla „Wiadomości Uniwersyteckich”.

Dosłownie kilka dni temu wróciłeś z Niemiec, gdzie w 32. Letniej Uniwersjadzie zdobyłeś srebrny medal. Stoczyłeś cztery walki i uległeś tylko Ukraińcowi Artemowi Harbarowi. Jak podsumujesz ten start?  

Każda ze stoczonych walk była wymagająca. W pierwszej mierzyłem się z zawodnikiem z Uzbekistanu i musiałem rozegrać trzy rundy, choć wygrałem ją pewnie 2:1. W drugiej walczyłem z zawodnikiem z Tajwanu i był to pojedynek o to, aby zapewnić sobie medal, więc pojawiły się dodatkowe emocje. W końcówce przechyliłem szalę na swoją korzyść i również zwyciężyłem 2:1. W półfinale pokonałem Chorwata 2:0 i uważam, że była to moja najlepsza walka w całym turnieju. Walkę o złoto przegrałem, ale o przegranych nie rozmawiajmy (śmiech).

Ja chciałabym się jednak zatrzymać przy twoich pojedynkach z Artemem Harbarem, bo do tej pory już kilkakrotnie pokrzyżował ci plany. Czego ci w tej chwili brakuje, żeby go pokonać?

Rzeczywiście, jest to dla mnie niewygodny rywal. Wiadomo, że staram się do moich walk wprowadzać różne nowe elementy czy zmieniać taktykę, bo gdybym walczył cały czas tak samo, to raczej nie przyniosłoby to dobrych rezultatów. Muszę jeszcze wspólnie z trenerami popracować nad tym, w jaki sposób rozgrywać walki z tym konkretnym zawodnikiem. Jednak uważam, że akurat ten pojedynek na Uniwersjadzie był dobry, bo popełniłem tylko kilka błędów.

Uniwersjada to takie igrzyska olimpijskie sportu akademickiego, a ty startowałeś w tych zawodach po raz drugi. Co sądzisz o ich organizacji?

Pamiętam, że bardzo podobało mi się w Chinach, kiedy to startowałem po raz pierwszy, bo mieszkaliśmy w wiosce, dzięki czemu można było poczuć prawdziwą atmosferę, taką właśnie zbliżoną do igrzysk olimpijskich. Teraz, w Niemczech, mieszkaliśmy w hotelach, ale z kolei z łatwością można było przemieszczać się pomiędzy miejscami rozgrywania poszczególnych dyscyplin. Jeśli zaś chodzi o taekwondo, to uważam, że bardzo dobrze były zorganizowane walki półfinałowa i finałowa, a poziom sportowy był bardzo wysoki. Jest to prestiżowa impreza i każdy przyjeżdża na nią jak najlepiej przygotowany.

Od początku tego sezonu znajdujesz się w dobrej formie – w zawodach Pucharu Świata w Holandii i Zjednoczonych Emiratach Arabskich zdobyłeś srebrne medale, a we wspomnianym President’s Cup brązowy.

To prawda. Odzwierciedleniem tego jest moja pozycja wicelidera światowego rankingu taekwondo i wszystko wskazuje na to, że po Uniwersjadzie wskoczę na pierwsze miejsce. To nie jest jeszcze moja szczytowa forma, bo znajduję się w fazie przygotowań do mistrzostw świata, które w październiku odbędą się w Chinach, ale rzeczywiście można powiedzieć, że idzie mi dobrze.    

Jakie są twoje plany startowe do mistrzostw świata?

W drugiej połowie sierpnia miałem brać udział w Akademickich Mistrzostwach Europy w Warszawie, ale trener zdecydował o wycofaniu nas z tych zawodów, ponieważ odbędą się one zaledwie tydzień przed Grand Prix w Korei Południowej. Jest to bardzo prestiżowy cykl i w tym roku byłem już w Charlotte, w Stanach Zjednoczonych. Przed mistrzostwami świata będzie jeszcze kilka mniejszych startów, ale nie chcę podawać szczegółów, bo plany mogą ulec zmianie.  

Taekwondo to jedyna dyscyplina sportu, którą trenowałeś?

Zanim zacząłem uprawiać taekwondo, przez trzy lata trenowałem gimnastykę artystyczną. Ale kiedy wspólnie z rodzicami zdecydowaliśmy, że pójdę do szkoły mistrzostwa sportowego, to musiałem wybrać coś innego, ponieważ nie było gimnastyki artystycznej dla mężczyzn. Wybór padł na taekwondo, ale na samym początku uprawiałem równolegle piłkę nożną. Ostateczną decyzję pomógł mi podjąć mój ówczesny trener, który zapytał mnie, czy chcę być najlepszy ze stu tysięcy taekwondzistów, czy ze stu milionów piłkarzy.    

Uważasz, że masz predyspozycje do uprawiania taekwondo?

Uważam, że mam predyspozycje do uprawiania wielu sportów, m.in. ze względu na to, że jestem wysoki i mam dobre przygotowanie motoryczne. Obserwuję to, gdy uprawiam jakiś sport rekreacyjnie, dla zabawy. Dość szybko się odnajduję i od razu budzi się we mnie duch rywalizacji. A jeśli chodzi o taekwondo, to chyba jest tak, że po prostu wszystko dobrze się ułożyło. Otrzymałem duże wsparcie od rodziców, od trenerów, no i miałem dużo samozaparcia, bo od samego początku byłem mocno skoncentrowany na osiąganiu dobrych wyników i zdobywaniu sukcesów.  

Grzegorz Michałowski / AZS UWM Olsztyn 

Twoi rodzice są w jakiś sposób związani ze sportem?

Ani mama, ani tata nie uprawiali profesjonalnie żadnej dyscypliny sportu, ale sport w rodzinnym domu był obecny, bo moi rodzice od zawsze byli bardzo aktywni fizycznie: uprawiali crossfit, chodzili na siłownię, biegali. Zawsze mnie do tego namawiali i chcieli, żebym coś trenował. Jestem im wdzięczny za to, że zaszczepili we mnie pasję do sportu. Później, gdy już zacząłem uprawiać taekwondo, to motywowali mnie do codziennych treningów, jeździli ze mną na zawody, a także obdarzali niezbędnym, zwłaszcza na początku, wsparciem finansowym. Zresztą do teraz często towarzyszą mi podczas walk, co jest dla mnie bardzo istotne.   

Dalekosiężnym, ale niezwykle ważnym celem, są dla ciebie najbliższe letnie igrzyska olimpijskie, które w 2028 roku odbędą się w Los Angeles. Razem z Mateuszem Chrzanowskim, również reprezentantem klubu AZS UWM Olsztyn, jesteście w kadrze olimpijskiej.

Oczywiście, że jest to mój wielki cel i jestem dodatkowo zmotywowany, bo z powodu kontuzji zostałem pozbawiony szansy zakwalifikowania się na igrzyska olimpijskie w Paryżu, a było bardzo blisko. Dostałem się do turnieju kwalifikacyjnego, ale tydzień przed zawodami skręciłem kostkę, co poskutkowało zerwaniem dwóch więzadeł. Pomimo to, z tymi zerwanymi więzadłami, podjąłem próbę startu, ale ostatecznie okazało się, że nie mogłem nawet chodzić, więc walkę oczywiście przegrałem. Szkoda, bo miałem rywali, z którymi wcześniej wygrywałem, więc myślę, że gdyby nie ta kontuzja, to była duża szansa pojechania do Paryża.

Jeśli planów nie pokrzyżują ci problemy zdrowotne czy inne przeciwności losu, to uważasz, że masz szansę zdobyć medal w Stanach Zjednoczonych?

Myślę, że tak – gdybym w to nie wierzył, to te wszystkie przygotowania byłyby bez sensu. Podążam drogą, która prowadzi do Los Angeles. Na razie wszystko zostało temu podporządkowane i robię wszystko, żeby jak najlepiej wykorzystać ten czas i dobrze prezentować się w poszczególnych turniejach. Później będę decydował, co dalej.   

Masz na myśli podjęcie decyzji, czy po igrzyskach w Los Angeles kontynuować karierę?  

Tak, będę musiał to przemyśleć, bo będę miał wówczas 25 lat, a to jak na zawodnika taekwondo, jest już sporo. Szczyt formy w tej dyscyplinie sportu przypada najczęściej w okresie 16-25 lat, kiedy gibkość ciała jest największa. Zdarzają się zawodnicy, którzy osiągają sukcesy w wieku nawet 30 lat, ale bazują wtedy bardziej na doświadczeniu, obyciu na macie, walcząc jednocześnie nieco bardziej defensywnie, bo nie są już tak szybcy i skoczni. Zobaczę, jak będę prezentował się na macie i na tej podstawie podejmę ostateczną decyzję.  

Powiedziałbyś o sobie, że jesteś zawodnikiem mocnym psychicznie, który potrafi radzić sobie z presją? 

Myślę, że tak. Czuję się silniejszy psychicznie, zwłaszcza w ostatnim czasie. Przez te ostatnie pół roku, podczas tych wszystkich startów, czułem się tak, jakbym nie odczuwał żadnych emocji. To jest bardzo osobliwe uczucie, ale wychodziłem na matę i czułem, jakbym na niej nie stał. Wiadomo, że adrenalina i stres mają negatywny wpływ na ciało, więc dzięki temu byłem luźniejszy i spokojniejszy, co tylko zadziałało na moją korzyść.

To, co mówisz nie jest powszechne. Teraz wielu sportowców wręcz otwarcie mówi o ogromnej presji, jaka towarzyszy profesjonalnemu uprawianiu sportu i wskazuje na potrzebę pobierania pomocy psychologicznej, by sobie z nią radzić.

Myślę, że jest to bardzo indywidualna kwestia. Wiele zależy od nastawienia i od tego, jak funkcjonuje się na co dzień. Oczywiście, nie jest też tak, że ja nigdy nie odczuwam stresu czy presji. Np. teraz, na Uniwersjadzie, denerwowałem się przed dwiema pierwszymi walkami. Czułem, jak szybciej bije mi serce i mam przyspieszony oddech, bo byłem największym faworytem z Polski do zdobycia medalu i bardzo chciałem sprostać tym oczekiwaniom. Ale już w półfinale poczułem spokój, ciało się rozluźniło i moje poruszanie na macie od razu wyglądało inaczej.

Czego ci życzyć jeszcze w tym sezonie?

Oczywiście zdobycia medalu na mistrzostwach świata. Do tej pory ta sztuka udała się tylko naszemu trenerowi Marcinowi Chorzelewskiemu i bardzo chciałbym być tym zawodnikiem, który to powtórzy.  

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Fot. Grzegorz Michałowski / AZS UWM Olsztyn

Rodzaj artykułu